– Córeczka hrabiego to twarda sztuka – zawyrokował Lorenzo. – Nie ustąpi.
Otrzymali również raport na temat ostatnich poczynań Karakoza: handlarz bronią przepadł jak kamień w wodę w jednej z byłych republik radzieckich, dokąd pojechał po towar.
Matthew Lucas zawitał do biura dopiero o dziesiątej.
– Dzień dobry, może panowie mi zdradzą, co ugryzło nasze panie? – rzucił od progu.
Hans Wein spojrzał na niego z irytacją. Brzydził się tego typu komentarzami. Natomiast Lorenzo uśmiechnął się do niego pytająco.
– Laura prawie nie odpowiedziała na moje powitanie, Andrea Villasante, na którą wpadłem na korytarzu, ma wisielczy humor, a i Diana Parker jest jakby nadąsana, nie powiedziała mi nawet dzień dobry. O Mireille Beziers nie wspominam, bo ta panienka nie raczy się z człowiekiem przywitać, choć dzisiaj na dodatek kiepsko wygląda. Cienie pod oczami sięgająjej do… no, najwyraźniej nasze panie nie mają za sobą udanego weekendu.
– Przynosi pan jakieś nowe wieści? – przerwał Hans Wein niezadowolony z trywialnych uwag Amerykanina.
– Niestety, nie.
– My też nic nie mamy – przyznał Panetta. – Chyba musimy uzbroić się w cierpliwość.
– Moim zdaniem powinniśmy jednak wkręcić się jakoś na zamek. Musimy po prostu natrafić na kogoś, kto jest gotowy sprzedać nam informację – stwierdził Matthew.
– Jestem z panem. Nawet ten jezuita sugerował nam wczoraj takie rozwiązanie, ale naszym ludziom we Francji nie udaje się przekupić nikogo z otoczenia hrabiego – brzmiała odpowiedź Lorenza.
– A jeśli podeślemy na zamek naszego człowieka? – nie dawał za wygraną Matthew.
– Na miłość boską, bądźmy rozsądni – przerwał im Hans Wein.
W tej samej chwili do gabinetu weszła Laura White.
– Właśnie przysłano z kadr – oznajmiła, podsuwając Hansowi Weinowi jakiś dokument.
– Świetnie! Nareszcie zrobili coś jak należy. Przenoszą pannę Beziers! – Hans Wein nie krył zadowolenia z tej wiadomości.
– Mam ją wezwać? – zapytała Laura.
– Nie, lepiej niech Lorenzo powie jej, że została przeniesiona do działu stosunków zewnętrznych. Tam jej będzie dobrze, w końcu ma ojca dyplomatę.
Lorenzo Panetta spojrzał ponuro na szefa. Nie rozumiał, dlaczego akurat on ma zwolnić Mireille, ale to był cały Hans Wein.
Mireille siedziała za biurkiem i rozmawiała przez telefon. Gdy Lorenzo podszedł do niej, zauważył, że Matthew Lucas mówił prawdę. Dziewczyna nie wyglądała najlepiej. Jej zawsze lśniące czarne włosy były matowe, pozbawione życia. Zaciekawiło go, czy Matthew miał rację również w przypadku Andrei Villasante i Diany Parker. Rozejrzał się po pokoju i osłupiał na widok twarzy Andrei: zdradzała nie tylko irytację, ale również zmęczenie, Hiszpanka wydawała się nieobecna duchem. Diana Parker nie wyglądała lepiej. Lorenzo zapytał się, co robiły podczas weekendu, by doprowadzić się do takiego stanu.
– Mireille, chciałbym z panią porozmawiać. Może wyskoczymy na kawę?
Mireille skinęła tylko głową, wstała i podążyła za szefem, jakby było jej obojętne, co ma jej do powiedzenia.
O tej rannej porze kawiarnia świeciła pustkami, mimo to Lorenzo wybrał na rozmowę z Mireille najbardziej ustronny kąt.
Zamówili po kawie. Lorenzo zauważył, że Mireille jest roztargniona, że myślami błądzi gdzieś daleko od biura.
– Ma pani kłopoty?
– Nie, dlaczego?
– Nie wiem, tak mi się wydawało.
– Proszę się o mnie nie martwić, tylko powiedzieć, czym zasłużyłam sobie na zaszczyt, by sam wicedyrektor centrum zapraszał mnie na kawę.
