– A dokumenty?
– Za jakieś trzy, cztery dni będę w Paryżu. Zadzwonię do pana.- Dobrze, ale najwyższy czas doprowadzić transakcję do końca. My wywiązaliśmy się z naszej części umowy.
– To się okaże po dostawie.
Chciał zadzwonić do Ileny, ale postanowił przełożyć to na dzień po przyjeździe do Paryża. Ilena pewnie czeka na jego telefon. Musiał również skontaktować się z Łącznikiem, ale nie z tej samej komórki, z której rozmawiał z Jugolem, musi zmienić kartę SIM i miejsce rozmowy. Nie może pozwolić sobie na najmniejsze niedopatrzenie, bo wie, że Łącznik każe go zabić i zrobi to bez mrugnięcia okiem. Zdecydował się zadzwonić i do niego, i do Ileny z hotelu Crillon.
Trzymał jeszcze w ręku komórkę, gdy do biblioteki wkroczył majordomus. Minę miał nietęgą.
– Przepraszam, że przeszkadzam, panie hrabio, ale dzwoni pański nowojorski adwokat. Uprzedziłem, że jest pan na zebraniu, na wypadek gdyby nie chciał pan z nim rozmawiać.
Raymondowi zaczęły drżeć ręce, na plecach poczuł zimny pot. Telefon od adwokata mógł oznaczać tylko złe wieści. Choć najgorsze już się stało: hrabia nigdy nie zapomni upokorzenia, jakiego doznał od córki, która nie chciała widzieć go na oczy, kazała mu tylko powiedzieć, że rzygać jej się chce na myśl o ojcu faszyście, i że nigdy, przenigdy nie zgodzi się na rozmowę z nim.
Dał znak Edwardowi, by zostawił go samego. Odchrząknął i skierował się do swego gabinetu, chcąc porozmawiać z adwokatem bez świadków.
Odczekał kilka sekund przed podniesieniem słuchawki, bojąc się tego, co usłyszy.
– Dobry wieczór, mister Smith.
– Dzień dobry, to jest… dobry wieczór, panie hrabio. Mam wiadomość od pańskiej córki.
Znów przebiegł go dreszcz. Na wzmiankę o Catherine jego nerwy napinały się jak struny skrzypiec.
– Przed chwilą dzwonił do mnie jej adwokat i powiedział, że jego klientka wybiera się za kilka dni do Francji.
Raymond milczał oszołomiony tym, co usłyszał.
– Panie hrabio, jest pan tam? – zaniepokoił się adwokat.
– Tak, oczywiście.
– No więc pańska córka chce podobno odwiedzić miejsca związane ze swoją matką, no, wie pan, taka podróż sentymentalna. Postanowiła wstąpić również na zamek… Pyta, czy może przyjechać. Adwokat powiedział jednak wyraźnie, że jej decyzja nie oznacza pojednania, chodzi tylko i wyłącznie o wizytę.
– Moja córka może przyjechać, kiedy tylko chce. Zamek jest jej domem, pewnego dnia będzie należał do niej. Zechce mnie widzieć?
– Cóż, jej adwokat powiedział, że tak, że zgadza się z panem spotkać, podkreślił jednak, że nie oznacza to zmiany jej stosunku do pana.
– Kiedy przyjeżdża?
– Pojutrze przylatuje do Paryża, nie wiem jednak, czy pojedzie prosto do zaniku, czy rozpocznie swoją sentymentalną podróż gdzie indziej. Tego adwokat mi nie zdradził.
– Bardzo proszę mu przekazać, że Catherine może przyjechać, kiedy tylko zechce.
– Dobrze, przekażę… Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze…
– Do widzenia, mister Smith.
Adwokat odłożył słuchawkę i spojrzał nerwowo na siedzącego przed nim mężczyznę, który obserwował go bacznie i nie uronił ani słowa z rozmowy.
Raymond nie bardzo wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Na próżno starał się wzbudzić w sobie radość. Bał się Catherine, bał się spotkania z nią, mimo że na zamku, na własnych śmieciach, czuł się pewnie.
Pragnął ją zobaczyć, bo Catherine zawsze była dla niego tylko marzeniem. Nie znał jej twarzy, nie wiedział, jakiego koloru są jej oczy, jej włosy… Jest podobna do niego czy do matki?
Martwił się, że przyjeżdża właśnie teraz, gdy operacja znajduje się w fazie końcowej. Przecież miał jechać do Paryża, by spotkać się ponownie z Ileną. Miał też dzwonić do Łącznika, tajemniczego człowieka, który pociągał za sznurki jego życia i życia tylu innych osób, jakby byli marionetkami. Ale nie, on też wykorzysta Łącznika, bo dzięki niemu dokona zemsty, której nie zdążył dopełnić jego ojciec. Tak, właśnie on, dwudziesty trzeci hrabia d’Amis, pomści krew niewinnych, przelewając krew ich katów. Nieważne, że przyszło czekać na ten moment wiele wieków. Przecież Kościół nigdy nie przeprosił za tę przeklętą wyprawę krzyżową przeciwko katarom.
