– A co zrobicie, gdy go znajdziecie?
– Przecież czytałeś, co pisze brat Julian w swojej kronice: trzeba pomścić krew niewinnych, nasza rodzina nie może puścić płazem zbrodni dokonanej przez Kościół. Musimy zniszczyć Kościół, chcemy, by zapłacił za swój fanatyzm i za zniewolenie tej ziemi. Ten obowiązek spadł właśnie na nas, na ród d’Amis, dziedziczymy go z pokolenia na pokolenie i mój ojciec marzy, by to właśnie jemu przypadło w udziale dokonanie ostatecznej zemsty.
– Myślisz, że tak łatwo wam będzie zniszczyć Kościół?
– Owszem. Jeśli odnajdziemy Graala, czymkolwiek on jest, dopniemy swego. Jesteśmy to winni naszej Langwedocji. Proszę, zaglądaj do nas czasami, mój ojciec i ty na pewno przypadniecie sobie do gustu, zresztą twoja wiedza przyda nam się w poszukiwaniach.
Ignacio uśmiechnął się do Raymonda, przełykając ślinę i próbując oswoić się ze wszystkimi niedorzecznościami, jakich siej nasłuchał. Raymond wydał mu się nagle szaleńcem i aż bał się pomyśleć, jaki jest jego ojciec, hrabia d’Amis, którego miał poznać jeszcze tego wieczoru.
Los zetknął go z bandą fanatyków, nie wiedział tylko, czy należy się ich obawiać, czy też są zupełnie niegroźni. Znów rozciągnął wargi w uśmiechu, czując na sobie badawczy wzrok Raymonda.
– Uważam cię za człowieka honoru, dlatego przyrzeknij mi, proszę, że profesor Arnaud nie pozna ani słowa z tego, o czym tm rozmawialiśmy. Wiem, że jako jego uczeń winien mu jesteś lojalność… Zwierzyłem ci się, choć chyba nie powinienem… Nie będę spał spokojnie, póki mi nie obiecasz, że wszystko zostanie między nami. – Raymond patrzył na Ignacia z bardzo poważną miną, nie mogąc się doczekać jego odpowiedzi. Ignacio poczuł się jak ostatni łajdak. Będzie musiał się wyspowiadać i przeprosić Boga za to, co miał właśnie uczynić. Czuł się podle, wyciągając rękę do Raymonda i zapewniając:
– Nie bój się, dochowam tajemnicy.
– Aha, i nie wspominaj o niczym mojemu ojcu. Nie wybaczyłby mi takiej nieostrożności. Uważa, że jestem zbyt łatwowierny. No cóż… liczę, że się na tobie nie zawiodę.
Przerwał im Ferdinand, który do tej pory trzymał się na uboczu i przechadzał po okolicy z papierosem, udając nagłe zainteresowanie ruinami.
– Chyba powinniśmy już wracać. Chciałbym porozmawiać z twoim ojcem, chłopcze – powiedział.
– Oczywiście, jak pan sobie życzy.
18
Hrabia d’Amis potraktował Ferdinanda ozięble i z rezerwą, okazał jednak więcej serdeczności jego studentowi, głównie ze względu na sympatię, z jaką opowiadał mu o nim Raymond. Pierwszego wieczoru prawie nie mówili o kronice brata Juliana ani o katarach. Hrabia nie był zbyt rozmowny, a i jego gościom humor wyraźnie nie dopisywał. Zaraz po kolacji rozeszli się pospiesznie do swych pokojów.
– Wszystkiemu winni są ci jarmarczni powieściopisarze! – zaczął się zżymać Ferdinand, wysłuchawszy szczegółowej relacji Ignacia z jego pogawędki z Raymondem.
– Nie darzą tu pana zbytnim zaufaniem – zauważył jezuita.
– I wzajemnie. Przecież to banda pomyleńców! W głowie się nie mieści, że poważni, wykształceni ludzie wierzą w brednie rozpowszechniane przez kilku głupców. Proszę, proszę, a więc mamy wśród nas potomków Chrystusa! Nagle okazuje się, że w naszym świecie bez tajemnic, bo nie było ich dawniej, nie ma teraz i nie będzie w przyszłości, zdołano zadekować gdzieś na całe wieki dzieci Jezusa i Marii Magdaleny. Przecież czegoś takiego nie dałoby się ukryć.
– Cóż, pozostaje jeszcze wersja o Graalu ukrytym w Edynburgu.
– Są gotowi podziurawić wszystkie zamki w poszukiwaniu magicznego przedmiotu istniejącego tylko i wyłącznie w ich wyobraźni. To chorzy ludzie!
