Выбрать главу

Choć pochodzimy z dwóch różnych światów, w gruncie rzeczy niewiele się od siebie różnimy Aha, Hamza mówi, że można mnie już jako tako zrozumieć, gdy mówię w jego języku, choć przyznaję, że nauka francuskiego idzie mu znacznie lepiej niż mnie nauka arabskiego, bo Hamza łapie wszystko w lot. Jest moim najlepszym przyjacielem. Polubisz go. Nie mogę się doczekać Twojego przyjazdu, zostaniesz tu przyjęty z otwartymi ramionami. Wiem, że zadziwi Cię życie w kibucu, w końcu to socjalizm w najczystszym wydaniu. I jeszcze coś! Rodzice Hamzy zapraszają cię na kolację…

W dalszej części listu David opisywał kolejne ciekawostki z kibucu i okolicy.

Życie w Izraelu nie było wolne od trudności i wyrzeczeń, ale chłopak był tam szczęśliwy – tyle przynajmniej mógł wywnioskować Ferdinand z jego częstych listów.

– Dobre wieści? – zagadnął profesora Ignacio Aguirre.

– To list od mojego syna. Tak, ma się dobrze.

– Mieszka daleko stąd?

– W Palestynie. David jest Żydem, jego matka była Żydówką. Słowa Ferdinanda zabrzmiały niczym zaczepka, twarz jego towarzysza podróży poczerwieniała.

– Wiemy, ile pan wycierpiał – bąknął.

– Inwigilowaliście mnie? – zapytał z zaciekawieniem Ferdinand.

– Och, nie! Nic z tych rzeczy! Gdy zaczęły dochodzić nas wieści o tym, co dzieje się w Montsegur, i pojawiło się pańskie nazwisko… Wyobrażam sobie, że nuncjatura w Paryżu chciała się po prostu czegoś o panu dowiedzieć.

– Pewnie, a więc nie tylko przeczytaliście moją pracę na temat brata Juliana, ale również postanowiliście sprawdzić, z osobą jakiego pokroju macie do czynienia. Dobrze mówię?

Duchowny nie od razu odpowiedział, najpierw uśmiechnął się, by zyskać na czasie.

– Społeczność naukowa bardzo pana ceni. A pańska rozprawa na temat brata Juliana jest ogromnie ciekawa, aż trudno nie wziąć tego dominikanina za człowieka z krwi i kości.

– Bo brat Julian był człowiekiem z krwi i kości, zupełnie jak ksiądz lub jak ja; człowiekiem, którego wątpliwości wpędziły w chorobę. Próbował pozostać wierny Bogu oraz swym bliskim, a to skazało go na życie w zakłamaniu.

– Brat Julian zdradził Boga, by dochować wierności rodzinie, która zresztą nie była skłonna go zaakceptować.

– Naprawdę myśli ksiądz, że brat Julian zdradził Boga?

– Oczywiście – odparł duchowny.

– A ja wcale tak nie uważam. Brat Julian po prostu starał się pogodzić dwie bliskie swemu sercu wartości, jednak nigdy nie zwątpił w Boga.

– Nie wiedział, któremu Bogu służyć.

– Zawsze służył temu samemu Bogu, bo istnieje tylko jed Bóg, bez względu na to, jakie nada mu się imię, jakimi słowami się do niego modlimy, jak go postrzegamy. Brat Julian nigdy nie zaparł się krzyża, choć brzydził się tym, co czyniono w jego imieniu. Czy ksiądz nie miałby tego samego dylematu?

Ignacio Aguirre zamyślił się, zadając sobie w duchu to samo pytanie: Jak zachowałby się na miejscu dominikanina? Czy p: trafiłby znieść fanatyzm swych braci?

– Nie można nikogo sądzić, nie biorąc pod uwagę okoliczności, w których przyszło mu żyć – odparł w końcu. – Nie należy analizować historii z dzisiejszego punktu widzenia.

– Teraz rozumiem, dlaczego mimo tak młodego wieku pracuje ksiądz w Kancelarii Watykanu.

Duchowny zachichotał, czym zupełnie skonfundował Ferdinanda.

– Wcale tam nie pracuję! – wykrzyknął. – Przecież ojciec Grillo wspomniał już panu, że przyjęto mnie tam tylko na lato, bo jego znajomy, a mój przełożony, poprosił go, by wziął mnie na praktykę, na przysposobienie. Robie tam przeróżne rzeczy: pefl rządkuję archiwum, roznoszę kawę, przepisuję listy, tłumaczę dokumenty… Ojciec Grillo przywiózł mnie tu tylko dlatego, że jego sekretarz wziął akurat urlop i pojechał odwiedzić chorą matkę, jsjo i właśnie dzięki temu trafiła mi się taka okazja… bo wycieczka do Francji to dla mnie prawdziwa gratka.

