– Masz rację, synu, nie lubię tamtych ludzi, na szczęście ostatnio nie muszę tam bywać, moja praca tego nie wymaga. Zresztą wydaje mi się, że hrabia również ode mnie stroni. Po tym, co przydarzyło się mamie… nie mogę ścierpieć ludzi sympatyzujących z nazistami.
– A więc zamierzasz odciąć się od świata i żyć przeszłością – zauważył smętnie David.
– Schronię się w przeszłości, podczas gdy ty będziesz budował przyszłość; to chyba niezły układ, synku. Zaraz po twoim wyjeździe udam się znów na spotkanie z bratem Julianem.
12
…Nie staje nam miłosierdzia, i to właśnie nam, którzy powinniśmy służyć przykładem. Błyszczą od gniewu oczy brata Ferrera przekonanego, że jedynie ogień oczyści to, czego tknęli heretycy. Właśnie dlatego rozkazał puścić z dymem Montsegur – by nie został kamień na kamieniu, a ogień wypalił miejsce skażone obecnością heretyków.
– Tylko płomienie mogą oczyścić te głazy! – grzmiał inkwizytor.
Straciłem rachubę czasu, nie wiem, ile dni upłynęło od opuszczenia przez nas Montsegur, nie potrafię również zliczyć zeznań heretyków skłonnych dla ratowania własnej skóry wydać na śmierć swe dzieci, rodziców, braci i sąsiadów. Gdzież podziali się męczennicy z Montsegur? Co stało się z ich przykładem?
Teraz, gdy wiadomo już, że żaden zbrojny hufiec nie przyjdzie im z odsieczą, ci do niedawna waleczni mężowie i niewiasty, mieniący się „dobrymi chrześcijanami”, są już tylko mężami i niewiastami przepełnionymi strachem.
Wyznaję, że nie imponują mi już oni jak dawniej, gdy potajemnie darzyłem ich szacunkiem i podziwiałem za siłę przekonań. Teraz wiem, że niczym się ode mnie nie różnią – oni także się boją, dlatego pogardzam nimi, tak jak pogardzam sobą.
Skłamałbym, mówiąc, że wszyscy ulegli – nie, nie wszyscy, ale zdecydowana większość. Wolę nawet nie myśleć, co przeżywałaby pani Maria na widok tak wszechobecnej małoduszności.
Byłem w Carcassonne, Limowc, Bram i w Lagrasse, wszędzie powtarza się to samo: heretycy oczekują naszego przybycia, a potem wyrywają się jeden przed drugiego, próbując skierować naszą uwagę na innych, byle tylko ratować siebie.
Zdrowie, Panie, nadal mi nie dopisuje, nawet specyfiki rycerza Armanda nie przynoszą mi ulgi. Donosiłem wam w mojej poprzedniej epistole, że ów mnich z Zakonu Rycerzy Świątyni, towarzysz broni Fernanda, uchodzi za znakomitość w sztuce leczenia, i przyznać muszę, że do tej pory jego zioła mi pomagały. Może swąd palonych ciał przytępia me zmysły i ściska trzewia albo też fetor strachu towarzyszący tym nieszczęśnikom, którzy wyznają przede mną swe przewinienia.
Modlę się do Najwyższego, by list ten trafił do Was, Panie, i drżę na samą myśl, że mógłby wpaść w ręce moich współbraci. Brat Ferrer wydałby mnie z miejsca na pastwę piekielnych płomieni, zresztą nawet brat Pierre, ta dobrotliwa dusza, nie przebaczyłby mi takiej zdrady.
Mówiłem Wam, że straciłem rachubę czasu, i tak właśnie jest, aczkolwiek czując postęp choroby, chcę Was prosić o łaskę. Wiem, że na nią nie zasługuję, bo Wy, Panie, nigdy nie uważaliście mnie za syna, choć nim jestem, nawet jeśli fakt ten napełnia Was niesmakiem. Dlatego właśnie pragnę spocząć po śmierci w Ainsie. Czuję, że dopala się świeca mego życia, już wkrótce poproszę o zezwolenie na złożenie Wam wizyty.
Pragnę spocząć w ziemi, która widziała moje narodziny, dlatego proszę, by pochowano mnie jako członka roduAinsa, bękarta, tak, wiem, ale bękarta, w którego żyłach płynie Wasza krew.
Wybaczcie mi, Panie, te deluyczne wywody, ale ma głowa płonie gorączką, a ból szarpie mi trzewia. W snach widzę zimną wodę z naszego zdroju i chłodne poranki, kiedy biegłem do gumna wypełniać Wasze polecenia.
Tak, poproszę o zezwolenie i, daj Boże, brat Ferrer ulituje się nad moją słabością i będę mógł się z Wami pożegna i odejść w pokoju z tego świata.
