Выбрать главу

– W ostatnich latach mimo toczącej się wojny grupki… niby-badaczy… że użyję takiego określenia… niemieckich, ale również francuskich, przekopywały okolice Montsegur, szukając… szukając skarbu, i wiadomo nam, że pan nimi kierował – wyjaśnił ojciec Nevers.

– O nie! Nic z tych rzeczy! Nikim nie kierowałem! – oburzył się Ferdinand.

– Świadkowie twierdzą co innego.

– Zaraz panom wyjaśnię, co tam robiłem, ale najpierw proszę mi powiedzieć, o co chodzi. W czym problem?

Ojciec Grillo chrząknął. Ferdinand przyjrzał mu się uważnie. Był to mężczyzna w średnim wieku, o starannie zaczesanych włosach przyprószonych siwizną, śniadej cerze i subtelnych, długich palcach. Miał w sobie coś z arystokraty.- Panie Arnaud, powiemy panu, w czym problem – oznajmił przedstawiciel Kancelarii Watykanu. – Od kilku miesięcy dochodzą nas informacje o wykopaliskach prowadzonych przez grupkę pronazistów w okolicach Montsegur. Od tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku trwają tam poszukiwania skarbu katarów, skarbu, którym, jak niektórzy twierdzą, jest święty Graal.

Ferdinand parsknął śmiechem, zbijając tym z tropu trzech duchownych oraz samego kierownika wydziału, który zganił wykładowcę wzrokiem.

– Na Boga! Mam nadzieję, że panowie nie wierzą w te bajki! Opublikowałem kilka książek na temat prześladowań heretyków oraz tamtego okresu w historii Francji, w każdej z nich poświęciłem trochę miejsca owemu skarbowi, wyjaśniając, że składały się nań tylko i wyłącznie monety i klejnoty wywiezione z Montsegur po to, aby pozostali przy życiu katarzy mieli za co utrzymywać Kościół Dobrych Chrześcijan. Nie ma nic tajemniczego w tym skarbie, nic a nic. Graal nie istnieje, nie ma żadnego świętego Graala. Radziłbym panom unikać ezoterycznych czytadeł tudzież książek tego nazisty, Ottona Rahna, swoją drogą znakomitego bajarza. Jestem historykiem, nie powieściopisarzem, dlatego we wszystkich moich pracach odżegnuję się od absurdalnej teorii o Graalu.

– W takim razie co pana łączyło z owymi zespołami badawczymi? – zapytał kierownik wydziału.

– Przecież dobrze pan wie – prychnął rozeźlony Ferdinand – bo już nieraz to panu tłumaczyłem. Tak, hrabia d’Amis ściągał do Montsegur młodzież i kazał jej przekopywać okolicę pod kierunkiem wykładowców z niemieckich uniwersytetów, którzy zauroczeni historyjkami Rahna, wierzyli, że znajdą skarb katarów. Te zespoły badawcze zmieniały się, ich członkowie pojawiali się i znikali. Hrabia podsuwał mi tylko czasami do oceny raporty z ich prac, mimo że słyszał ode mnie niezmiennie jedno i to samo: że wyciągają fałszywe i nonsensowne wnioski, bo w Montsegur nie ma żadnego skarbu, a Graal nie istnieje. Powtarzałem to, choć nigdy nie powiedziano mi wprost, że chodzi właśnie o świętego Graala. Te moje oceny były drobnym haraczem, jaki musiałem płacić, by hrabia udostępnił nam swe rodzinne archiwa. Tak, to byli pronaziści, jak słusznie panowie zauważyli. – Przy tych słowach Ferdinand zerknął na duchownych. – Choć na dobrą sprawę niewiele się różnili od wielu Francuzów, którzy kolaborowali z hitlerowcami. Ja w każdym razie starałem się ich ignorować, gdyż budzili we mnie antypatię, zresztą podobnie jak sam hrabia. Moim jedynym celem było zbadanie i zgłębienie kroniki brata Juliana. O niej właśnie traktuje moja ostatnia książka i skoro ją panowie przeczytali, na pewno nie mają co do tego wątpliwości.

– Proszę opowiedzieć nam wszystko o zespołach badawczych hrabiego, o tym, czego on naprawdę szukał – powiedział z naciskiem ojciec Nevers.

– Przecież już tłumaczyłem, że chodziło mu o skarb katarów. Jak panowie zapewne wiedzą, niejaki Napoleon Peyrat, pastor Kościoła reformowanego, postać nader barwna, napisał Historią albigensów, a raczej, należałoby powiedzieć, stworzył nową historię… zlepek mitów, legend i bajeczek dla dzieci… choć trzeba mu pogratulować wyobraźni, podobnie zresztąjak Ottonowi Rahnowi. Opowieści Peyrata zapoczątkowały modę na wszystko, co prowansalskie, i właśnie pod ich wpływem zaczęto wysuwać śmieszne teorie nacjonalistyczne dotyczące Langwedocji. W ślady Peyrata poszły mniej znaczące postacie, ezoterycy i okultyści, rozwijając i ubarwiając historie o katarach tudzież Langwedocji. Przyczynił się do tego walnie inny pisarz, Maurice Magret, który poświęcił katarom niesamowity rozdział w swojej książce Nowi magowie. Przed wojną Magret miał rzesze wielbicieli, należał do nich chociażby, po cóż daleko szukać, sam Otton Rahn.

