Rozmowa z synem przygnębiła Ferdinanda jeszcze bardziej. Poczuł się jak ostatni nieudacznik, był zagubiony, nie wiedział, co począć. Inge nakrywała do stołu, obserwując go bez słowa. Chciał być sam, więc zamknął się w swoim pokoju.
Godzinę później Inge zapukała cicho do drzwi.
– Gunter już śpi, zje pan ze mną kolację? Choć nie mamy powodów do świętowania, upiekłam strudel z kupionych przez pana jabłek. Mam nadzieję, że będzie panu smakować. Kucharka ze mnie kiepska, ale uwielbiam robić ciasta.
Ich milczącą kolację przerwał dzwonek do drzwi. Inge wstała i poszła otworzyć. Ferdinand usłyszał, że rozmawia z jakimś mężczyzną, którego po chwili wprowadziła do salonu.
Był to wysoki młody człowiek w żołnierskim mundurze. Trzymał Inge za rękę, a ona wydawała się bardzo spokojna u jego boku.
– Przedstawiam panu mojego brata Gustava – oznajmiła. – Właśnie przyjechał na przepustkę. To jedyny krewny, z którym utrzymuję kontakt. Od czasu do czasu robi mi niespodziankę i wpada z wizytą.
Mężczyźni podali sobie rękę, chłopak usiadł z nimi do kolacji. Inge wyjaśniła bratu, kim jest jej lokator i co sprowadza go do Berlina. Gustav słuchał z wielkim zainteresowaniem, raz po raz przerywając pytaniami.
– Przykro mi z powodu tego, co pana spotkało, choć bynajmniej mnie to nie dziwi. W Niemczech dzieją się ostatnio takie rzeczy…
Zaczął opowiadać siostrze o pozostałych członkach rodziny. Ich matka z każdym dniem była bardziej zapaloną wielbicielką Hitlera: ubóstwiała go, zrobiła nawet ołtarzyk z jego zdjęciem, jakby był świętym. Ojciec uskarżał się na nawał pracy przy oczyszczaniu berlińskich ulic z szumowin, do których zaliczał Żydów, komunistów i homoseksualistów, a ogólniej każdego, kto nie jest nazistą.
Ich młodsza siostra Ingrid chodziła jeszcze do szkoły i rodzice wychowywali ją na przykładną faszystkę.
Ferdinand zagadnął brata Inge o jego opinię na temat tego, co dzieje się w Niemczech.
– Chciałem zostać żołnierzem, jeszcze zanim sprawy przybrały taki obrót, pewnie dlatego, że rodzice od dziecka kładli mi do głowy, że grunt to państwowa posada. Za nic w świecie nie zostałbym policjantem, brzydzę się pracą mojego ojca; bycie żołnierzem wydawało mi się zawsze godniejszym zajęciem, ale teraz… Wiem, że wyruszę na front, choć nie po to, by bronić ojczyzny, tylko ponieważ Hitler postanowił „ratować” Europę, a jego zdaniem nikt nie pokieruje lepiej starym kontynentem jak Niemcy. Jestem żołnierzem i wykonuję rozkazy. Nie zadaję pytań, ale myślę, owszem, myślę, i choć nie podzielam poglądów Inge, nie uważam bynajmniej, że moja siostra za swe przekonania zasługuje na śmierć, podobnie jak nie uważam, by Żydzi byli źródłem problemów naszego kraju. Ale, jak już mówiłem, nikt mnie nie pyta o zdanie, ja tylko wykonuję rozkazy.
Gdy skończyli jeść, Ferdinand zaproponował, że posprząta po kolacji, by Inge mogła spokojnie porozmawiać z bratem. Potem pożegnał się, życząc im dobrej nocy – nie chciał krępować ich swoją obecnością, tym bardziej że Inge była wyraźnie spragniona wieści o rodzinie. Położył się do łóżka i sięgnął po książkę, czekając na sen.
Rano przy śniadaniu powiedział Inge, że nie ma na dzisiaj żadnych planów, więc chętnie zajmie się Gunterem.
– Mogę pójść z małym do parku, dziś nie pada…
– A jeśli dostanie pan wiadomość?
– Przecież będzie pani piętro niżej, zdążę przyprowadzić pani malca.
Inge z radością przystała na propozycję, mówiąc, że bez Guntera robota pójdzie jej sprawniej, szybciej skończy i będzie mogła trochę odpocząć. Ciężko pracowała, od ciągłego schylania się i szorowania podłóg bolały ją plecy i kolana.
– Dlaczego nie dokończy pani studiów? – zapytał Ferdinand.