Lorenzo wyczuł gorycz sączącą się z jej słów i zapytał się w duchu, co takiego jej się przytrafiło. Postanowił nie owijać w bawełnę, tylko od razu przejść do rzeczy:
– Mireille, została pani przeniesiona do działu stosunków zewnętrznych.
– Naprawdę? No to wszyscy są nareszcie zadowoleni, prawda? Zdziwiło go, że nie wygląda na zaskoczoną, a zwłaszcza że przyjęła wiadomość ze stoickim spokojem, jakby nie obchodziło jej, że trafi do działu, gdzie na pewno nie znajdzie zajęcia na miarę swoich możliwości.
– Praca urzędnika ma swoje zalety, ale i wady. Przenosiny to, niestety, nasz chleb powszedni.
– Proszę sobie oszczędzić tych bredni! Hans Wein mnie nie znosi, więc się mnie pozbył, koniec, kropka. Dziękuję za kawę.
Wstała od stołu, ale Lorenzo pod wpływem niezrozumiałego dla siebie impulsu poprosił, by została.
– Ma mi pan jeszcze coś do powiedzenia?
– Nie poznaję pani…
– Przecież pan mnie nawet nie zna.
– Racja, nie znam pani, ale myślałem, że nie należy pani do osób, które się nad sobą litują. Miałem panią za kobietę bardziej zrównoważoną.
– Czego się pan spodziewał? Że podziękuję panu za wyrzucenie mnie? Wiem, że jestem dobrym analitykiem, że znam się na tej robocie, i to nie tylko za biurkiem, również w terenie, ale nikt nie zadał sobie trudu, by to sprawdzić. Niby dlaczego miano by to robić? Tworzycie zgraną paczkę, więc potraktowaliście mnie jak intruza.
– Proszę, niech pani usiądzie.
Wahała się przez chwilę, ale w końcu usiadła. Wbiła w niego wzrok, zastanawiając się, co usłyszy. Lorenzo Panetta również się wahał, choć Mireille nigdy by nie odgadła, z czego jego wahanie wynika.
Rozmawiali przez ponad godzinę. Najpierw mówił Lorenzo, a ona słuchała, potem zamienili się rolami. Po powrocie do biura Panetta nie mógł ukryć zdenerwowania, a i Mireille wydawała się bardziej spięta niż przed rozmową.
– Pójdziesz na lunch z jezuitą – polecił Panetcie Hans Wein, nie pytając nawet, jak mu poszło z Mireille. – Zabierz ze sobą Matthew. Przekażcie mu wszystkie nowości, choć w gruncie rzeczy jest ich tyle co kot napłakał.
Lorenzo skinął z roztargnieniem głową i poszedł szukać Matthew Lucasa, który był akurat zajęty rozmową z Andreą Villasante.
– Chciałbym z panem porozmawiać.
– Oczywiście, w każdej chwili. Co się dzieje? Lorenzo nie odpowiedział.
30
Raymond de la Pellisiere schronił się w milczeniu i apatii, a jego wierny majordomus Edward był teraz stróżem jego spokoju i pilnował, by nikt mu nie przeszkadzał.
Parę dni temu hrabia wrócił z podróży i od tej pory całymi godzinami przesiadywał w bibliotece, oddając się rozmyślaniom. Jego wspólnicy i znajomi z fundacji Pamięć o Katarach na próżno chcieli się z nim spotkać, zresztą arystokrata nie odpowiadał również na inne telefony. Gdy jednak rozległ się dzwonek komórki ukrytej w kieszeni jego marynarki, hrabia, chcąc nie chcąc, musiał wziąć się w garść i odebrać.
– Słucham?
– Towar gotowy. Zakładam, że dostawa ma nastąpić w ustalonym miejscu i że tym razem obejdzie się bez opóźnień.
Głos Jugola podziałał na hrabiego jak grom z jasnego nieba, przywołując go do rzeczywistości.
– Tak, wszystko ma się odbyć zgodnie z planem.
– W takim razie do roboty. Wie pan chyba, że aby dostawa doszła do skutku, musimy najpierw otrzymać obiecaną sumkę.
– Umówiliśmy się, że zapłacę po obejrzeniu towaru.
– Towar jest pierwszej klasy, a ryzyko dostawy w umówionym miejscu jest bardzo wysokie, dlatego wolimy zapłatę z góry.
– Dostaliście już zaliczkę.
– Tak, a teraz chcemy resztę.
– Nie dostaniecie wszystkich pieniędzy, dopóki towar nie będzie na miejscu. Mogę wam dać część, ale nie wszystko.