– Dokąd się teraz wybierasz?
– Hmm, chciałabym zobaczyć Lazurowe Wybrzeże, później może pojadę do Włoch.
– Proszę, nie wyjeżdżaj, zostań jeszcze trochę – prosił hrabia. Catherine była najwyraźniej wzruszona rozpaczą, jaką okazał ojciec na wieść o jej wyjeździe.
– Przecież wiesz, że nigdy nie zamierzałam tu zostać. Całe moje życie jest w Nowym Jorku, nie mogę zostawić galerii, mama bardzo się napracowała, by wyrobić jej renomę.
– Mogę ci towarzyszyć?
– Towarzyszyć? Do Nowego Jorku?
– Dokądkolwiek. Jestem już stary, mam tylko ciebie, a za kilka dni… no, powiedzmy, że za kilka dni przestanie istnieć to, co nadawało sens mojemu dotychczasowemu życiu.- A co nadawało sens twojemu dotychczasowemu życiu?
– Zemsta, pomszczenie krwi niewinnych.
Catherine zadrżała, bo pamiętała te słowa z Kroniki brata Juliana. Spojrzała ze współczuciem na człowieka, którego wychowano w katarskim obłędzie na strażnika tych słów i któremu wpojono nakaz zemsty. Ona jednak nie uważała, że brat Julian nawoływał do zemsty, raczej obawiał się, że ktoś zechce pomścić katarów, przelewając jeszcze więcej niewinnej krwi.
– Oszalałeś.
– Nie, bynajmniej, przecież dobrze wiesz, że nie jestem szaleńcem.
– Nie mogę tu zostać.
– Zostań przynajmniej jeszcze kilka dni, dwa, trzy… do Wielkanocy.
– Dlaczego?
– O nic więcej nie proszę.
– Niech będzie – zgodziła się, nie mogąc opanować niepokoju.
Edward nadzorował służbę podającą do stołu i przysłuchiwał się rozmowie ojca z córką. Majordomus wydawał się strapiony nie mniej od swego pana. Gdy jego wzrok napotkał spojrzenie dziewczyny, w oczach obydwojga pojawiły się harde błyski.
39
Twarz Panetty zdradzała ogromne napięcie, zresztą podobnie jak twarz ojca Aguirre i komisarza Morettiego. Przed dwoma dniami, w środę wieczorem, informator Panetty na zamku d’Amis zadzwonił do niego z wiadomością, że w Wielki Piątek mają zostać dokonane trzy zamachy: jeden na północy Hiszpanii, w Kantabrii, a konkretnie w klasztorze Santo Toribio, drugi w bazylice Grobu Pańskiego w Jerozolimie, a trzeci w Rzymie. Informator przyznał, że nie udało mu się dowiedzieć, gdzie dokładnie zamierzano przeprowadzić zamach w stolicy Włoch. Naraził się na wielkie niebezpieczeństwo, podsłuchując rozmowę hrabiego z tajemniczym gościem, który wydawał się mieć na niego wielki wpływ. Z akcentu wyglądał na Anglika, przedstawił się jako pan Brown i mówił o swoich „zleceniodawcach”, czyli osobach, które miały wiele zyskać na konfrontacji między radykalnymi islamistami a Zachodem.
Panetta zaklinał rozmówcę, by pod pierwszym lepszym pozorem opuścił zamek, jednak informator odpowiedział, że nie może tego zrobić, bo jego nagły wyjazd wzbudziłby podejrzenia hrabiego. Zaraz potem wyłączył się nagle, bez słowa pożegnania, co przestraszyło Panettę tak bardzo, że od tej pory o niczym innym nie mógł myśleć.
Wieczorem Hans Wein postawił w stan pogotowia wszystkie podlegające mu jednostki, aby wraz z policją hiszpańską, włoską i izraelską wytropić zamachowców ze Stowarzyszenia. Zostały zaledwie dwa dni, by ich powstrzymać.
Tegoż wieczoru Panetta postanowił udać się do Rzymu, miejsca najbardziej narażonego na atak terrorystów, nie wiedziano bowiem, gdzie dokładnie mają uderzyć. Towarzyszyć miał mu ojciec Aguirre.
Przed wyjazdem na lotnisko Panetta porozmawiał osobiście z Arturem Garcią, przedstawicielem unijnego Centrum do Walki z Terroryzmem w Madrycie, Hiszpanem, który zdobywał doświadczenie, ścigając terrorystów z ETA. Gdy Panetta wspomniał mu o Salimie al-Bashirze, Garcia obiecał, że poszuka śladów podejrzanego profesora na gruncie hiszpańskim. Oddzwonił do Włocha, jeszcze zanim ten zdążył udać się na lotnisko.