– Mówi ksiądz całkiem dobrze po francusku.

– Pochodzę z Kraju Basków.

– A co to ma do rzeczy?

– Jedna z moich ciotek wyszła za Francuza z Biarritz i spędziłem z nią oraz moimi ciotecznymi braćmi wiele wakacji. Podobno mam dryg do języków. Mój dyrektor mawia, że ktoś, kto zdołał opanować baskijski, może się nauczyć każdego innego języka.

– Proszę mi wybaczyć ciekawość, ale co skłoniło takiego młodego człowieka jak pan do zostania księdzem?

– Powołanie do służby Bogu. Moi rodzice oddali mnie na naukę do seminarium, bo, jak pan pewnie słyszał, tam właśnie trafiają często gęsto dzieci niezbyt zamożnych rodziców, którzy chcą zapewnić swym pociechom wykształcenie. Właśnie w seminarium usłyszałem boże wezwanie. No i dzięki pomocy pewnego jezuity, dalekiego krewnego mojego ojca – bo wie pan zapewne, że święty Ignacy Loyola pochodził z moich stron – spędziłem ostatnie lata na studiach w Rzymie.

– Ma pan przed sobą przyszłość, młody człowieku, być może pewnego dnia zostanie pan papieżem, choć na razie, bez sutanny, nie wygląda pan na księdza, ale na najzwyklejszego chłopaka pod słońcem…

– Jestem jezuitą, będę służył Panu tam, gdzie mnie pośle, choć na papieski tron trudno mi się będzie chyba wdrapać – zauważył Ignacio nie bez poczucia humoru. – A pan? Jest pan wierzący?

– W głębi duszy jestem agnostykiem, szanuję jednak Boga oraz tych, którzy w niego wierzą.

– Zapewnia pan o swym agnostycyzmie, a mówi o Bogu, jakby był pan pewien jego istnienia.

– Nie, nie mam żadnej pewności, mogę mówić tylko o szacunku. Moi rodzice również są agnostykami. Przez ostatnie lata nigdzie nie natrafiłem na ślad boskiej obecności, więc fakt, że nadal jestem tylko agnostykiem, i tak zakrawa w moich oczach na cud.

Pogawędka schodziła na tematy coraz bardziej osobiste, więc Ferdinand postanowił skierować ją na katarów i brata Juliana, Podczas gdy pociąg zbliżał się powoli do ich stacji.

17

Raymond powitał ich w bramie zamku. Syn hrabiego wyrósł na wysokiego, krzepkiego chłopaka. Uwagę zwracały bardzo zielone oczy, pełne ciekawości, ale jednocześnie narzucające dystans.

– Witamy na zaniku, profesorze – pozdrowił Ferdinanda. – Pana również, panie…

– Aguirre – powiedział Ferdinand, bo duchowny był jeszcze nieco speszony sytuacją, w jakiej się znalazł.

– Mój ojciec wraca dopiero jutro, ale gdy zadzwoniłem do niego, by mu zakomunikować, że pragnie pan nas odwiedzić, prosił, bym pana przyjął i ugościł aż do jego powrotu. Poleciłem przygotować dla pana ten sam pokój co zwykle, pan, panie Aguirre, zamieszka w pokoju obok. Mam nadzieję, że będą się panowie u nas czuli jak u siebie w domu. Obiad zostanie podany za dwie godziny. Jeśli będą mnie panowie potrzebowali, jestem do panów dyspozycji.

– Ignacio jest znakomitym studentem, jeszcze trochę, a będzie wiedział o katarach więcej ode mnie. W ostatnich miesiącach bardzo mi pomógł w pracy nad książką o bracie Julianie, dlatego uznałem, że powinien poznać miejsce związane z moimi badaniami…

– Bardzo słusznie, profesorze. Zamierzają panowie pojechać; do Montsegur?

– Jak najbardziej. Opowiadałem Ignaciowi, że panuje tam szczególny nastrój, w Monstegur człowiek oddycha historią, którą przesiąkła cała okolica.

– To prawda, nikt, kto znajdzie się w pobliżu zamku, nie pozostaje obojętny – potwierdził Raymond.

Do zamku podjechał jeep, a w nim dwaj mężczyźni: jeden młody, drugi w wieku Ferdinanada.

– Ci dwaj dżentelmeni również są gośćmi ojca, właśnie wracają z przejażdżki – wyjaśnił Raymond, podczas gdy nieznajomi wysiedli z samochodu i przekazali kluczyki lokajowi.