– Studiowałam filologię, chciałam zostać nauczycielką, ale pogrzebałam już to marzenie. Przecież panu mówiłam, że przyjmuję życie takim, jakie jest. Nigdy nie zostanę nauczycielką, do końca życia będę tym, kim teraz jestem. Dzięki pracy sprzątaczki mogę się przynajmniej utrzymać i wychować synka.Ferdinand wyszedł z Gunterem na spacer. Chłopiec był spokojnym dzieckiem, i mimo że był malutki, najwyraźniej wiedział, że jeśli chce towarzyszyć mamie podczas pracy, musi być grzeczny i nie odrywać jej od zajęć.
Poszli do parku i Ferdinand, trzymając malca za rękę, nauczył go stawiać pierwsze kroki. Inge będzie miała niespodziankę, na pewno ucieszy się na wieść o tych postępach, bo zamartwiała się, że w przeciwieństwie do rówieśników jej synek nie zaczął jeszcze chodzić.
9
Dni zaczęły płynąć wolno, monotonnie. Rano Ferdinand szedł na spacer z Gunterem, który uczył się bardzo szybko i chodził już prawie o własnych siłach, a po południu odwiedzał Bauerów lub Schneiderów, licząc, że mają może jakieś wiadomości od Itzhaka i Sary. Wstąpił też kilkakrotnie na dworzec kolejowy w nadziei – płonnej – że zastanie konduktora.
Dziesięć dni po przyjeździe do Berlina otrzymał telefon z ambasady i zaproszenie na spotkanie następnego dnia o ósmej.
Stawił się punktualnie, zdenerwowany i wystraszony, że wezwano go tylko po to, by mu powiedzieć, iż nadal nic nie wiadomo o Miriam.
– Panie Arnaud, oto raport, jaki otrzymałem z Ministerstwa Spraw Zagranicznych – powiedział urzędnik, wręczając mu dokument druzgocącej treści, według którego nie było doniesień, że jakakolwiek obywatelka francuska uległa wypadkowi na terenie Niemiec czy też trafiła do jednego z tutejszych szpitali; nie odnotowano również żadnego incydentu, w który byłaby zamieszana, nie figurowała bowiem w rejestrach policyjnych ani na listach osób przetrzymywanych w zakładach karnych. W związku z brakiem dowodów, że poszukiwana dotarła do Berlina, niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zamykało dochodzenie.
– Tak po prostu? – zapytał Ferdinand zawiedziony.
– Tak po prostu. Oficjalnie sprawa nie istnieje.
– Mógłby pan odwołać się od tej decyzji? – poprosił urzędnika.
– Mógłbym, ale to nic nie da. Dostanę kolejny świstek o takiej samej treści.- Myśli pan, że cokolwiek zrobiono, że próbowano jej w ogóle szukać?
– To, co ja myślę, panie Arnaud, nie ma znaczenia, wiem natomiast, że nie zrobią już nic więcej. Ministerstwo twierdzi, że próbowało wszystkiego i oto rezultat ich wysiłków.
– A policja?
– Już panu mówiłem, że mamy tam kontakty, mimo to niczego się nie dowiedzieliśmy. Zresztą dzisiaj rano, przed pana przybyciem, rozmawiałem z naszym człowiekiem w policji. Zapewnił, że nic nie wiadomo o pańskiej żonie i że według policji nigdy nie dotarła do Berlina.
– A przesłuchano konduktora?
– Podobno rozmawiano z nim i pokazano mu zdjęcie pańskiej żony, ale jej nie pamięta. Ambasador prosi, bym przekazał panu, że będziemy nadal robili wszystko, co w naszej mocy, nie możemy jednak łudzić pana fałszywymi zapewnieniami. To zaczyna przypominać poszukiwanie widma.
– Moja żona jest osobą z krwi i kości. Przyjechała do Berlina i była w mieszkaniu swoich wujostwa.
– Nie podaję tego w wątpliwość, panie Arnaud, ale musi pan zrozumieć, że nie możemy zrobić nic poza tym, co robimy.
– Moim zdaniem władze niemieckie nie robią zupełnie nic – zawyrokował Ferdinand. – Nie wiem tylko dlaczego.
Urzędnik bez słowa wytrzymał spojrzenie profesora. Był dyplomatą, ale nawet on nie znał odpowiedzi na to pytanie.
Ferdinand wyszedł z ambasady zdruzgotany. Wiedział już, że nadzieje pokładane w tej placówce wygasły, że co najwyżej może po niej oczekiwać od czasu do czasu lakonicznego komunikatu następującej treści: Nadal brak wiadomości o miejscu pobytu pani Arnaud.
Gdyby wrócił teraz do Paryża, przyznałby, że pogodził się ostatecznie z utratą Miriam, i nie mógłby spojrzeć w oczy zrozpaczonemu synowi, teściom, nawet sobie. Musiał kontynuować poszukiwania, choć nie wiedział, jaki obrać kierunek.