Выбрать главу

– Chcę być po prostu kapłanem.

– I jesteś kapłanem, kapłanem walczącym na pierwszej linii frontu, jezuitą, który wie, że nie może robić, co mu się żywnie podoba, ale to, co nakazuje obowiązek, a jednak chce uciec.

– Ojciec wie, że nie uciekam! – krzyknął Ovidio.

– Przechodzisz kryzys! Rozumiem! – odpowiedział kardynał, również podnosząc głos. – Myślisz, że jesteś jedynym duchownym, któremu się to zdarza, który zastanawia się nad swoim życiem?

– Ja nie kwestionuję swojego kapłaństwa, tylko to, co robię, a raczej, co robiłem do tej pory. Nie sądzę, bym przeżył ostatnie lata zgodnie z nauką Chrystusa, Naszego Pana.

Kardynał zrozumiał, że przegrał pojedynek i że jeśli nadal będzie naciskał Ovidia, straci go na zawsze.

– No dobrze, kogo więc proponujesz na swoje miejsce?

– Może Domenica? Jest specjalistą od islamu, więc jeśli sprawa ma związek z islamskimi fundamentalistami, trudno o lepszego kandydata.

– Powiem Ojcu Świętemu, że nas opuszczasz. Na pewno będzie chciał się z tobą widzieć, wiesz przecież, jak bardzo cię ceni.

– Dziękuję.

– O nie, nie dziękuj, ustępuję, bo nie mam innego wyjścia.

– Jak pan myśli, dlaczego ten ksiądz kręcił tak na nas nosem? Potraktował nas jak wariatów, którzy przeszyli do Watykanu, by opowiedzieć historyjkę o ufoludkach.

– O tak, nie był dla nas specjalnie miły – przyznał Lorenzo Panetta. – Ale obawiam się, że i tak będzie musiał zrobić, co mu każą.

– Watykan robi przytłaczające wrażenie – stwierdził Matthew Lucas. – Nigdy nie przypuszczałem, że zobaczę państwo kościelne od środka. Mam na myśli coś więcej niż tylko bazylikę i muzea. Jestem również pod wrażeniem samego kardynała.

– To ważna osobistość we władzach kurii. Co prawda nie jest bezpośrednio związany z wywiadem watykańskim, ale można powiedzieć, że wszystkie informacje trafiają właśnie na jego biurko.

– Z wywiadem watykańskim?

– Na Boga, majorze, w jakiej szkole uczono pana rzemiosła? Czyżby pan nie wiedział, że Watykan posiada jedne z najlepszych służb wywiadowczych na świecie? Nic się przed nimi nie ukryje, tyle że zazdrośnie strzegą zdobytych informacji. Z ich pomocą łatwiej nam będzie coś wskórać.

– Pan uparcie twierdzi, że ci księża mogą nam pomóc. Dlaczego? Chyba nie dlatego, że na jednym skrawku papieru napisano „święty”, a na innym „Bóg Rzymu”?

– To byłby wystarczający powód, ale poza tym… cóż, mam wrażenie, że w całej tej sprawie jest coś więcej niż tylko to, co możemy sobie wyobrazić i zobaczyć, dlatego właśnie potrzebna nam jest pomoc tych duchownych.

– Najwyraźniej tylko pan tak uważa. W Brukseli nie wszyscy są zadowoleni, że wciągnięto w dochodzenie Watykan.

– Coś panu powiem, istnieje wielka różnica między politykami i analitykami, którzy nigdy nie wystawili nosa zza biurka, a tymi, którzy, tak jak ja, uczyli się zawodu w terenie.

– Uczyli się?

– Tak, posiadłem umiejętność działania w terenie, ścigając przestępców. I proszę mi wierzyć, wyczuwam pismo nosem i wiem, kiedy jakaś sprawa jest bardziej skomplikowana, niż się wydaje.

– Ale przecież od lat jest pan… no właśnie, wysokim urzędnikiem.

– Owszem, proszę jednak tylko porównać nasze dłonie.

– A to po co?

– Pan ma ręce urzędasa, a ja… zresztą, to bez znaczenia. Jak już panu mówiłem, mam przeczucie. Tak czy inaczej, nic nie stracimy, jeśli watykańscy jajogłowi nam pomogą.

– Bardziej liczę na pomoc ekspertów z prawdziwego zdarzenia. Zdąży pan na zebranie?

– Tak, jutro po południu będę w Brukseli i stawię się na to cholerne zebranie. Mam nadzieję, że niemiecka policja podeśle nam jakieś dodatkowe informacje, a pańscy kumple z CIA nie będą trzymali gęb na kłódkę, tylko raczą nam zdradzić, co mają w swoich archiwach na tych kretynów.

