Nagle zapadła cisza, ponieważ Edward, oddany majordomus hrabiego, wszedł pospiesznie do biblioteki, gdzie odbywało się zebranie. Edward podszedł do gospodarza i szepnął mu do ucha coś, co najwyraźniej go poruszyło, bo wszyscy obecni widzieli, jak blednie.
– Panowie, jestem zmuszony przeprosić was na chwileczkę, zaraz wracam.
Raymond wyszedł z biblioteki, a za nim podreptał Edward. Majordomus jeszcze nie otrząsnął się z osłupienia, w jakie wprawiły go słowa jednego ze służących, który poinformował go, że przyjechała jakaś panienka, czeka w holu i twierdzi, że jest córką hrabiego.
Edward natychmiast udał się do holu, gdzie ujrzał młodą kobietę o bezczelnym spojrzeniu z dwoma walizkami od Vuittona. Przyjezdna zaczęła go ponaglać, by wezwał jej ojca.
Hrabia wrócił na zamek dzień wcześniej, ale nie napomknął Edwardowi, że oczekuje czyjejś wizyty, a zwłaszcza wizyty córki, która – jak majordomusowi było wiadomo – mieszka w Stanach Zjednoczonych i nie chce mieć z hrabią nic wspólnego.
Catherine czekała na ojca, stojąc, wyraźnie nie dopisywał jej humor. Raymond zbliżył się, spoglądając na nią pytająco.
– Postanowiłam przyjechać – oznajmiła, uznając to za wystarczające wyjaśnienie tej niezapowiedzianej wizyty.
– Witaj na zamku.
– Dzięki.
– Edwardzie, zaprowadź moją córkę Catherine do zielonego pokoju i powiedz pokojówce, żeby pomogła jej w rozpakowaniu bagażu i we wszystkim, czego sobie tylko zażyczy.
– Nie zabawię tu długo…
– Zostaniesz, ile chcesz. A teraz wybacz, proszę, ale mam akurat spotkanie z pewnymi dżentelmenami, członkami zarządu mojej fundacji. Zamek jest do twojej dyspozycji. Mam nadzieję, że niebawem będę mógł się tobą zająć.
– Nie chcę przeszkadzać.
– Nie przeszkadzasz, a teraz wybacz…
Raymond wrócił do biblioteki zdezorientowany, a jednocześnie szczęśliwy z przyjazdu córki. Pomyślał, że przyjdzie mu się oswoić z nieprzewidywalnym zachowaniem Catherine, która, co jak co, ale pod tym względem jest akurat podobna do jego zmarłej żony.
Catherine weszła za Edwardem po schodach na pierwsze piętro, gdzie taktowny majordomus otworzył przed nią drzwi pokoju obitego bladozielonym jedwabiem.
– Powiem pokojówce, by pomogła panience rozpakować walizki.
– Nie trzeba, sama potrafię rozpakować swoje rzeczy.
– A jednak zawołam pokojówkę, na wypadek gdyby pani czegoś potrzebowała…
– Nie potrzebuję niczego, dziękuję.
Edward wyszedł, a Catherine odetchnęła z ulgą i zaczęła rozglądać się po pokoju.
Łóżko z baldachimem wydało jej się przeogromne, natomiast przypadł jej do gustu stojący pod ścianą sekretarzyk oraz dwa małe foteliki obite zielonym materiałem w nieco ciemniejszym odcieniu niż ściany. Zobaczyła dwie pary drzwi i otworzyła je zaciekawiona: jedne prowadziły do łazienki, drugie do garderoby.
Rozpakowanie walizek zajęło jej niecałe dziesięć minut. Nie mogła się doczekać zwiedzenia zamku.
Wyszła z pokoju i wpadła na Edwarda stojącego kilka kroków od drzwi.- Mogę panience w czymś pomóc?
– Tak, chciałabym obejrzeć zamek. Mógłby mnie pan oprowadzić?
Majordomus uśmiechnął się uszczęśliwiony, że będzie miał okazję wystąpić w roli przewodnika tej młodej osóbki, która pewnego dnia zostanie panią zamku d’Amis.
– A więc, proszę panów, pozostaje mi tylko zapewnić, że za kilka dni pomścimy naszych krewnych oraz cierpienia zadane im w przeszłości. Stanie się to w Wielki Piątek, nic więcej nie mogę powiedzieć, zresztą lepiej, by panowie nic więcej nie wiedzieli.
Mężczyzna posunięty w latach, z wyraźnym oksytańskim akcentem poprosił o głos.
