W Rzymie nie zabawił długo, odbył tylko spotkanie w cztery oczy z biskupem Pelizzolim stojącym na czele watykańskiego Departamentu Analizy Polityki Zagranicznej. Rozmawiali długo. Słowa starego jezuity wzmogły jeszcze niepokój Pelizzolego oraz władz watykańskich z powodu niebezpieczeństwa grożącego Kościołowi.
Ovidio Sagardia i Domenico Gabrielli nie zostali zaproszeni do udziału w naradzie ojca Aguirre z biskupem i innymi duchownymi kierującymi Kościołem.
Mimo to Ovidio znalazł chwilę, by porozmawiać sam na sam z człowiekiem, który był mu bliższy niż ojciec. Zamienił z nim kilka słów tuż przed wyjazdem starego jezuity do Paryża.
– Ojcze, może znajdzie ojciec dla mnie minutkę… – powiedział pokornie Ovidio.
Sędziwy duchowny przystał bez entuzjazmu na jego prośbę. Ostatnią rzeczą, która go obchodziła w obecnej sytuacji, był Ovidio i jego duchowe rozterki. Trudno było przyznać mu się nawet przed samym sobą, że jego podopieczny go rozczarował.
– Słucham – rzucił oschle.
– Chciałbym ojca przeprosić. Wiem, że ojca zawiodłem, że nawaliłem w najważniejszym momencie. Ojciec liczył, że sprawdzę się w sytuacji takiej jak ta, dlatego czuwał ojciec nade mną przez te wszystkie lata, zachęcając do zdobywania wiedzy i doświadczenia oraz ułatwiając mi karierę. Wiem, że zgrzeszyłem niewdzięcznością, stawiając osobiste sprawy przed obowiązkami wobec Kościoła. Przepraszam, chciałbym ojca prosić o wybaczenie.
Postawa Ovidia podniosła ojca Aguirre na duchu, wzruszyła go jego skrucha.
Tak bardzo starał się wychować tego chłopaka na pożytek Kościołowi, że być może zapomniał, iż Ovidio jest tylko człowiekiem – zresztą podobnie jak on.
– Nie musisz mnie przepraszać. Cieszę się, że poszedłeś po rozum do głowy. No, ale na mnie już czas, porozmawiamy innym razem.
– Nie uspokoję się, dopóki mi ojciec nie wybaczy…
– Ovidio, nie muszę ci niczego wybaczać. Najważniejsze, iż zrozumiałeś, że powinieneś służyć Kościołowi tam, gdzie jesteś potrzebny. Pokój z tobą, mój synu, pomagaj nam, jak tylko zdołasz, w tym trudnym momencie.
– Ojcze… naprawdę kronika brata Juliana doprowadziła do tego wszystkiego?
– Na Boga, co też wygadujesz! Nie zwalajmy całej winy na biednego brata Juliana.
– Ale to on nawoływał do zemsty… W kronice prosi, by pomszczono krew niewinnych…
– Tylko nie popadajmy w paranoję. Brat Julian cieipiał, ponieważ jego sumienie buntowało się przed narzucaniem wiary siłą. No, Ovidio, spróbuj wczuć się w położenie tego poczciwego mnicha, ale przede wszystkim nie zapominaj, że mówimy o wydarzeniach z trzynastego wieku. Brata Juliana gryzło sumienie i czuł, że rozlew krwi nie powinien ujść katom bezkarnie. Proszę, proszę, widzę, że zacząłeś brać na serio tę kronikę…
– Przepraszam, ale ojca przywiązanie do tej książki zawsze zakrawało w moich oczach na obsesję, dziwactwo… Nigdy bym nie przypuszczał, że pewnego dnia kronika brata Juliana stanie się kluczem do rozwiązania tak potwornej zagadki.
– Porozmawiamy o tym po moim powrocie. Teraz muszę już iść.
– Opuszcza ojciec Rzym?
– Jadę do Paryża.
– Do Paryża?
– Tak, ojciec Pelizzoli poinformuje was o tym, co jego zdaniem powinniście wiedzieć o sytuacji.
Jezuita rozmyślał o Ovidiu, podążając za urzędnikiem, który prowadził go do gabinetu, gdzie Panetta urządził swój paryski punkt dowodzenia. Nie zdziwił się, ujrzawszy tam również Matthew Lucasa, który najwyraźniej dobrze się rozumiał z Panetta.- Cieszę się, że ojca widzę – powiedział mu na powitanie wicedyrektor brukselskiego centrum. – Hans Wein powiadomił mnie o przyjeździe księdza.
– Jak się pan zapewne domyśla, jesteśmy bardzo zaniepokojeni. Nie wiem, czy się na coś przydam… W każdym razie pozwolono mi do panów dołączyć i śledzić z bliska przebieg operacji.
