– Hans, ja również je ceniłem, chciałbym jednak wiedzieć, która z nich nas zdradziła i dlaczego.
47
Ojciec Aguirre odprawiał nabożeństwo żałobne za duszę Mireille Beziers. Lorenzo Panetta poprosił go, by przyjechał do Brukseli i poprowadził uroczystości pogrzebowe. Dzień wcześniej pożegnano Andreę Villasante i Laurę White, następnie trumny z ciałami przewieziono do krajów ojczystych obu zmarłych: Hiszpanii i Anglii. Pogrzeb Mireille Beziers był jednak wyjątkowo uroczysty, bo chodziło o córkę ambasadora, bratanicę generała NATO, przedstawicielkę rodziny mającej znajomych i przyjaciół na najwyższych szczeblach.
Sędziwy jezuita przybył w towarzystwie młodego kapłana Ovidia Sagardii.
Kobiety z działu analiz brukselskiego Centrum do Walki z Terroryzmem płakały, a i mężczyźni z trudem powstrzymywali łzy. Wszyscy mieli wyrzuty sumienia, bo nie docenili Mireille Beziers – nazwanej przez ojca Aguirre bohaterką – dziewczyny, która nie zawahała się narazić życia, by uniknąć rozlewu krwi. Dziewczyny odważnej, wspaniałomyślnej i wielkodusznej.
Hans Wein słuchał ojca Aguirre z oczami wbitymi w ziemię.
Mireille zginęła na służbie, Laura White i Andrea Villasante zostały natomiast zamordowane przez nieznanego sprawcę, choć wersja oficjalna mówiła o pospolitym przestępcy, który napadł je i próbował obrabować, gdy wracały ze sąuasha.
Hansowi Weinowi składano kondolencje z powodu śmierci jego trzech pracownic, choć za sprawą spojrzeń posyłanych mu przez Lorenza Panettę dyrektor działu analiz czuł się jak ostatni łajdak. Tak, ubolewał nad stratą Laury i Andrei, ale nigdy nie przepadał za Mireille Beziers, która tymczasem stała się bohaterką i teraz wszyscy gratulowali mu, że zatrudnił w swoim dziale tak nieustraszoną kobietę.
Zaczekał, aż wszyscy uczestnicy pogrzebu wyjdą. Chciał porozmawiać z Lorenzem Panetta, ale ten zniknął w zakrystii w ślad za ojcem Aguirre i Ovidiem Sagardia. W zakrystii Wein spotkał również Matthew Lucasa.
– Przyszedłem się pożegnać. Wiem, że jutro wyjeżdżasz – powiedział do Panetty jego były szef.
– Zgadza się, wyjeżdżam. W biurze zostawiłem ci raport z wnioskami ze śledztwa. Mam nadzieję, że ci się na coś przyda – odparł Panetta.
– Już się z nim zapoznałem, dziękuję.
– Przeczytałeś już raport?
– Owszem, choć przyznaję, że trudno mi się zgodzić z niektórymi rzeczami, które tam piszesz.
Ojciec Aguirre, Ovidio i Matthew obserwowali ich bez słowa zmieszani. Obaj duchowni zdążyli się już przebrać, teraz mieli na sobie garnitury z koloratkami.
– Popieram teorię Lorenza – zabrał głos Matthew.
– Cóż, spodziewałem się tego.
– Hans, fakty mówią same za siebie: hrabia d’Amis chciał się zemścić na Kościele, niszcząc to, co dla chrześcijan najcenniejsze, czyli krzyż, relikwie lignum crucis.
– A co powiesz o zamachu w Stambule? Z tego, co mi wiadomo, muzułmanie w niczym nie zawinili katarom.
– Tak, mamy wiele niewiadomych, brakuje nam ogniw łączących poszczególne wydarzenia. Nadal nie wiemy, kim jest tajemniczy pan Brown, może to on stanowi ogniwo między zamachem w Stambule a tymi w Santo Toribio i w Jerozolimie. Dużo o tym rozmawiałem z ojcem Aguirre, który uważa, że ktoś podpuścił Raymonda… ktoś, komu zależy na skłóceniu muzułmanów z Kościołem oraz całym zachodnim światem. Zresztą to właśnie mówiła Mireille, opowiadając mi o tym podejrzanym panie Brownie.
– Niby dlaczego miałoby mu na tym zależeć? – zapytał Hans Wein, zwracając się do ojca Aguirre.
– Panie Wein, pewne osoby wiele by skorzystały na tym konflikcie, mam na myśli osoby traktujące swoich bliźnich i cały świat jako okazję do zbicia interesu. Gdyby zniszczono relikwieProroka, radykalni islamiści wylegliby na ulice, by pomścić krwawo swą krzywdę. Również zniszczenie fragmentów krzyża przechowywanych w Santo Toribio, w Jerozolimie oraz w bazylice Świętego Krzyża Jerozolimskiego w Rzymie wywołałoby powszechne oburzenie w świecie chrześcijańskim. Komuś wyraźnie zależało na wywołaniu konfliktu, chciano doprowadzić do wojny religijnej i o mały włos do niej nie doszło. Zakładam, że ktoś mógłby na niej zarobić krocie.