– A co ma z tym wszystkim wspólnego hrabia d’Amis? – dopytywał się ojciec Grillo.

– Hrabia jest potomkiem katarskiej parfai spalonej na stosie po upadku Montsegur. Jego rodzina ukryła kronikę brata Juliana z zamiarem przekazywania jej z pokolenia na pokolenie, przez wieki. Gdyby rękopis trafił w ręce inkwizycji, wszyscy skończyliby w płomieniach, nawet sam autor, mimo że był dominikaninem. Dlatego kronika była od początku otaczana tajemnicą, a członkowie rodu d’Amis nie ujawnili jej aż do tej pory z obawy, że zostaną okrzyknięci heretykami. Przypominam, że całkiem niedawno papież Pius Dziesiąty, rządzący, jak panowie wiedzą, w latach tysiąc dziewięćset pięć – tysiąc dziewięćset czternaście, zreorganizował kurię, włączając do niej inkwizycję, która od tej pory poczęła się nazywać Kongregacją Świętego Oficjum. A więc oficjalnie nieistniejąca wówczas inkwizycja istnieje nadal. W ten właśnie sposób pamięć o prześladowaniach heretyków i o tym, co wydarzyło się w Montsegur, przechodziła w rodzinie d’Amis z pokolenia na pokolenie. Z rozmów z hrabią mogłem wywnioskować, że marzy mu się niepodległa Langwedocja; myślę, że jego sentyment do Trzeciej Rzeszy był wprost proporcjonalny do pogardy, jaką hrabia żywi do Francji za to, że zaanektowała, jak sam mówi, jego langwedocką ojczyznę. Cóż, niektórzy ludzie nie potrafią się pogodzić z historią, pozostają obojętni na upływ wieków i niesione przez nie wydarzenia. Hrabia marzy o niepodległej Langwedocji i nie pała sympatią do Kościoła katolickiego, choć to tylko przypuszczenia, bo w moim towarzystwie zawsze zachowywał powściągliwość i nie dzielił się ze mną opiniami politycznymi ani religijnymi.

– To wszystko? – zapytał ojciec Grillo.

– To wszystko, co wiem i co mogę panom powiedzieć. Mój tu obecny kolega również miał okazję poznać hrabiego, podobnie jak inni pracownicy naszego uniwersytetu, bo całkiem niedawno przekazaliśmy mu oficjalnie rezultat moich badań. Rzekłbym, że nie jest z nich zbytnio zadowolony, że oczekiwał czegoś więcej, nie zdradził jednak ani słowem swego rozczarowania. A jeśli zastanawiają się panowie, czy nadal ściąga do siebie tych młodych ludzi i zachęca ich do przekopywania Langwedocji w poszukiwaniu skarbu, to nie wiem, nie interesowałem się tym.

– Panie Arnaud, chodzą słuchy, że hrabia d’Amis natrafił na coś wyjątkowego – oznajmił ojciec Nevers.

– A na cóż takiego? – spytał zaciekawiony Ferdinand.

– Tego właśnie nie wiemy i chcielibyśmy się dowiedzieć – wyjaśnił ojciec Grillo. – Proszę posłuchać, w czasie wojny dość powszechne były pogłoski, że sam Heinrich Himmler interesuje się wykopaliskami prowadzonymi w Montsegur i że jego ludzie są w kontakcie z zespołami badawczymi hrabiego, a nawet, choć zabrzmi to niewiarygodnie, że Alfred Rosenberg przeleciał w tysiąc dziewięćset czterdziestym czwartym roku nad Montsegur, konkretnie szesnastego marca, czyli dokładnie w siedemsetną rocznicę kapitulacji twierdzy. No i pozostaje najgorsze z podejrzeń: prawdopodobieństwo, że znaleziono tam coś, co mogłoby zagrozić Kościołowi.

– Co właściwie panów niepokoi? Jeśli chodzi o nazistów, można się po nich spodziewać wszystkiego. Po tym, jak zagazowali sześć milionów ludzi, nie dziwi mnie zupełnie, że Rosenberg, ulubiony nazistowski teoretyk Hitlera, wsiadł do samolotu, by polatać nad Montsegur, ani że ten zwyrodnialec Himmler interesował się ezoterycznymi dyrdymałami. Choć nic, co mi panowie powiedzą o tych ludziach, mnie nie zaskoczy, uważam, że na temat Montsegur krąży wiele łgarstw i całkiem możliwe, że podczas wojny pewnym osobom zależało na rozpowszechnianiu różnych pogłosek. Zresztą, prawdę mówiąc, niewiele mnie to obchodzi. Większość prac publikowanych na temat Montsegur i skarbu katarów to najzwyklejsze domysły i pobożne życzenia, dlatego nie sądzę, by natrafiono tam na coś, co mogłoby zaszkodzić Kościołowi. No, chyba że Kościół skrywa skrzętnie jakąś nieprzyzwoitą tajemnicę i obawia się, że wyjdzie ona na jaw. Nie rozumiem tylko, co tajemnica ta może mieć wspólnego z Montsegur.