Zaczęli przechadzać się po zamkowych ogrodach, nie bardz wiedząc, jak przełamać lody.
– Jak idą poszukiwania? – zapytał Ignacio prosto z mostu.
– Poszukiwania? Co pan ma na myśli?
– Poszukiwania Graala. Podczas mojej ostatniej wizyty wspomniał pan, że są panowie o krok od sukcesu.
– Bardzo proszę nie poruszać tego tematu w obecności mojego ojca ani jego gości. Postąpiłem bardzo niedyskretnie, za dużo powiedziałem, co jest z mojej strony rzeczą niewybaczalną.
– Spokojna głowa! Jasne, że przy pańskim ojcu słowem nie napomknę o całej sprawie. Spytałem o Graala, bo zadanie, którego się panowie podjęli, wydaje się mnie, przyszłemu historykowi, najbardziej niesamowitą misją, jaką tylko można sobie wyobrazić.
– To prawda, ale, niestety, nie została ona na razie uwieńczona sukcesem. Będzie to jeszcze wymagało czasu i dużo cierpliwości, choć mój ojciec jest pewien, że nam się uda.
– A wtedy poproszę, nawet jeślibym miał ujść za istotę wścibską, by pozwolił mi pan zobaczyć owo znalezisko.
Raymond zaśmiał się, bo prośba gościa mu pochlebiła. Poczuł się bardzo ważny wobec tego nieopierzonego historyka, który najwyraźniej błagał, by dopuszczono go do spisku.
– Nie mogę panu nic obiecać, bo to nie zależy ode mnie, ale spróbuję się za panem wstawić.
– Na jakim etapie są poszukiwania?
– Ciągle wertujemy dokumenty, nasi ludzie szukają jakiegoś tropu w Szkocji, kontynuujemy wykopaliska… W gruncie rzeczy nie robimy niczego nowego. Ale dopniemy swego, Graal będzie nasz, może mi pan wierzyć.
Obiad upłynął prawie w ciszy. Podobnie jak ostatnim razem hrabia zachowywał się oschle i z rezerwą, balansując na granicy niegościnności.
Pozostali stołownicy tworzyli niejednorodną grupę złożoną z rówieśników Raymonda oraz mężczyzn w wieku hrabiego. Nikt nie napomknął, co sprowadza go na zamek.
Po obiedzie wszyscy rozeszli się pospiesznie, wymawiając się przeróżnymi sprawami. Raymond zaprosił Ignacia na kawę, zaraz potem samochód miał odwieźć gościa do Carcassonne.
– Coś panu zdradzę. Wydaje się coraz bardziej oczywiste, że Graal to krew Jezusa. Jeśli zdołamy potwierdzić te przypuszczenia, bye, bye Kościele. Klechy padające na kolana przed krzyżem, narzędziem tortur, są doprawdy żałosne, to ludzie chorzy na umyśle. Najgorsze, że całe tłumy głupców im wierzą.
– Ciekawa teoria z tą krwią i Graalem – zauważył tylko Ignacio – choć trudna do udowodnienia.
– Gdyby została rozpowszechniona, Kościół znalazłby się w niezłych tarapatach. Może napiszę coś na ten temat, by się przekonać, jaka będzie reakcja.
– Napisze pan? Niby co?
– Bo ja wiem… książkę o tajemnicach Montsegur, zbiór legend… może nawet powieść.
– Tyle że nie stanowiłoby to dowodu na to, co chcą panowie wykazać.
– Chyba pan wie, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy…
– To słowa Goebbelsa.
– A jednak nie straciły one, niestety, na aktualności.
– Chodzi tylko o zaszkodzenie Kościołowi?
– Chodzi o wiele rzeczy, między innymi i o to. Kościół musi zapłacić za swoje czyny. Przelał wiele niewinnej krwi, proszę sobie przypomnieć kronikę brata Juliana.
Wrócił do Rzymu niezadowolony z siebie. Nie dość że nie udało mu się zbliżyć do profesora Arnauda, wizytę na zamku d’Amis również trudno było uznać za udaną.
Ojciec Grillo miał jednak inne zdanie. Uważał, że Raymond powiedział jezuicie więcej, niż zamierzał.
– Zaczną rozpowszechniać swoje domysły na temat związku Jezusa z Marią Magdaleną i znajdzie się wielu ludzi skłonnych im uwierzyć. Przecież sam Raymond zdradził ci, że zależy im na pogrążeniu Kościoła. Znajdą kogoś, kto napisze książkę lub całą ich serię, zasypią księgarnie powieściami, wyssanymi z palca rozprawami naukowymi… będą próbowali z nami polemizować. Powinniśmy się z tym liczyć i zawczasu obmyślić reakcję.