– Postawili sobie za cel zniszczenie Kościoła katolickiego, tak twierdzi Raymond – wyjaśnił Ignacio.
Ferdinand parsknął śmiechem.
– Co za idiotyzm! Zniszczyć Kościół!
– Ja nie widzę w tym nic śmiesznego – żachnął się Ignacio.
Ferdinand spoważniał i zatopił wzrok w pełnych niepokoju źrenicach Ignacia.
– Myśli pan, że można tak łatwo zniszczyć Jezusowe przesłanie? Myśli pan, że ludzie wierzący odwrócą się od Kościoła, gdy okaże się, że Chrystus był człowiekiem, mężczyzną? Przecież był Żydem, rabbim, a w ówczesnym społeczeństwie rabbi wstępowali w związki małżeńskie. Nie wiem, czy Jezus miał żonę, czy nie, jest nii to obojętne, w każdym razie nie dotrwały do naszych czasów wiarygodne na to dowody. Trudno mi jednak uwierzyć, że jeśli rzeczywiście założył rodzinę, zostało to utrzymane w tajemnicy przez apostołów, którzy byli przecież prostymi ludźmi, sami mieli żony i dzieci, było to więc dla nich najnormalniejszą rzeczą pod słońcem. Nie sądzę, by ludzie ci zmówili się i zataili coś takiego. Niby po co? Przecież nie oni kładli podwaliny chrześcijaństwa, nie domyślali się nawet, co Jezus zapoczątkował i w co zamienić się miało jego przesłanie na przestrzeni dziejów… Tak czy owak, nawet gdyby Chrystus był żonaty, nie oznaczałoby to bynajmniej końca Kościoła, który musiałby po prostu zaakceptować, że kapłani mogą wstępować w związki małżeńskie. I tak jak któryś sobór im tego zabronił, inny sobór odwołałby zakaz i po krzyku. Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, by chrześcijanie widzieli w tym jakiś problem.
– I pan się mieni agnostykiem! – wykrzyknął Ignacio poruszony pewnością swego rozmówcy co do trwałości Kościoła.
– Agnostykiem tak, ale nie głupcem. Potrafię zrozumieć powody, dla których Kościół woli utrzymać celibat księży, nie wydaje mi się jednak, by cała instytucja kościelna miała się zachwiać w posadach, gdyby się nagle okazało, że Jezus był żonaty. Choć, powtarzam, historia nie pozostawiła nam na to żadnego rozstrzygającego dowodu, a więc… nie ma o czym mówić.
– Oni poszukują tego właśnie dowodu.
– Nadaremnie. Nie mogą znaleźć czegoś, co nie istnieje.
– To są tylko pana pobożne życzenia! – prychnął Ignacio.
– Bynajmniej, przemawia przeze mnie zdrowy rozsądek. Jestem przekonany, że Rzym ma w zanadrzu cały zapas odpowiedzi na wypadek, gdyby pojawiło się nagle jakieś doniesienie o żonie Chrystusa. Ale proszę się nie zamartwiać, bo ci poszukiwacze z bożej łaski nie znajdą niczego z wyjątkiem pseudoliterackich spekulacji.
7- No, proszę, kieruje się pan rozsądkiem, jeśli chodzi o potwierdzenie pozycji Kościoła. „Cóż za konkluzja! Jestem historykiem i analizuję wydarzenia z perspektywy czasu. Rodzina d’Amis, nawet Bóg wie jak bardzo zaślepiona swą domniemaną rolą mścicieli, nie zniweczy dwóch tysięcy lat historii Kościoła katolickiego. Niech się pan nie zamartwia i bardziej ufa swemu Kościołowi. Najważniejsze, że będzie pan mógł oznajmić swoim przełożonym: „Zadanie wykonane”. Jest pan urodzonym szpiegiem.
Tym razem Ignacio roześmiał się serdecznie. Przez ostatnie dwa dni nie bawił się najlepiej, zwodząc Raymonda, sumienie gryzło go na potęgę, mimo że tłumaczył sobie raz po raz, iż udaje i ucieka się do kłamstwa w obronie wyższej sprawy.
– Wcale mi się nie podobało to, co zrobiłem – wyznał.
– Nie zrobił pan niczego, czego należałoby się wstydzić. Ja niczego bym od nich nie wyciągnął, ani od hrabiego, ani tym bardziej od Raymonda. Dobrze, że pan przyjechał, bo opuszczamy zamek z konkretną informacją. Pański Kościół wie już, czemu przyjdzie stawić mu czoło, jeśli jego wrogom się poszczęści i jednak coś tam znajdą, choć wydaje mi się to prawie niemożliwe.