– Bardzo liczymy na ojca rady i doświadczenie – zapewnił Panetta. – A teraz chciałbym z ojcem porozmawiać, z tym że proszę potraktować naszą rozmowę jak spowiedź i zachować w tajemnicy, bo to, co ojciec usłyszy, musi pozostać między nami…
Raymond nie był głodny, nie miał też ochoty nigdzie wychodzić. Zdecydował się pozostać w hotelowym apartamencie i wypocząć. Od jakiegoś czasu próbował czytać, ale nie mógł skoncentrować się na lekturze, w końcu włączył telewizor.
Drgnął na odgłos telefonu, choć zdecydowanie bardziej wystraszyły go słowa kierownika recepcji:
– Panie hrabio, przepraszam, że przeszkadzam, ale jakaś pani, która przedstawiła się jako pańska córka, chce z panem rozmawiać.
Zaniemówił, nie wiedząc, jak się zachować. Dopiero po kilku sekundach oprzytomniał. Nie, to niemożliwe, Catherine nie może być w Crillonie, a już na pewno nie może domagać się spotkania z nim.
– Chyba nie zrozumiałem – bąknął.
– Pańska córka jest na dole, w recepcji, prosi, byśmy pana zawiadomili. Ma odwiedzić pana w apartamencie czy zaczekać w holu?
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie docierało do niego, że Catherine jest tak blisko, kilka pięter niżej. Poczuł, że drżą mu nogi.
– Panie hrabio… – Recepcjonista nie mógł doczekać się odpowiedzi.
– Proszę zapytać moją córkę, czy woli przyjść do mnie, czy zaczekać na mnie w holu.
Po chwili recepcjonista poinformował, że boy hotelowy zaprowadzi jego córkę na górę.
Obleciał go strach. Zimny pot spływał mu po plecach. Bał się Catherine, o której wiedział tylko, że go nienawidzi. Przez lata marzył, by ją poznać, uściskać, ale myślał, że to marzenie nigdy się nie spełni, bo jego córka wzbraniała się przed spotkaniem i nie kryła pogardy do niego. Zresztą kazała swojemu adwokatowi przypomnieć mu o tym niecały tydzień temu. A tu proszę, w ciągu dwóch dni zmieniła zdanie, bo nie tylko postanowiła przyjechać do Francji – cóż z tego, że chodziło najwyraźniej o podróż sentymentalną śladami zmarłej matki – ale nawet wprosiła się na zamek. A teraz na dodatek zjawia się bez zapowiedzi w jego hotelu…
Pukanie oznajmiło przybycie Catherine. Podszedł niepewnym krokiem do drzwi, otworzył i zamarł: zobaczył przed sobą kobietę o kościstej twarzy, olbrzymich czarnych oczach i kasztanowych włosach z mahoniowymi odblaskami. Boy przyglądał im się ciekawie, czekając na napiwek od hrabiego.
Catherine weszła bez słowa. Wyglądała na bardzo pewną w siebie, w jej wzroku nie było śladu wzruszenia.
– A więc ty jesteś moim ojcem – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.
– Tak – wymamrotał.
– Inaczej sobie ciebie wyobrażałam.
Nie odpowiedział. Zaschło mu w ustach i w gardle, czuł się niepewnie w towarzystwie tej kobiety, która błądziła wzrokiem po salonie. On również inaczej ją sobie wyobrażał. Nie przypominała Nancy, no, może tylko pewnością siebie, która z niej emanowała.
– A jak mnie sobie wyobrażałaś? – zapytał.
– Bo ja wiem… chyba… chyba jak potwora, choć mama twierdziła, że byłeś bardzo przystojny. Pewnie dlatego się w tobie zakochała i wyszła za ciebie za mąż.
– Jak potwora… – szepnął zbolałym głosem Raymond.
– Bo dla mnie jesteś potworem – odparła Catherine bez zastanowienia.
– Czego chcesz? – zapytał ledwie słyszalnie.
– Chcę odwiedzić miejsca, gdzie mieszkała mama i dziadkowie. Chcę się dowiedzieć, jak wyglądało jej życie we Francji. Chciałabym również… – Catherine urwała i przygryzła wargę, jakby zastanawiała się nad tym, co powiedzieć. – No, chciałabym zrozumieć, jak mogła się w tobie zakochać.
– Byłaś bardzo związana z matką – stwierdził Raymond.
– Była dla mnie wszystkim. Gdy cię rzuciła, poświęciła się całkowicie mojemu wychowaniu, starała się jak mogła zastąpić mi ojca. Nigdy mnie nie zawiodła, to, kim jestem, zawdzięczam właśnie jej.- Żałuję, że nie poznałem cię wcześniej – wymamrotał Raymond. – Twoja matka nigdy nie zgodziła się na nasze spotkanie, a potem ty nie chciałaś mnie poznać.