Выбрать главу

Gdy kilka miesięcy później, dziesiątego maja 1940 roku, Francja – wraz z Holandią i Belgią – wpadła niczym dojrzały owoc w ręce nazistowskiego dyktatora, Ferdinand jako jeden z niewielu Francuzów nie okazał zdziwienia. Niecałe cztery tygodnie wystarczyły, by wojska francuskie przeszły do defensywy, wydając bezbronny Paryż na pastwę żołnierzom Trzeciej Rzeszy.

Postawa generała Maxime’a Weyganda oraz wicepremiera marszałka Petaina przeważyły w gabinecie kryzysowym: zdecydowano złożyć broń i przerwać bezowocną walkę.

Pewnego popołudnia Martine odwiedziła Ferdinanda w jego gabinecie na uczelni.

– Wyjeżdżam – oznajmiła. – Chciałam się z tobą pożegnać, zanim wszyscy zaczną o tym trąbić.

– Wyjeżdżasz? Dlaczego?

– To ty nic nie wiesz?

– Co się stało?

– Nic, czego nie należało się spodziewać. Dzisiaj, dwudziestego drugiego czerwca, generał Huntziger i marszałek Keitel podpisali w Compiegne zawieszenie broni. To koniec.

– Co masz na myśli, mówiąc, że to koniec?

– Krążą pogłoski, że premier Reynaud poda się do dymisji i przekaże władzę Petainowi. Chyba rozumiesz, co to oznacza.

– Dokąd chcesz jechać?

– Nigdy ci nie mówiłam, że jestem Żydówką? Ferdinand popatrzył na nią skonfundowany, nie wiedząc, jak zareagować.

Nie, Martine nigdy mu o tym nie napomknęła, a nazwisko Dupont bynajmniej nie było żydowskie.

– Tylko po matce, choć na jedno wychodzi. Fakt pozostaje faktem, jestem Żydówką. Zresztą nawet o tym nie wiedziałam, bo matka nigdy nie chodziła do synagogi, a ojciec, niepraktykujący katolik, do kościoła. Żyłam więc w błogiej nieświadomości, z dala od religijnych podziałów, lecz teraz…

– Martine, jesteś Francuzką – zaoponował Ferdinand.

– Francuzką żydowskiego pochodzenia. Do tej pory byłam tylko Francuzką, choć sam wiesz, że i w naszym kraju, podobnie jak w całej Europie, antysemitów nie brakuje. Nie chcę nosić gwiazdy Dawida na ubraniu, nie zniosłabym tego…Ferdinand milczał, nie wiedział, co powiedzieć. Martine wzięła go za rękę i serdecznie uścisnęła.

– Dokąd pojedziesz? – zapytał w końcu.

– Do Palestyny.

– Zwariowałaś! Co będziesz tam robiła?

– Jeszcze nie wiem, na razie zamieszkam w kibucu. Znajomi, którzy wyjechali tam dwa lata temu, twierdzą, że to nie lada doświadczenie. Może nadszedł moment, bym odmieniła swoje życie. Opowiem ci, jak mi idzie pikowanie sałaty.

– Dlaczego nie pojedziesz do Stanów Zjednoczonych? Tam masz przyszłość, jesteś znanym naukowcem.

– To nie takie proste… Poza tym czuję, że teraz moje miejsce jest właśnie w Palestynie. Chcę wiedzieć, co znaczy być Żydówką, chcę się przekonać, co poczuję, gdy stanę na ziemi obiecanej.

– Tam jest bezpiecznie?

– Bo ja wiem… Znajomi opowiadają, że sypiają z ręką na karabinie. Pewnie pamiętasz, że w trzydziestym szóstym wybuchło powstanie arabskie przeciwko osadnikom żydowskim. Wygląda na to, że mimo obecności Brytyjczyków nie jest to najspokojniejsze miejsce. Ponoć Anglicy dwoją się i troją, by uniemożliwić napływ nowych osadników, ale nie bardzo im to wychodzi…

– Wybacz moją ciekawość, ale czym zajmowali się twoi znajomi przed wyjazdem do kibucu?

– Jean jest adwokatem, Marie miała zakład perfumeryjny; we Francji mieszkali po sąsiedzku i przyjaźnili się. Chyba słusznie radzą mi, bym jechała, póki jeszcze mogę.

– Jak chcesz się tam dostać?

– Nie uwierzysz: pomoże mi pewien ksiądz, brat przyjaciółki.

– Będzie mi ciebie brakować, Martine – wyznał Ferdinand.