– W imieniu nas wszystkich chcę pogratulować panu tego, co pan robi. Ród d’Amis zawsze był światłem, dzięki któremu pamięć o naszych męczennikach i o tym, co wydarzyło się w naszej ojczyźnie, nie przepadła w mroku. Pan, podobnie jak pański ojciec, wykazaliście się bezgraniczną ofiarnością.
Następnie głos zabrał mężczyzna w średnim wieku:
– Rozumiem, że nie powinniśmy żądać szczegółowych informacji, ale czy nie moglibyśmy poznać przynajmniej skali tego, co pan planuje?
Zanim odpowiedział, Raymond przez chwilę mierzył obecnych wzrokiem. Nie, nie powie im ani słowa więcej, niż powinien. Łącznik, który kierował do tej pory jego działaniami, nakazał mu dyskrecję. Nikt nie może wiedzieć więcej niż to konieczne, powtarzał. Nawet osoby i instytucje reprezentowane przez Łącznika nie wiedziały, co się stanie, a tym bardziej kiedy. Im chodziło wyłącznie o rezultat, a ten akurat Łącznik mógł im zagwarantować, podobnie jak on, hrabia, gwarantował słuchającym go teraz dżentelmenom, którzy podzielali jego uczucia i pragnienia, że wybiła godziny zemsty.
– Ze względu na bezpieczeństwo panów i moje oraz dla dobra samej operacji lepiej, żeby panowie nic nie wiedzieli. Proszę czekać cierpliwie na Wielki Piątek, dzień, w którym chrześcijanie opłakują śmierć Jezusa Chrystusa na krzyżu… Nic więcej nie mogę powiedzieć.
W tej właśnie chwili otworzyły się drzwi i wzrok obecnych spoczął na kobiecej sylwetce odcinającej się od półmroku panującego na progu biblioteki. Jednocześnie rozległ się oburzony głos Edwarda:
– Panienko, przecież mówiłem, żeby panienka nie wchodziła do biblioteki!
Ale Catherine zdążyła już wtargnąć na środek przestronnej sali, uśmiechając się do obecnych, lecz nie zaszczycając spojrzeniem własnego ojca.
– Proszę mi wybaczyć! Przepraszam, że przeszkadzam… Raymond spojrzał na córkę, która dojrzała w jego zielonych źrenicach gniewne błyski.
– Panowie, przedstawiam wam moją córkę. Catherine, ci panowie należą do zarządu fundacji Pamięć o Katarach.
Wszyscy obecni wstali z miejsc, by powitać córkę hrabiego d’Amisa. Wiedzieli o jej istnieniu, niektórzy mieli nawet okazję poznać przed laty Nancy, kobietę, która przez chwilę była żoną Raymonda de la Pallisiere.
Catherine pozdrowiła ich, rozpływając się w uśmiechach, i znów zaczęła ich przepraszać za wtargnięcie.
– Dopiero co przyjechałam i… cóż, przyznaję, że jestem pod wrażeniem tego miejsca. Nie mogłam powstrzymać się przed wejściem do biblioteki, gdy usłyszałam od Edwarda, że tu właśnie znajdują się portrety niektórych naszych przodków… Wszystko to jest dla mnie takie nowe…
Oczarowała obecnych, którzy zaczęli gratulować Raymondowi takiej córki i żartowali nawet, że na zamku od dawna brakowało kobiecej ręki.
Nie trzeba było zamykać zebrania, bo w gruncie rzeczy dobiegło końca. Raymond polecił więc Edwardowi podać przekąski. Było wpół do ósmej i większość zebranych poprosiła o sherry.
Catherine zamieniła z każdym kilka słów, wypytując o miejscowe zwyczaje, nie mogąc się nadziwić temu, co słyszała, i wykazując wielki entuzjazm do nauki i poznawania nowych rzeczy. Raymondowi szybko minął gniew, teraz rozpierała go duma.
Pół godziny później goście zaczęli się rozchodzić, życząc Catherine miłego pobytu na zamku i zapraszając do złożenia im wizyty razem z ojcem.
Sędziwy mężczyzna, znacznie starszy od hrabiego, podszedł do gospodarza, uścisnął go, a Catherine pocałował w rękę.
– Dzisiaj jest wielki dzień – powiedział – nie tylko ze względu na dobre wieści przekazane nam przez pani ojca, ale również dlatego, że mieliśmy okazję panią poznać. Drogi przyjacielu, porozmawiamy w Wielki Piątek.
Raymond miał ochotę zganić Catherine za wtargnięcie do biblioteki, ale zmienił zdanie – był zbyt dumny, że goście poznali jego przyszłą spadkobierczynię.
– Bardzo dobrze mówisz po francusku – pochwalił córkę. – Gdzie się nauczyłaś tego języka?