Выбрать главу

– Wydaje mi się, że jedno ze zdań pochodzi z tekstu Ottona Rahna – stwierdził.

– Które? – zainteresował się Lorenzo Panetta.

–  Nasze niebo otwarte jest tylko dla tych, którzy nie są stworzeniami… Reszta brzmi:…podrzędnej rasy, bękartami lub niewolnikami. Stoi ono otworem przed Aryjczykami, które to słowo oznacza wielkich panów.

Zarówno Wein, jak i Panetta popatrzyli na niego osłupiali. Ale Ignacio Aguirre mówił dalej:

– Zdanie to jest kontynuacją poprzedniego akapitu: Niepotrzebny jest nam Bóg Rzymu, mamy własnego Boga.

–  Tak pisał Otton Rahn?

– Tak właśnie myślał ten typek – potwierdził ojciec Aguirre. – Natrafiłem na te teksty dzięki zapiskom profesora Arnauda.

– Ale jak wytłumaczyć fakt, że teksty Ottona Rahna znajdowały się w rękach islamskiej komórki, która dokonała zamachu we Frankfurcie? – zapytał rozeźlony Hans Wein.

– Nie wiem. Może terroryści kontaktowali się z hrabią d’Amisem, a ten podsuwał im pseudoliteraturę na temat katarów, a może któryś z terrorystów pod wpływem hrabiego zainteresował się katarską herezją.

– Nonsens! – wykrzyknął zirytowany Wein. – Ksiądz próbuje nam wmówić, że za zamachami popełnionymi przez Stowarzyszenie stoi hrabia d’Amis!

– Nie, broń mnie, Panie Boże. Stowarzyszenie to banda islamskich fanatyków, którzy wypowiedzieli wojnę Zachodowi. Ja po prostu sugeruję, że może istnieć pewna zgodność interesów między hrabią a Stowarzyszeniem, w tym przypadku chodzi o zaszkodzenie Kościołowi. Inne zdanie również daje dużo do myślenia: Niedoskonałość nie może pochodzić… ciąg dalszy brzmi: z tego, co doskonałe. Tak pisał Rahn w książce Krucjata przeciwko Graalowi, traktującej o istocie kataryzmu i z tego właśnie powodu poddanej analizie przez profesora Arnauda. Rozumiem, że moja teoria wydaje się panu trudna do przyjęcia, proszę jej jednak nie odrzucać. Boję się, że mogę mieć rację. Istnieje oczywisty, bezsprzeczny związek między Raymondem de la Pallisiere a Stowarzyszeniem, zresztą i profesor Salim al-Bashir nie jest chyba takim niewiniątkiem, jak się panom wydaje.

– Ojcze, proszę nie mieć mi tego za złe, ale coś mi się zdaje, że ksiądz ma obsesję na punkcie kroniki brata Juliana i jej związku ze zmarłym profesorem Arnaudem. Wszyscy trzej przeczytaliśmy tę kronikę i bez wątpienia jest to dzieło poruszające, ale trudno mi uwierzyć, że słowa braciszka zakonnego żyjącego przed siedmioma wiekami mogłyby doprowadzić dzisiaj do zamachu terrorystycznego przeciwko Kościołowi.

– Rozumiem pańskie opory, panie Wein, ale mam obowiązek ostrzec panów przed możliwym, moim zdaniem, niebezpieczeństwem. Jestem bardziej niż pewien, że dojdzie do ataku na Kościół. Niestety, nie potrafię wyjaśnić pozostałych słów: KRZYŻA W RZYMIE, POLEJE SIĘ KREW W SERCU ŚWIĘTEGO… i raz jeszcze KRZYŻ… Ale nie ulega wątpliwości, że chodzi o miejsce planowanego zamachu. Jeśli chodzi o Kroniką brata Juliana, tak, muszę przyznać, że wpłynęła ona na moje życie, bardziej niż mogłem podejrzewać, gdy po raz pierwszy wziąłem ją do ręki. Mogę jednak zapewnić, że podczas mojej wieloletniej służby Kościołowi nigdy nie oszukiwałem siebie ani nikogo innego tylko po to, by uwiarygodnić wysuniętą przeze mnie teorię.

– Doskonale, będziemy kontynuowali śledztwo. Obiecuję, że weźmiemy po uwagę ostrzeżenie księdza – mruknął niechętnie Hans Wein.