Poszukał numeru telefonu al-Bashira. Muszą się zobaczyć i ustalić dzień, kiedy przelana zostanie chrześcijańska krew.Salim al-Bashir był w Londynie i jadł kolację z grupą intelektualistów dyskutujących właśnie na temat sojuszu cywilizacji. Rozmowa była krótka i na pozór błaha. Umówili się na weekend w Paryżu, zjedzą razem obiad w L’Ambroisie przy placu des Vosges – tamtejsze kandyzowane foiegras z kaczki w szarym pieprzu podbił podniebienie Salima.
Hans Wein czytał rejestr ostatnich rozmów telefonicznych hrabiego d’Amisa i choć nie wykazywał bynajmniej takiego podniecenia jak Lorenzo Panetta czy Matthew Lucas, musiał przyznać, że sprawa się skomplikowała.
Ojciec Aguirre nadal przebywał w Brukseli i upierał się przy teorii, że hrabia d’Amis i Stowarzyszenie połączyli siły, by zaatakować Kościół. Wein miał wrażenie, że hipoteza jezuity coraz bardziej trafia do przekonania jego zastępcy, Lorenzowi Panetcie, oraz Matthew Lucasowi, człowiekowi z amerykańskiej agencji wywiadowczej. Mimo to Wein nijak nie mógł uwierzyć w taki sojusz – przecież Stowarzyszeniu do podłożenia bomby nie jest potrzebny żaden francuski hrabia. Ich terroryści udowadniali to, o zgrozo, aż nazbyt często.
– Czy teraz wystąpisz o zgodę na podsłuchiwanie rozmów telefonicznych Salima al-Bashira? – nie dawał za wygraną Lorenzo.
– Nasi brytyjscy koledzy, którzy dysponują tymi samymi informacjami co my, obruszyliby się, gdybyśmy wszczęli śledztwo w sprawie tego człowieka. Boją się skandalu. Profesor al-Bashir przyjaźni się z trzema obecnymi ministrami, gościł nawet na dworze królewskim, gdzie zasięgnięto jego opinii na temat sytuacji i potrzeb muzułmanów żyjących w Zjednoczonym Królestwie. Brytyjczycy nie chcą nawet słyszeć o wzięciu na muszkę Salima al-Bashira.
– Popełniają duży błąd. Dlaczego tak się opierają? – zżymał się Panetta. – Czyżby lekceważyli przyjaźń tego człowieka z hrabią?
– Twierdzą, że al-Bashir nie musi wcale wiedzieć, że hrabia zadaje się z Jugolem. Pytają, czy zamierzamy podsłuchiwać wszystkie osoby utrzymujące kontakty z hrabią. Nie, bez Brytyjczyków nie możemy nic w tej sprawie wskórać.
– Bez Brytyjczyków, którzy, rzecz dziwna, stali się nagle strasznymi formalistami.
– Mają już i tak dość kłopotów z muzułmanami, wolą uniknąć kolejnych.
Laura White poinformowała o przybyciu ojca Aguirre. Lorenzo nie mógł się nadziwić zmianie, jaka w ostatnich dniach dokonała się w asystentce szefa. Wyglądała na zdenerwowaną. Zresztą Andrea Villasante też chyba miała problemy. Kłóciła się ze wszystkimi, zniknęło jej opanowanie, za które była podziwiana i szanowana. Lorenzo zastanawiał się, co się stało z tymi dwoma kobietami. Zwrócił również uwagę, że stosunki między nimi się ochłodziły. Przedtem od czasu do czasu wychodziły razem na sąuasha albo do galerii lub muzeum, a teraz wyraźnie siebie unikały, jakby nie chciały mieć ze sobą nic wspólnego.
Pozdrowienie ojca Aguirre przywołało go do rzeczywistości. Duchowny twierdził, że rozszyfrował jedno ze zdań ocalałych pośród spalonych frankfurckich dokumentów.
Hans Wein nie wierzył zbytnio w odkrycia jezuity, z lękiem myślał o jego hipotezach dotyczących badanej przez centrum sprawy.
Ignacio Aguirre był w pełni świadomy oporów, jakie jego słowa budzą w dyrektorze Centrum do Walki z Terroryzmem, ale nic sobie z nich nie robił. Był zbyt przerażony niebezpieczeństwem, jakie zawisło nad Kościołem, by martwić się swoją podeptaną miłością własną i tym, że patrzano na niego jak na starego wariata.