– Najlepszą reakcją będzie brak reakcji – orzekł Ignacio.
– Mamy milczeć?
– Moim zdaniem to najwłaściwsze wyjście. Kościół nie powinien reagować na kalumnie i przelotne teorie, a tylko i wyłącznie na fakty.
– Przekażę twoją opinię sekretarzowi stanu.
– Proszę sobie ze mnie nie drwić.
– Nie drwię. Gdy będę omawiał tę sprawę z sekretarzem stanu, powtórzę mu twoją radę. Niewykluczone, że masz rację.
Ojciec Grillo wrócił do tematu dopiero miesiąc później. Wszedł do gabinetu z pochmurnym obliczem, z którego Ignacio wywnioskował, że przynosi złe wieści.
– W pierwszej kolejności powinieneś wiedzieć, że sekretarz stanu chce, byś pokierował francuską sprawą. Od tej pory będziesz nam dostarczał informacji o poczynaniach hrabiego i jego znajomków oraz powiadamiał o nowych publikacjach na temat Graala. Oddane zostaną do twojej dyspozycji wszelkie potrzebne środki. Kto by pomyślał, że jeden dominikanin, sekretarz inkwizycji, przysporzy nam tyle pracy i zmartwień. Brat Julian stał się naszą zmorą.
– Ależ ten nieszczęsny średniowieczny mnich nie ponosi winy za to, co wyczyniają dzisiaj jego krewni.
– Wszystko przez tę kronikę… No, ale nie będę go osądzał. Nie ulega wątpliwości, że biedak wiele wycierpiał.
– Obawiam się, że wcześniej czy później Kościół będzie musiał zrewidować niektóre swoje decyzje i wytłumaczyć je w kontekście dzisiejszych czasów.
– To już nie nasze zmartwienie, Ignacio. Wystarczy, że musimy baczyć na to, z czym nam może wyskoczyć rodzinka brata Juliana. Nie rozstawaj się z jego kroniką, w końcu przez nią właśnie powstało całe to zamieszanie. A poza tym… no, cóż… mam dla ciebie złą wiadomość, wiem, że będzie to dla ciebie cios…
Ignacio przełknął ślinę i pomodlił się w myślach, by nie chodziło o nikogo z jego krewnych.
– Profesor Arnaud zmarł na zawał. Spotkał go smutny koniec, podobno przez dwa dni nie pojawiał się na uniwersytecie, więc zaczęto się o niego niepokoić i zadzwoniono do jego rodziny. Znaleziono go martwego.
– Nie, profesor Arnaud nie umarł, on już od dawna był trupem.
– Ignacio!
Młody jezuita opuścił gabinet ojca Grilla z kroniką brata Juliana w ręku. Wiedział, że książka ta połączyła go na zawsze z Ferdinandem Arnaudem.
Dwa dni później Ignacio znajdował się już w nuncjaturze paryskiej w towarzystwie ojca Nerversa i dwóch policjantów, którzy przyszli go przesłuchać.
Wyjaśniono mu, że zgon profesora Arnauda nastąpił z przyczyn naturalnych i że sekcja zwłok potwierdziła zawał mięśnia sercowego.
Ojciec Nevers był zdenerwowany. Czuł się niepewnie. Co też przyszło do głowy profesorowi Arnaudowi, by przekazać w spadku młodemu jezuicie wszystkie dokumenty dotyczące badań nad kroniką brata Juliana? Pytanie to zadawał sobie zresztą nie tylko on, ale również policja. Dlatego właśnie zakomunikowali nuncjaturze chęć porozmawiania z hiszpańskim duchownym.
Choć Ferdinand Arnaud zmarł na zawał, w przeddzień śmierci uporządkował wszystkie swoje rzeczy oraz przygotował pokaźnych rozmiarów pudło, które opatrzył następującym adresem: „Ignacio Aguirre. Kancelaria Stanu. Watykan”.
Policja, ma się rozumieć, otworzyła pudło i natknęła się na górę dokumentów i zeszytów, które nic jej nie mówiły. W tych właśnie zeszytach Ferdinand pisał drobnym maczkiem książkę o bracie Julianie, a także notował przemyślenia na temat hrabiego i jego znajomych. Oprócz dokumentów i kajetów pudło zawierało zaklejony i zalakowany list również adresowany do Ignacia.Na biurku w gabinecie pana Arnauda znaleziono ponadto list do niejakiej Inge Schmmid z Berlina, którą uniwersytet powiadomił już o śmierci profesora. Policja zgłosiła chęć przesłuchania adresatki listu.