– Co powiecie mediom?
– A co pan proponuje?
– Proszę pozwolić mi porozmawiać z dyrektorem Centrum do Walki z Terroryzmem w Brukseli. Postaram sięjak najszybciej do pana oddzwonić.
– Moi przełożeni rozmawiali już z pańskim szefem.
– Proszę tylko o pięć minut.
Lorenzo zapalił papierosa i napełnił dymem całe płuca. Następnie powtórzył pokrótce ojcu Aguirre i komisarzowi Morettiemu to, co usłyszał od pułkownika Halmana.
– Turcy postąpili bardzo odważnie! Podjęli wielkie ryzyko. Ten pułkownik Halman jest chyba wyjątkowym człowiekiem! – wykrzyknął komisarz Moretti.
– Tak, bardzo dużo zaryzykował. Zorganizowanie takiej operacji wymaga wielkiego wyczucia. Gdyby zginął choć jeden turysta, turecki rząd znalazłby się w poważnych tarapatach, my zresztą również. Oskarżono by nas o igranie z życiem niewinnych ludzi.
– Bo to właśnie zrobiliśmy – stwierdził Moretti.
– Bo to właśnie zrobiliśmy nie po raz pierwszy w nadziei, że uratujemy w ten sposób znacznie więcej niewinnych istnień. Zresztą wcale nie jestem z tego dumny.
Hans Wein był poruszony, a jednocześnie kamień spadł mu z serca.
– Przynajmniej w Stambule poszło nam jako tako – powiedział do Panetty.
– Zginęło dziesięć osób, nie licząc czworga terrorystów, jest również wielu rannych, ale masz rację, mogło być znacznie gorzej.
– Gdyby ci szaleńcy zniszczyli relikwie Mahometa, już teraz liczylibyśmy ofiary w setkach. Wyobrażasz sobie reakcję islamskich fundamentalistów?
– Powinniśmy być wdzięczni Turkom za ich poświęcenie – zauważył Panetta.
– Poczyniliście jakieś postępy w śledztwie?
– Nie, nadal krążymy po omacku, a przecież za godzinę Ojciec Święty rozpocznie liturgię Wielkiego Piątku. Wszystkie zakątki Watykanu są pilnie strzeżone.
– Przecież nie wiemy, czy zamachowcy zaatakują akurat Watykan… – przypomniał Hans Wein.
– Nie, nie wiemy, ale musimy chronić papieża. Jak wygląda sytuacja w Izraelu?
– Dosłownie przed chwileczką rozmawiałem z Izraelczykami, z Matthew Lucasem zresztą też. Namierzono grupę, która przyjechała do Izraela z biurem podróży Omara. Izraelczycy również dopuszczą zamachowców pod samą bazylikę Grobu Świętego. To istne szaleństwo… – zżymał się Wein.
– Nigdy w życiu się tyle nie modliłem – przyznał Panetta.
– Turcy pytają, co mają powiedzieć opinii publicznej. Moim zdaniem najlepiej powiedzieć prawdę – stwierdził Wein.
– Tak, zawsze najlepiej mówić prawdę, ale możemy z tym jeszcze trochę zaczekać. W przeciwnym razie zaalarmujemy pozostałych terrorystów przygotowujących się do zamachu.
– Niech ci będzie. Co więc mam powiedzieć Turkom?
– Niech ogłoszą, że doszło do eksplozji, nie wiadomo czy zamierzonej, i że jest dużo ofiar.
– To brzmi mało przekonująco. Czy to, że w wybuchu zginęli tylko policjanci i żołnierze, nie wygląda twoim zdaniem podejrzanie?
– Jeśli zdradzimy, że zamachowcy byli śledzeni, od razu będzie wiadomo, że posiadamy więcej informacji.
– Nadal nie widzę związku między tą Ileną a Stowarzyszeniem – utyskiwał Wein.
– A jednak związek istnieje, może nawet oni sami o nim nie wiedzą, ale istnieje, jestem pewien – obstawał przy swoim Panetta.
– No dobrze, co w takim razie proponujesz?
– Należy powiedzieć opinii publicznej jak najmniej. Zawsze można poratować się frazesami: „Dochodzenie jest w toku, aktualnie sprawdzane są wszystkie hipotezy, będziemy informować państwa na bieżąco…”.
– Dobrze, póki można, posłużymy się frazesami.
– Przynajmniej przez kilka godzin. Wiadomo, że wszystkie zamachy zaplanowano na dzisiaj, spróbujemy wyjść zwycięsko z tej wielkopiątkowej próby.
– Zgoda.
Hans Wein miał rozmówić się z tureckim rządem, natomiast Lorenzo Panetta zadzwonił do pułkownika Halmana.
– Pułkowniku, proszę zdradzić opinii publicznej jak najmniej, no, wie pan: „Śledztwo jest w toku, w najbliższych godzinach przekażemy więcej szczegółów”, itp., itd…
– Tak, tak, znam tę śpiewkę.