– Hans, przecież sam wysunąłeś podobną hipotezę, powiedziałeś, że za całą sprawą mogą się kryć interesy – przypomniał Lorenzo Panetta. – Hrabia d’Amis skontaktował się ze Stowarzyszeniem, by ziścić swe marzenie; sfinansował zamachy, za pośrednictwem Karakoza zdobył broń, posłużył się tą biedaczką Ileną. Poza tym musisz się pogodzić z tym, że w naszym dziale doszło do wycieku informacji.
– Tak, mówisz o tym od miesięcy – przyznał Hans Wein.
– A „kretem” była albo Laura White, albo Andrea Wlasante – oznajmił Panetta.
– Co to, to nie! Nigdy w to nie uwierzę! – wykrzyknął Wein.
– Więc pana zdaniem dlaczego je zamordowano? – zapytał Matthew Lucas.
– Ty mi to powiedz, Matthew, zamieniam się w słuch – odgryzł się Hans Wein.
– Bo ktoś próbował pozbyć się jednej z nich, ale były akurat razem i sprawca nie chciał zostawiać świadków.
– Ale kto zabijałby własnego informatora?
– Może ktoś, kto czuje się zagrożony, podejrzewając, że informator lada chwila zostanie zdemaskowany – odpowiedział Lorenzo. – Zapewne nasz „kret” napomknął osobie, dla której pracował, że utajniliśmy śledztwo w sprawie frankfurckiej. A może to „kret” postanowił się wycofać? Nie wiem.
– Wein, niech pan weźmie jednak pod lupę Salima al-Bashira – poradził dyrektorowi centrum Matthew. – To bardzo podejrzany typ.
– Jak dotąd niczego mu nie udowodniono, zupełnie niczego.
– Uważamy z Matthew, że Salim al-Bashir jest jednym z przywódców Stowarzyszenia. Tobie przyjdzie to sprawdzić – oznajmił Panetta.
– Przecież wiesz, że Brytyjczycy nie chcą nawet słyszeć o wszczęciu dochodzenia w tej sprawie.
– Cóż, w takim razie tylko ty, oni i wasz upór jesteście za wszystko odpowiedzialni – podsumował Lorenzo.
– Jak już wiesz, komisarz Garcia mówi, że dwaj terroryści zatrzymani w Santo Toribio przeczą, jakoby znali Salima al-Bashira, i twierdzą, że to oni i tylko oni zaplanowali zamach.
– Tak, mogę sobie wyobrazić ich zeznania, ale mam nadzieję, że komisarz Garcia zdoła jednak zdobyć więcej informacji, nie tylko od tych dwóch terrorystów, ale również od tego Omara, który jest oczywiście przywódcą organizacji.
– Będę cię informować na bieżąco – obiecał Hans Wein, wyciągając rękę do Lorenza Panetty.
– Nie, nie będziesz, ale wszystko mi jedno. Zamknąłem już ten etap mojego życia.
– Życzę ci szczęścia.
– Dziękuję, ja również życzę ci wszystkiego najlepszego. Hans Wein miał już wychodzić, kiedy do zakrystii weszli mężczyzna i kobieta. Rozpoznał w nich rodziców Mireille Beziers. Matka, cała w czerni, miała na twarzy ślady łez. Ojciec, wysoki i chudy, z godnością znosił ból po stracie córki.
– Ojcze Ignacio, chcieliśmy podziękować za to, co ojciec powiedział o naszej córce – powiedziała matka Mireille.
– Nie musicie mi dziękować. Żałuję, że w żaden sposób nie mogę ulżyć wam w bólu – powiedział jezuita.
Matka Mireille zrobiła krok w stronę Hansa Weina i Lorenza Panetty. Obaj spuścili wzrok.
– Teraz, gdy nikt nas nie słyszy i nie musimy przed nikim udawać, coś panom powiem. Są panowie nikczemni, to panowie zamordowali moją córkę. Pan, panie Wein, gardził Mireille, bo była wszystkim, czym pan nigdy nie był. Czym panu zawiniła? Że nie była dziewczyną z przedmieścia, która przetarła sobie drogę na szczyt, tak jak pan? Myli się pan, Mireille nic nie dostała od życia za darmo. Była inteligenta, zawsze miała najlepsze stopnie w szkole i na uniwersytecie. Opanowała biegle kilka języków i postanowiła dołożyć wszelkich starań, by budować mosty między Wschodem a Zachodem. Jej najlepszymi przyjaciółmi byli muzułmanie, dlatego brzydziła się przemocą, do której nawoływali islamscy fundamentaliści, i występowała przeciwko nim, twierdząc, że są zakałą islamu. Ale pan uwziął się na nią, odkąd przyszła do pana działu, traktował jak zadżumioną, przypiął jej łatkę „dziewczynki z plecami” i okazywał pogardę. Poniżał ją pan, choć jest pan nikim, zerem. Wiem, jak dochrapał się pan swojego stanowiska, panie Wein: podlizując się politykom, siląc się na polityczną poprawność, bojąc się, że ktoś mógłby się domyślić, jaki z pana obłudnik.