Czy wiecie, Panie, że zmarli odwiedzają mnie we dnie i w nocy? Słyszę, jak ich modlitwy zlewają się w mojej głowie.
Widzę ich wykrzywione bólem twarze, zaciśnięte palce pochłaniane przez płomienie… Domagają się sprawiedliwości. Ale nie mnie ich sądzić, Maria dobrze o tym wiedziała, dlatego tak jej zależało, bym opisał to, co wydarzyło się w Montsegur, i oddał kronikę na przechowanie Marian i jej małżonkowi don Bertrandowi d’Amisowi.
Pewnego dnia, Panie, niewinna krew, którą przelaliśmy w imię krzyża, zostanie pomszczona, bo taka hekatomba nie może ujść bezkarnie. Gdzie dziś kwitnie zdrada, zrodzi się kiedyś duma i żądza zemsty. Tak, pewnego dnia ktoś pomści z furią krew niewinnych. A tymczasem, błagam was, Panie, przyjmijcie mnie do siebie i pozwólcie umrzeć w pokoju.
Ferdinand doczytał do końca list znaleziony w archiwum rodziny spokrewnionej z rodem Ainsa. Niełatwo przyszło mu natrafić na ślad brata Juliana, ponieważ skoncentrował swe poszukiwania na okolicach Carcassonne i Tuluzy. Dopiero gdy pewnego ranka przemożna tęsknota za Miriam i Davidem wyrwała go ze snu, pomyślał, że skoro on pragnie być ze swymi bliskimi, brata Juliana trawiła zapewne ta sama nostalgia.
Doprowadzenie do końca tej historii zajęło Ferdinandowi więcej czasu, niż przewidywał, ale czy miało to jakiekolwiek znaczenie w obliczu ofiar, jakie pociągała za sobą wojna? Choć zamek d’Amis był wyspą w morzu europejskiej zagłady, nawet hrabia nie zdołał utrzymać przy sobie zespołów badawczych, które przyjeżdżały dłubać w skałach Montsegur.
Za kilka dni Ferdinand miał przedstawić wyniki swych badań na Uniwersytecie Paryskim i spotkać się z hrabią, by opowiedzieć mu o perypetiach życiowych jego przodków.
Musiał kilkakrotnie odwiedzać zamek, gdzie oddawał się lekturze starych dokumentów i przekopywał rodzinne archiwum hrabiego, starając się zawsze ograniczyć pobyt do minimum stroniąc od Niemców – członków zespołów naukowych powołanych przez gospodarza.
Nie mogąc znieść ich towarzystwa, nie zatrzymywał się na zamku – wolał nadłożyć drogi i spędzić noc w Carcassonne. Zresztą i hrabia nie ukrywał antypatii do profesora, choć dotrzymał umowy i nie przeszkadzał mu w badaniach nad kroniką brata Juliana.
Ferdinand podróżował bez przerwy, przekopując archiwa inkwizycji i średniowieczne kroniki w poszukiwaniu wskazówek, które naprowadziłyby go na ślad owej szczególnej rodziny przeświadczonej, że powierzono jej misję zachowania dla potomnych pamięci o upadku Montsegur. W archiwum rodziny Ainsa również natrafił na kilka skarbów.
Z samego rodu zachowała się już tylko gałąź francuska, której przedstawicielem był hrabia d’Amis, oraz kilka luźno z nim spokrewnionych osób, choć lokalne muzeum przechowywało archiwa prastarej rodziny.
Czy oprócz Fernanda z Ainsy ktoś jeszcze kochał brata Juliana? W archiwum rodu Ainsa Ferdinand nie natrafił na żaden dokument potwierdzający istnienie tego dziecka z nieprawego łoża. Juan przeżył brata Juliana o rok, po jego śmierci majątek odziedziczyła jego córka Marta – wdowa z dwojgiem dzieci – która schroniła się pod opiekuńczymi skrzydłami ojca.
Innym rarytasem wśród zwałów rodzinnych dokumentów były listy wysłane do ojca przez Marian, żonę rycerza Bertranda d’Amisa, zausznika hrabiego Tuluzy.
Drogi Ojcze, łączą się z Wami w bólu z powodu śmierci mojej matki. Ból wasz jest również moim bólem. Wiem, że nigdy nie pojęliście jej decyzji o porzuceniu rodzinnych włości, zawierzeniu się Bogu i wyruszeniu na służbę „dobrym chrześcijanom „i ludziom pragnącym zgłębić Prawdę. Teraz, gdy nie ma jej wśród żywych, zdradzić Wam mogę, że podczas naszych spotkań nie była żalu spowodowanego rozłąką z Wami. Nigdy nie miłowała nikogo tak bardzo jak Was, nawet własnych dzieci i wnuków. W życiu mojej matki były dwie wielkie miłości: Bóg i Wy.