– Pański profesorek gościł niedawno w Hiszpanii, konkretnie w Granadzie, i wygłosił cykl odczytów na temat sojuszu cywilizacji. Wszystko wskazuje na to, że został zaproszony przez granadyjskiego biznesmena pochodzącego z Maroka, niejakiego Omara, właściciela kilku biur podróży i floty autokarów. Jest uważany za umiarkowanego islamistę i cieszy się szacunkiem hiszpańskich władz.
– Ten człowiek należy do Stowarzyszenia! Jestem tego pewien! – wykrzyknął Panetta.
– Może tak, może nie. Dla pewności wystąpiliśmy o oficjalne zezwolenie na śledzenie go i podsłuchiwanie jego rozmów telefonicznych. Nie mamy dużo czasu, ale liczę, że te kroki przyniosą jakiś rezultat. Siły bezpieczeństwa zostały postawione w stan najwyższej gotowości, opracowywany jest już plan ochrony Santo Toribio. Tak się składa, że obchodzimy właśnie rok jubileuszowy i do klasztoru dzień w dzień zjeżdżają pielgrzymi ze wszystkich stron Hiszpanii i Europy.
– Wspomniał pan, że ten Omar prowadzi biura podróży?
– Tak i kazałem sprawdzić, czy zorganizował ostatnio jakąś wycieczkę do Santo Toribio. Gdy tylko się czegoś dowiem, natychmiast do pana zadzwonię.
– Wyjeżdżam do Rzymu, złapie mnie pan w tamtejszej siedzibie centrum.
– Leci pan do Rzymu w środku nocy?
– Nasi francuscy koledzy oddali do naszej dyspozycji samolot.
– To się nazywa współpraca. Dobrze, będę pana informował na bieżąco.
Hans Wein miał przeprowadzić rozmowę telefoniczną z policją izraelską, natomiast Matthew Lucas udał się prywatnym samolotem do Jerozolimy, by na miejscu omówić szczegóły śledztwa.
W ową niespokojną noc Hans Wein poinformował Panettę, że Brytyjczycy nadal nie chcą się zgodzić na śledzenie Salima al-Bashira, gdziekolwiek on się znajduje.
– Nadal utrzymują, że profesor al-Bashir jest jak święta krowa i gdyby prasa dowiedziała się, że chcemy się do niego dobrać, wybuchłby skandal – wyjaśnił Wein.
– Nie rozumiesz, że al-Bashir jest mózgiem całej operacji?! To on zaplanował wszystkie zamachy, hrabia d’Amis wyłożył tylko pieniądze. Salim al-Bashir przebywa właśnie w Rzymie, a przecież wiemy, że Wieczne Miasto jest jednym z celów zamachowców. Na miłość boską, Hans, zrób coś!
Ale Wein był nieugięty i powtórzył, że bez zgody Brytyjczyków nie może nic zrobić.
– Izraelczycy już ruszyli do akcji, ale na razie błądzą po omacku.
– Nie wiemy nic poza tym, co ci mówiłem: zamachowcy chcą uderzyć w Grób Pański.
– Tak im właśnie powiedziałem. Matthew Lucas, gdy tylko dotrze do Jerozolimy, przekaże im wszystkie szczegóły, którymi dysponujemy. Zresztą wysłałem im już raport na ten temat. Nie mogą się nadziwić historii o hrabim i katarach…
– Przynajmniej wiedzą dokładnie, gdzie planowany jest zamach. Mam nadzieję, że zdołają powstrzymać tych zwyrodnialców ze Stowarzyszenia i unikną rzezi.
– Ponoć zamierzają tylko obstawić bazylikę Grobu Pańskiego, nie zamkną jej, bo chcą przyłapać terrorystów na gorącym uczynku. Na temat Stowarzyszenia wiedzą równie niewiele co my. Ci ludzie są jak duchy… no, mam nadzieję, że zdołają zapobiec tragedii. Rozmawiałem również z hiszpańskim ministrem spraw wewnętrznych.
– A ja rozmawiałem właśnie z naszym człowiekiem w Madrycie.
– Minister zdziwił się, że Stowarzyszenie obrało sobie za cel akurat Hiszpanię, twierdzi, że to jakieś nieporozumienie, bo przecież jego rząd jest wielkim orędownikiem sojuszu cywilizacji.
– Mam nadzieję, że z sojuszem czy bez potraktują sprawę poważnie – rzekł Panetta. – Jak ci już wspomniałem, rozmawiałem właśnie z naszym człowiekiem w Madrycie. Potwierdził, że siły bezpieczeństwa zostały postawione w stan najwyższej gotowości i że mają gęsto obstawić zabudowania i okolicę klasztoru Santo Toribio.- Z tego, co mi wiadomo, tam właśnie przechowywany jest największy zachowany fragment krzyża Chrystusowego – powiedział Hans Wein.