– To prawdziwa łamigłówka – zauważył młodszy z mężczyzn, jakby rozmawiał sam ze sobą.
Ovidio obserwował ich przez chwilę, próbując zbadać, z jakimi ludźmi i szpiegami ma do czynienia. Starszy z mężczyzn, srebrzystowłosy, nazywał się Lorenzo Panetta. Wydawał się pewny siebie i ani trochę nieoszołomiony wspaniałością kardynalskiego gabinetu, którego strop malował sam Rafael. Był wysokim przedstawicielem do spraw bezpieczeństwa stanu, byłym szpiegiem, który pnąc się po szczeblach kariery, dochrapał się stanowiska w polityce.
A ten młodszy, ile może mieć lat? Chyba nie więcej niż trzydzieści pięć. Wygląda na żołnierza i jest wyraźnie onieśmielony nie tylko tym miejscem, ale również sprawą, która przywiodła ich do Watykanu. Przedstawiono go jako Matthew Lucasa, obywatela Stanów Zjednoczonych, pracującego jako łącznik między amerykańską agencją szpiegowską a instytucją koordynującą walkę z terroryzmem na terenie Unii Europejskiej.
Postanowił ocknąć się z letargu, w którym się pogrążył, i zachowywać się tak, jak tego od niego oczekiwano. Uniósł ramiona i wlepił wzrok w podsunięte mu dokumenty, tym razem wczytując się w nie z wielką uwagą.
– Mówią panowie, że kiedy przechwycono te dokumenty? – zapytał, nie zwracając się do nikogo w szczególności.
– Znaleziono je w apartamencie, w którym popełnili samobójstwo członkowie Stowarzyszenia – odpowiedział srebrzystowłosy. – Na dobrą sprawę to nie dokumenty, ale ich resztki, z których pracownicy laboratorium zdołali odtworzyć niektóre zdania. Mówimy o wydarzeniach sprzed czterech dni.
– I dlaczego te świstki tak panów zatrwożyły? Mężczyźni spojrzeli po sobie, dopiero po chwili starszy z nich odpowiedział:
– Nie możemy dodać nic więcej do tego, co już powiedzieliśmy. Brygada antyterrorystyczna Interpolu od miesięcy była na tropie Milana Karakoza, który handluje nie tylko bronią, ale również informacjami. To jeden z typów zaopatrujących w broń Stowarzyszenie. Zresztą utrzymuje również kontakty z płatnymi zabójcami. Jednym słowem – niezły gagatek.
– I nie sądzą panowie, że wasz gagatek ma dość rozumu w głowie i doświadczenia, by nie popełniać głupich błędów pozwalając, by jego nazwisko pojawiło się w papierach będących w rękach terrorystów?
– Karakoz zapewne nie wie, że jego nazwisko znaleziono na resztkach dokumentów, które spłonęły we frankfurckim apartamencie – zauważył srebrzystowłosy.
– Jak napisano w raporcie – wtrącił Matthew Lucas – policja przygotowała zasadzkę na grupę islamskich terrorystów, prawdopodobnie na te same osoby, które dwa dni wcześniej wysadziły w powietrze kino w centrum Frankfurtu, zabijając ponad trzydzieści osób, w tym pięcioro dzieci. A wie ksiądz przecież, jak reagują ci ludzie: wolą zginąć, niż wpaść w ręce policji. Dlatego wysadzili się w powietrze, gdy funkcjonariusze nakazali im opuścić apartament, w którym się zaszyli. Wcześniej jednak zdążyli spalić większość dokumentów, zachowały się tylko nikłe fragmenty, które zbadaliśmy w laboratorium. Udało się z nich odczytać zaledwie kilka słów, między innymi wzmiankę o Karakozie, który naszym zdaniem kontaktował się z terrorystami i najprawdopodobniej zaopatrywał ich w broń. Inne słowa to: GRÓB, KRZYŻ W RZYMIE, PIĄTEK, SAINT-PONS, nie wiemy jednak, czy chodzi o toponim, nazwisko, czy może o jedno i drugie, oraz LOTARIUSZ. Ocalał również niezrozumiały dla nas fragment książki: NASZE NIEBO OTWARTE JEST TYLKO DLA TYCH, KTÓRZY NIE SĄ STWORZENIAMI… Z całej reszty, którą pochłonęły płomienie, udało się uratować jedynie słowo KREW. Nie ma więcej liter, nie znamy ciągu dalszego.
– Zapomniał pan o świętym… – dodał Lorenzo Panetta. – Jak może ojciec przeczytać w raporcie, natrafiono również na skrawek papieru z odręcznie napisanym tekstem: POLEJE SIĘ KREW W SERCU ŚWIĘTEGO… Poza tym pojawia się tam ponownie słowo KRZYŻ.