– Na dzisiaj zaplanowano jeszcze trzy inne zamachy, w dwóch przypadkach mamy chyba terrorystów w garści, ale trzeci zamach… wiemy tylko tyle, że ma do niego dojść w Rzymie, pozostaje jednak pytanie gdzie i o której godzinie. Potrzebuję trochę czasu, nie chcemy spłoszyć terrorystów.
– Zrobię, co się da.
– Dziękuję.
43
Jerozolima, Wielki Piątek
Hakim przyłączył się do grupy granadyjskich pielgrzymów, z którymi przyjechał do Izraela. Od dziesięciu minut odprawiali drogę krzyżową po stareńkich ulicach Jerozolimy. Aby nie rzucać się nikomu w oczy, Hakim pomrukiwał pod nosem, udając, że odmawia różaniec.
Klepał modlitwy i rozglądał się na prawo i lewo, sprawdzając, czy tego dnia więcej żołnierzy niż zwykle patroluje ulice jerozolimskiej starówki. Stwierdził, że owszem, jest ich więcej, złożył to jednak na karb tłumów turystów, które w okresie wielkanocnym odwiedzały Izrael.
Nie obawiał się wpadki, nie zauważył, by ktokolwiek mu się przyglądał. Wtopił się w tłum turystów i czuł, że może ujść niezauważony.
Tego dnia tysiące pielgrzymów odprawiało drogę krzyżową na ulicach miasta, modląc się w miejscach, gdzie Chrystus szedł z krzyżem na ramionach. Hakim uśmiechnął się do siebie na myśl o krzyżu. Chrześcijanie nie pozbierają się po ciosie, jaki zada im Stowarzyszenie, wysadzając w powietrze Święty Grób, klasztor Santo Toribio, gdzie przechowywano największy zachowany kawałek krzyża, oraz bazylikę Świętego Krzyża Jerozolimskiego w Rzymie… Nie, małoduszni politycy nie będą już mogli odwracać wzroku, by uniknąć konfrontacji – będą musieli przyznać, że są w stanie wojny. Do tej pory Europejczycy wzbraniali się przed uznaniem tego faktu, ale po tym, co się stanie, nie będą mogli dłużej ignorować rzeczywistości. Stowarzyszenie rozprawi się z Zachodem, pewnego dnia flaga z półksiężycem powiewać będzie nad wszystkimi europejskimi stolicami, a kościoły zostaną zamienione na meczety.
Był tak pogrążony w myślach, że nawet nie zauważył, iż zbliżają się do bazyliki Grobu Pańskiego. Tu napotkał więcej kontroli niż przy poprzednich okazjach, turyści oburzali się, ponieważ rewidowano ich od stóp do głów, zaglądano do torebek i plecaków.
„Obiekt najwyraźniej coś zwęszył”, szepnął funkcjonariusz do mikrofonu ukrytego w klapie. Jego głos zabrzmiał wyraźnie w centrum operacyjnym, gdzie agenci wywiadu i izraelska policja od kilku dni dokładali starań, by uniknąć zamachu.
Matthew Lucas próbował zapanować nad nerwami. Nie przestawał pytać obecnych, na co czekają, dlaczego nie aresztują zamachowca.
– Jeśli poczuje się osaczony, może wysadzić się w powietrze w tłumie i dojdzie do krwawej jatki – tłumaczył pułkownik Kaffman, szef Mossadu.
Wydawało się, że nikt nie zwraca uwagi na Matthew, który widział na twarzy ludzi biorących udział w akcji napięcie i niemożliwy do ukrycia lęk.
Kierujący operacją pułkownik rzucił do agenta donoszącego o sytuacji w terenie:
– Teraz!
Matthew Lucas spojrzał na niego pytająco. Co miał oznaczać ten rozkaz? Przeklinał pod nosem Izraelczyków: są ponoć najlepszymi sojusznikami Stanów Zjednoczonych, tymczasem nikomu nie ufają. Dopuścili go do akcji jako zwykłego widza, całkowicie go ignorując.
Do bramy bazyliki Grobu Pańskiego pozostało pięćset metrów. Hakim i pozostali członkowie wycieczki zatrzymali się. Liczne kontrole spowodowały długą kolejkę, musieli czekać.
Hakim zdał sobie sprawę, że trudno mu będzie dostać się do kościoła. Said mówił, że Żydzi stosują co prawda środki bezpieczeństwa, ale starają się nie utrudniać życia turystom. Pomyślał o odwrocie i zerknął za siebie, ale zrozumiał, że nie ma mowy o przepychaniu się przez napierający tłum pragnący dostać się do Grobu Pańskiego. Natychmiast pożałował myśli o ucieczce. Nie mógł stchórzyć, przyjechał do Jerozolimy, by zginąć, więc zginie. Nawet jeśli nie uda mu się dostać do świątyni, zniszczy przynajmniej jej fasadę – gdy tylko znajdzie się wystarczająco blisko, gdy żołnierze przystąpią do rewidowania jego grupy, wysadzi się w powietrze. Wielu z towarzyszących mu pielgrzymów zginie razem z nim.Strapił się, pojąwszy, że nie uda mu się osiągnąć zamierzonego celu. Omar będzie bardzo zawiedziony, a Salim al-Bashir uzna, że pomylił się, zlecając właśnie jemu tę misję.