Выбрать главу

– Rozumiem.

Szef Stowarzyszenia w Jerozolimie dostrzegł na twarzy Hakima ślady nieprzespanej nocy, choć zdziwił go jego spokój – nic nie wskazywało na to, że tego dnia Hakim wybiera się na spotkanie ze śmiercią.

– Przyniosłeś pas? – spytał Saida.

– Tak, jest w plecaku. Wyjmij go, tylko ostrożnie.

Hakim otworzył plecak i wyciągnął pas z materiałami wybuchowymi. W plecaku znalazł również detonator, który miał przymocować do pasa, aby odpalić ładunek w odpowiednim momencie. Przyjrzawszy się pasowi, odłożył go ostrożnie na łóżko.

– Zjedz najpierw śniadanie, trochę cię pokrzepi – doradził mu Said.

– Racja, jestem głodny.

– Nikt nie powinien umierać z pustym żołądkiem – zaśmiał się Said.

– Mnie to w każdym razie nie grozi. O której ruszamy do akcji?

– Przewodnik zarządził zbiórkę twojej grupy na jedenastą, pójdziecie na piechotę do bazyliki Grobu Pańskiego, by wziąć udział w nabożeństwie o dwunastej. Pamiętaj o umowie: masz wmieszać się w tłum pielgrzymów. Na dobrą sprawę przypominasz Hiszpana, przez lata spędzone na Półwyspie Iberyjskim upodobniłeś się do tubylców. Wdaj się w pogawędkę z pielgrzymami, przyłącz się do tych rozgadanych staruszków, o których mi opowiadałeś, dotrzymuj im towarzystwa. I… sam najlepiej wybierzesz odpowiedni moment na naciśnięcie detonatora… Jednak jeśli znajdziesz się w opałach, nie wahaj się, odpal ładunek gdziekolwiek, choćby z dala od relikwii.

– Ale przecież naszym celem jest… – Hakim nie dokończył, bo Said wszedł mu w słowo:

– Pal licho cel. Wstrząśniemy światem bez względu na to, czy wysadzimy w powietrze bazylikę Grobu Pańskiego, czy dokonamy zamachu w jakimkolwiek innym miejscu w sercu Jerozolimy. W tym mieście każdy kamień jest święty, wszystko jedno, co zniszczymy. Nie narażaj na niepowodzenie całej operacji tylko dlatego, że nie uda ci się dotrzeć do celu. Zrozumiano?

– Nie martw się, niebawem chrześcijanie zaleją się łzami.

– O tak, muszą zapłakać za to, że pomogli żydowskim psom zagrabić naszą ziemię. Najwyższy czas odpłacić im za wszystkie nasze poniżenia.

– Dziś czeka nas wielki dzień – zapewnił Hakim.

Rzym, Wielki Piątek, godzina ósma rano

W Rzymie dzień wstał pochmurny. Salim al-Bashir był w doskonałym humorze, tak doskonałym, że nawet musnął pieszczotliwie ciało swej kochanki leżącej na brzuchu. Wydawało się, że śpi. Ale nie, nie spała. Przez całą noc nie zmrużyła oka, z lękiem oczekując świtu.

Lecąc do Rzymu, nie wyobrażała sobie, czego zażąda od niej Salim. Wielokrotnie zapewniała go, że życie bez niego nie ma dla niej sensu, że zrobi wszystko, o co tylko poprosi. Zresztą od lat zdradzała dla niego swój kraj, przełożonych, przyjaciół. Jej praca w brukselskim Centrum do Walki z Terroryzmem podporządkowana była tylko jednemu celowi: pomocy Salimowi. Miała wielkie szczęście, że jej nie zdemaskowano. A teraz on prosił ją o dowód męstwa.

– Nic ci nie grozi, obiecuję, po prostu musisz mi wyświadczyć przysługę.

Plan Salima był prosty. Miała podrzucić materiały wybuchowe do bazyliki Świętego Krzyża Jerozolimskiego, gdzie przechowywano sławne relikwie. Przede wszystkim, przekonywał ją kochanek, chodzi o zniszczenie trzech kawałków krzyża Chrystusowego.Na pytanie, dlaczego uwziął się akurat na te relikwie, Salim wytłumaczył, że należy pokazać chrześcijanom, iż nie mogą nadal kalać Ziemi Świętej, oddając ją w ręce Żydów.

– To tylko przedmioty, nic więcej. Naprawdę myślisz, że te dwa ciernie lub kawałek gąbki są autentyczne? Albo że trzymany tam denar jest jednym z tych, które otrzymał Judasz za zdradzenie Jezusa? Nie bądź naiwna! Kościoły europejskie toną w fałszywych relikwiach. Zresztą nawet te trzy sławne kawałki krzyża nie są prawdziwe. Gdyby zebrać do kupy wszystkie relikwie rozsiane po świecie, uzbierałoby się kilka krzyży.