– Tak, wszystko to już panowie tłumaczyli, zresztą o tym samym traktuje raport. Przykro mi jednak, ale nie rozumiem, co ma do tego Watykan.
Kardynał zgromił go wzrokiem. Gdy tylko ci dwaj wyjdą, na pewno zrobi mu awanturę, zresztą nie bez racji. Sęk w tym, że Ovidia nic a nic nie obchodziło, co ci ludzie mają mu do powiedzenia; chciał poprosić, by zlecono to zadanie komuś innemu, by na niego nie liczono.
.- Ovidio, tych panów nie byłoby tu, gdyby nie uważali, że sprawa, z którą przychodzą, jest wielkiej wagi. Zresztą i ja tak uważam. Mamy obowiązek pomóc i pomożemy naszym przyjaciołom w rozwikłaniu tej zagadki.
Interwencja kardynała nie pozostawiała żadnych wątpliwości – Ovidio spuścił głowę, świadomy swej porażki.
– Powinniśmy wspólnie zająć się tą sprawą – stwierdził Matthew Lucas.
– Tak też zrobimy, panie Lucas – oznajmił kardynał. – Watykan będzie współpracował, jakżeby inaczej, z unijnym Centrum do Walki z Terroryzmem. Ojciec Sagardia skontaktuje się z panami zaraz po zapoznaniu się z dostarczonymi materiałami. Zapewniam panów, że podchodzimy do tej sprawy bardzo poważnie.
Panetta i Lucas wymienili spojrzenia, rozumiejąc, że kardynał uważa spotkanie za skończone. Drzwi do gabinetu otworzyły się i na progu stanął jeszcze jeden mężczyzna w sutannie.
– Mój sekretarz odprowadzi panów do wyjścia.
Po lakonicznym pożegnaniu mężczyźni opuścili gabinet strapieni obojętnością okazaną im przez ojca Ovidia. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, rozpętała się burza.
– Dobrze, o co chodzi? – zapytał kardynał, nie kryjąc irytacji.
– Przepraszam, eminencjo, ale nie uważam, by cokolwiek z tego, co przed chwilą usłyszeliśmy, było powodem do niepokoju.
– Proszę, proszę, a więc twoim zdaniem Lorenzo Panetta, nasz najlepszy włoski specjalista od spraw terroryzmu, działający ręka w rękę z NATO oraz ze służbami wywiadowczymi krajów należących do unijnego Centrum do Walki z Terroryzmem, przyszedł napędzić nam stracha jak przedszkolakom. A pan Lucas, specjalizujący się w islamskich ruchach terrorystycznych członek Amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa i Walki z Terroryzmem, to panikarz. Na miłość boską, Ovidio, co się z tobą dzieje?!
Ovidio Sagardia i tym razem miał ochotę spuścić głowę i nie odpowiadać na postawione wprost pytanie, wiedział jednak, że kardynał nie zadowoli się jego milczeniem i będzie drążył temat, próbując wszelkimi sposobami wydobyć z niego prawdę.
– Wasza eminencja dobrze wie, co się ze mną dzieje: chcę rzucić to wszystko, by odnaleźć siebie, a przede wszystkim Boga.Mężczyźni milczeli, patrząc sobie w oczy i próbując wyczytać z nich myśli przeciwnika.
– Jak waszej eminencji wiadomo, otrzymałem skierowanie na proboszcza i lada dzień opuszczam Watykan. Niczego nie pragnę bardziej, jak zostać zwykłym proboszczem, pomagać ludziom, czuć się użytecznym, żyć w zgodzie w Ewangelią…
Umilkł na znak kardynała. Czuł się zagubiony, wiedział, że nic z tego, co ma do powiedzenia, nie skruszy żelaznej determinacji tego księcia Kościoła.
– Przykro mi, Ovidio, ale będziesz musiał zaczekać z objęciem swojej parafii przynajmniej do powrotu dyrektora Departamentu Analizy Polityki Zagranicznej. Przed wezwaniem cię skontaktowałem się z biskupem Pelizzolim, który uważa, że nikt nie wykona tego zadania lepiej od ciebie. Najwyraźniej wierzy w ciebie bardziej niż ty sam. Jesteś kapłanem, jezuitą, rycerzem bożym, należysz do Kościoła i masz obowiązek służyć mu tam, gdzie cię pośle. Nie chodzi o to, czego chcemy, ale o to, do kogo i do czego należymy. Masz wyjątkowy talent analityczny i śledczy, potrafisz się doskonale maskować. Otrzymałeś te dary od Boga, ale nie stanowią one twojej własności. Do tej pory wykorzystywałeś je, służąc Kościołowi, rób to nadal. Nie porzucaj nas, Ovidio, nie teraz.