– A mnie ciebie. Byłeś najbliższą mi osobą na uczelni. Zobaczysz, zaraz wszyscy się tu zbiegną i zaczną wypytywać, czy wiedziałeś, że jestem Żydówką.

Pomysł Martine przywiódł Ferdinandowi na myśl Deborah Schneider i jej tłumaczenie, dlaczego zdecydowała rozstać się z dziećmi i wysłać je do Nowego Jorku. Pomyślał, że powinien chyba zatroszczyć się o bezpieczeństwo Davida. Choć brzmiało to niewiarygodnie, dla nowych władz jego syn jest Żydem, tylko i wyłącznie Żydem.

Niełatwo przyszło mu podjąć decyzję, która – dobrze o tym wiedział – wywołać miała poruszenie wśród krewnych, zamierzał jednak twardo przy niej obstawać. Najpierw porozmawiał z synem, potem zaprosił na naradę rodziców, teściów i pozostałych członków rodziny.

– Wiem, że to, co powiem, was zaskoczy, ale postanowiłem wysłać Davida do Palestyny.

Teściowie spojrzeli na niego oniemiali, jego rodzice również zaniemówili z wrażenia, starszy brat odchrząknął, zakłopotany, a bratowa zacisnęła nerwowo dłonie.

– Nie zgadzam się, tato – przerwał mu David. – Nigdzie nie pojadę, dopóki nie wróci mama.

– Wiem, że nie chcesz jechać, już o tym rozmawialiśmy, ale tym razem, wybacz, nie będę się liczył z twoim zdaniem. Tu chodzi o twoje życie, a we Francji nie jesteś bezpieczny. Nie chcę…

Zapadło milczenie, wszystkim stanęła przed oczami Miriam.

– Moja znajoma wyjeżdża za kilka dni do Palestyny, zgodziła się zabrać Davida. Macie tam jakąś rodzinę? – zapytał teściów.

– Tak, oczywiście – odparła matka Miriam. – W Palestynie mieszkają moje dwie siostry i kilku siostrzeńców. Życie tam nie jest łatwe…

– Wiem, ale przynajmniej żydowskie pochodzenie nie jest tam piętnem, jak tutaj…

– Na Boga, przecież to Francja! – przerwał Ferdinandowi jego starszy brat.

– Owszem, to Francja. Ale spójrz tylko, co stało się w oświeconych i dystyngowanych Niemczech: ze zwykłego kaprala uczyniono narodowe bożyszcze! Przypominam ci, że znajdujemy się teraz w rękach marionetkowego rządu sterowanego z Berlina. Na własne oczy widziałem, co się dzieje w Trzeciej Rzeszy. Nie chcę, by mój syn zniknął pewnego dnia w biały dzień, by skatowano go pod szkołą lub musiał nosić gwiazdę Dawida… Miriam by na to nie pozwoliła. Możecie sobie wyobrazić, jak bardzo będzie mi go brakować, ale pocieszam się myślą, że będzie bezpieczny, a to dla mnie najważniejsze.

– Ferdinand ma rację – zabrał głos jego ojciec. – Tak, to Francja, synu, ale widziałeś chyba, co ta właśnie Francja zrobiła z hiszpańskimi republikanami: wielu poddano ekstradycji, innych zamknięto w obozach, gazety nazwały ich „wszarzami” i „groźnymi najeźdźcami”…

Matka Ferdinanda weszła mężowi w słowo, przypominając, że»Xe Populaire” i „L’Oeuvre” solidaryzowały się z hiszpańskimi uchodźcami i że kardynał Verdier wielokrotnie kruszył o nich kopie; nawet katoliccy pisarze, tacy jak Jacques Maritain czy François Mauriac, bronili ich żarliwie.

Jednak jej mąż obstawał przy swoim i powtórzył, że David będzie bezpieczniejszy poza granicami kraju. Ferdinand był mu wdzięczny za poparcie. Wiedział, że jego ojciec jest oburzony postawą francuskiego rządu wobec hiszpańskich uchodźców, pośród których udało mu się odnaleźć kilku krewnych. Ani Ferdinand, ani jego ojciec nie mieli zaufania do nowej Francji – zbyt często widzieli, jak ludzie odwracają wzrok, nie przyjmując do wiadomości tego, co się dzieje.

David prosił ojca, by pozwolił mu zostać, ale Ferdinand nie dał się ubłagać, choć w skrytości ducha się zastanawiał, czy nie popełnia szaleństwa.

– A co będzie z tobą, tato?

– Zostanę tutaj, niedaleko mamy. Będę na nią czekał, badając kronikę brata Juliana. To historia piękna i tragiczna zarazem.

– Ale przecież nie lubisz jeździć na zamek…