Pochodziła z chrześcijańskiego domu i choć od lat nie chodziła do kościoła, uważała się za ateistkę i religia była jej obojętna, teraz poczuła na sobie ciężar wychowania. Poza tym bała się. Salim ją przerażał i zaczęła wątpić w szczerość jego uczuć.

– No, leniuszku, wstawaj, czeka nas wielki dzień. Jest jeszcze wcześnie, dopiero ósma, ale proponuję, byśmy przed wyjściem zjedli porządne śniadanie.

Odwróciła się powoli, przecierając oczy, jakby dopiero się budziła, i spojrzała na niego, siląc się na uśmiech. Objął ją mocno i pocałował, mówiąc, jak bardzo ją kocha, choć w jej uszach słowa te brzmiały pusto. Miała ochotę uwolnić się z uścisku, ale bała się jego reakcji. Leżała bez ruchu, dopóki nie powiedział, by wstała.

– Zamówię śniadanie do pokoju.

Poczuła ulgę, gdy wypuścił ją z objęć. Pod prysznicem zaczęła się zastanawiać, jak wymigać się od spełnienia jego prośby. Jeśli po prostu odmówi, nigdy więcej go nie zobaczy, a tego by nie zniosła, ale jeśli spełni jego żądanie, zdradzi samą siebie, co było jedyną zdradą, jakiej jeszcze nie popełniła.

Salimowi najwyraźniej dopisywał humor. Pieścił ją, całował, ściskał jej rękę, spoglądając porozumiewawczo – w oczy.

– Poczekaj na mnie, zaraz wrócę. I zrób się na bóstwo, chcę żebyś wyglądała dzisiaj oszałamiająco.

– Dobrze, jak sobie życzysz.

Salim wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Wiedział, że jeden z członków Stowarzyszenia czeka na niego w kawiarni nieopodal hotelu, by przekazać mu torbę, w której znajduje się damska torebka z materiałami wybuchowymi. Postanowił, że sam zdetonuje bombę, nie sądził, by ona zdobyła się na odwagę. Odprowadzi ją do bazyliki, odejdzie na bezpieczną odległości i pięć minut później naciśnie guzik, wysadzając w powietrze kochankę razem z relikwiami. Cały świat zamrze ze zdumienia.

Wszedł do kawiarni, dostrzegł siedzącego w głębi przywódcę rzymskiej komórki Stowarzyszenia. Bishara, z pochodzenia Jordańczyk, był uważany za znamienitego biznesmena, ożenił się z neapolitanką.

Mężczyźni uściskali się serdecznie.

– Nie spodziewałem się ciebie – przyznał Salim.

– Przyjacielu, dzisiaj wielki dzień, to, co zamierzasz zrobić, jest zbyt wspaniałe, by powierzyć komukolwiek tę tajemnicę. Zgodziła się umrzeć?

– Nie wie, że zginie, myśli, że ma tylko podrzucić torebkę do kaplicy z relikwiami i wyjść. Tak jest lepiej, nie ma chyba dość siły ducha, by poświęcić życie dla sprawy.

– Przecież to niewierna.

– Owszem, ale do tej pory była nam przydatna. Tak czy owak, musi umrzeć, obawiam się, że ludzie z centrum podejrzewają przeciek. Wcześniej czy później ją zdemaskują, to tylko kwestia czasu.

– Będzie to dla ciebie wielka strata?

– Nie, mój przyjacielu, raczej wyzwolenie. Ta kobieta mi się narzuca, nie potrafi mnie zrozumieć. Wszystko, co do tej pory robiła, robiła dla mnie, bynajmniej nie dlatego, że utożsamia się z naszą walką. Może niebawem się ożenię, chyba pojadę do Frankfurtu i poproszę naszego drogiego imama Hasana, by oddał mi za żonę swoją siostrę Fatimę. Byłbym zaszczycony, wchodząc do jego rodziny.

– Myślałem, że Fatima po męczeńskiej śmierci Jusufa wyszła ponownie za mąż.

– Tak, Hasan oddał ją Mohamedowi Amirowi, kuzynowi Jusufa. Ale Mohamed zginie jeszcze dzisiaj.

Bishara zmarszczył brwi, po czym uśmiechnął się od ucha do ucha, ukazując rząd białych zębów, i powiedział:

– A więc Mohamed będzie jednym z naszych męczenników… Salimie, jesteś wspaniały, że chcesz zaopiekować się wdową po nim.

– A teraz, przyjacielu, powiedz, proszę, czy wszystko zostało przygotowane zgodnie z moją prośbą.

– Tak, złożyliśmy mechanizm według twoich wskazówek, nie będzie żadnych problemów. Skąd zamierzasz uruchomić bombę?- Wynająłem samochód…