– Jakich kretynów?

– Samobójców, Matthew, samobójców.

– Nie nazwałbym ich kretynami. Choćby dlatego, że udało im się wysadzić w powietrze kino w samiutkim sercu Frankfurtu, a wszystko dzięki materiałom wybuchowym dostarczonym przez wszędobylskiego Karakoza, którego nazwisko wraca do nas ostatnio jak bumerang.

– Terroryści płacą dobrze, i to gotówką, a Karakoza interesują tylko i wyłącznie pieniądze. Nic więc dziwnego, że co rusz nadziewamy się na tego obmierzłego typka.

Lorenzo Panetta zaparkował samochód w terminalu A rzymskiego lotniska Fiumicino i Matthew wysiadł z małą torbą w ręku. Mężczyźni pożegnali się zdawkowym „do widzenia”.

Nazajutrz mieli się spotkać na „zebraniu kryzysowym” zwołanym przez dyrektora unijnego Centrum Unii Europejskiej do Walki z Terroryzmem. Lorenzo Panetta był wicedyrektorem tej instytucji i jednym z jej najlepszych analityków.

4

Mohamed Amir miał zawroty głowy – ze strachu, ale również z głodu i pragnienia. Nie wiedział, czy niemiecka policja depcze mu po piętach, czy uznała, że zginął razem ze swoimi braćmi, którzy popełnili samobójstwo z imieniem Allacha na ustach.

Chrześcijanie powiedzieliby, że uratował się cudem. I mieliby rację. W obawie, że policja spróbuje przypuścić szturm na mieszkanie, jego kuzyn Jusuf kazał mu iść do łazienki i spalić wszystkie dokumenty. Właśnie wykonywał polecenie, kiedy dobiegł go głos policjanta nakazującego im opuścić apartament z rękami do góry. Potem usłyszał, że Jusuf każe mu uciekać. Nie pamięta, jak mu się to udało; po prostu otworzył okno w łazience, wyskoczył na zewnętrzny gzyms, a stamtąd ześlizgnął się po grubej rurze na gzyms piętro niżej. Wiedział, że tam jeden z apartamentów zajmuje małżeństwo, które o tej porze zwykle siedzi w pracy, choć skoro policja nakazała ewakuację budynku, prawdopodobnie wszystkie mieszkania są teraz puste. Szczęście uśmiechnęło się do uciekiniera – pchnął okno, a to się otworzyło. Bez trudu, choć z duszą na ramieniu, wślizgnął się do mieszkania – bał się, że policja będzie tam na niego czekała. Ale w środku nie było nikogo, więc Mohamed rozejrzał się za kryjówką dla siebie. Zaraz potem rozległ się huk eksplozji. Budynek wypełniły wrzaski i dym. Jusuf i pozostali bracia woleli popełnić samobójstwo, niż oddać się w ręce policji. Zostali męczennikami – dumą Stowarzyszenia.

Przez chwilę czuł się skołowany i wystraszony, bał się, że lada chwila policja wtargnie do mieszkania, by go aresztować, ale jakimś cudem jego obawy się nie sprawdziły. Wiedział, że po Południu zjawią się właściciele apartamentu, oczywiście jeśli władze nie powiadomią wcześniej mieszkańców o eksplozji. Jeśli do tej pory policja się stąd nie wyniesie, będę miał się z pyszna, pomyślał Mohamed, ale od tego momentu dzieliło go jeszcze kilka godzin. Musi tylko siedzieć cicho jak mysz pod miotłą i czekać.

Wczołgał się pod łóżko w sypialni. Do jego nowej kryjówki, przywodzącej mu na myśl zabawy z dzieciństwa, dochodziły hałasy i krzyki z zewnątrz.

Jak trafiono na ich ślad? Kto zdradził? Komu ma zaufać, jeśli uda mu się wymknąć z tej pułapki?

Miał nadzieję, że ogień zdążył doszczętnie strawić papiery i że zniszczone zostały wszelkie ślady prowadzące do pozostałych braci, zwłaszcza tych, którzy – niech Allach ma ich w swej opiece! – walczyli w świętej sprawie jego i jego proroka.

Jusuf był dowódcą ich komórki, a teraz siedzi pewnie obok Allacha, rozkoszując się rajskimi uciechami. Mohamed uśmiechnął się na myśl o kuzynie w otoczeniu pięknych hurys. Jusuf zginął śmiercią męczennika, jego rodzice będą z niego dumni. Mohamed postanowił ich odwiedzić, gdy tylko nadarzy się okazja, oczywiście jeśli wyjdzie stąd żywy.