– Czuję, że moja obecność pana irytuje – powiedział otwarcie Ignacio Aguirre. – Rozumiem, panowie oczekują, by sprawy wyglądały tak, jak według panów powinny wyglądać, próbują panowie zgłębić logikę terrorystów. Proszę mi jednak wierzyć, terroryści zawsze panów zaskoczą. Dlatego na pierwszy rzut oka nijak nie da się wytłumaczyć, dlaczego w dokumentach spalonych w apartamencie, gdzie ukryli się islamscy zamachowcy, natrafiono na teksty Ottona Rahna. A co do katarów… rozumiem, trudno panom uwierzyć, by francuski arystokrata chciał mścić się na Kościele siedem wieków po zdobyciu przez chrześcijan Montsegur, ale taki jest właśnie zamiar hrabiego d’Amisa. Od kołyski wpajano mu konieczność dokonania zemsty, dla niego katarzy to nie zamierzchła przeszłość, ale teraźniejszość, całe jego życie, jestem tego pewien.

– Brakuje nam jednego ogniwa – zauważył Lorenzo Panetta.

– Tak, najwyraźniej – przyznał jezuita. – W tym przypadku możemy tylko snuć przypuszczenia. Panowie wiedzą lepiej ode mnie, że istnieją lobby, których interesy stoją ponad rządami i instytucjami. Być może to jest właśnie nasze brakujące ogniwo.

– Nie bardzo rozumiem, do czego ksiądz zmierza.

– Oj, rozumie pan, tyle że wzbrania się pan przed ewidentną prawdą. Wystarczy zastanowić się, dlaczego w Iranie obalono szacha i zaprowadzono dyktaturę religijną, dlaczego Bin Laden był człowiekiem Zachodu, dlaczego pewne światowe wydarzenia nie są, niestety, dziełem przypadku, ale odpowiadają interesom pewnej grupy… Chcę przez to powiedzieć, że moja teoria na temat hrabiego d’Amisa i Stowarzyszenia planujących zaatakować razem Kościół sprawdzi się, może być pan tego pewien, mimo że w pana oczach zakrawa na bzdurę. Wyjeżdżam do Rzymu, by podzielić się moimi wnioskami z przełożonymi. Kościół musi przygotować się na odparcie grożącego mu ataku. Teraz należy tylko ustalić, gdzie ten atak nastąpi, ale to już, drodzy panowie, wasze zadanie.

Spotkanie z ojcem Aguirre popsuło humor Hansowi Weinowi i sprawiło, że Lorenzo Panetta popadł w zadumę, nie śmiał bowiem przyznać w obecności szefa, że jego zdaniem jezuita ma rację. Ale Panetta wiedział, że niewiele wskóra, stosując się do poleceń szefa. Szanował go, był do niego przywiązany, wiedział jednak, że Wein jest rasowym biurokratą – bałby się nawet pomyśleć o zrobieniu czegoś wykraczającego poza urzędnicze instrukcje. Tymczasem Panetta czuł, że przepowiednia ojca Aguirre może się sprawdzić i fundamentaliści dokonają zamachu na Kościół. Tylko gdzie, kiedy, jak? Liczył, że zdobędzie jakieś informacje z zamku d’Amis, mimo że wszystkie dotychczasowe próby nakłonienia tamtejszych mieszańców do zdrady hrabiego spaliły na panewce. Ale on był gotowy wykonać zagranie, o którym nie wspomniał Hansowi Weinowi ani słowem.

Musiał porozmawiać o tym z Matthew Lucasem. Ufał Amerykaninowi, czuł, że jest nonkonformistą skłonnym w razie potrzeby zaryzykować własną karierę.

Matthew zawsze pakował się w problemy, bo nijak nie potrafił zachować politycznej poprawności.

* * *

Hakim przechadzał się po Jerozolimie z pewnym niepokojem. Said, członek Stowarzyszenia mieszkający w Jerozolimie, nie odstępował go na krok. Said był handlarzem, prowadził sklepik z pamiątkami na jerozolimskiej starówce, niedaleko Bramy Damasceńskiej, i zapewniał, że słyszał o Canos Blancos – uczepionej zboczy granadyjskich gór Alpuhara wiosce, której burmistrzem był Hakim, zanim został wyznaczony do misji.

Omar, przywódca hiszpańskiego oddziału Stowarzyszenia, ufał mu nie mniej niż Salim al-Bashir i wiedział, że nie zawiedzie ich oczekiwań, dlatego poprosił go o poświęcenie życia dla sprawy. Na czele Canos Blancos stanął teraz brat Hakima doskonale przygotowany do tego, by być burmistrzem i stróżem tej bezpiecznej kryjówki Stowarzyszenia w Hiszpanii.

Hakim martwił się o Mohameda i Alego. Zdążył dobrze ich poznać, przygotowując ich do zamachu w Santo Toribio. Byli pełni dobrej woli, ale brakowało im wiary – nie wierzyli do końca w potrzebę ofiary. Dostrzegał w ich oczach trwogę za każdym razem, gdy przypominał im, że muszą zginąć, by zapewnić powodzenie operacji.