Выбрать главу

– Tak, musimy coś zrobić, dziewczyna jest zbyt zielona, nie nadaje się do naszego wydziału, choć pracuje w centrum już jakiś czas i przynajmniej można jej ufać.

– Mojej żonie też można ufać, a nie zatrudniłem jej tutaj! – zagrzmiał Hans Wein.

– No, już, uspokój się. Krzyki nie na wiele się zdadzą. Porozmawiam z kadrami, choć wcześniej powinniśmy zasugerować tej małej, by sama poprosiła o przeniesienie. Może ściągnąć nam na głowę kłopoty. Znasz przecież polityków: wyświadczają sobie wzajemnie przysługi i założę się, że ten, kto upchnął u nas Mireille, zrobił to, bo był akurat winny przysługę komuś z NATO, z Komisji Europejskiej czy Bóg wie skąd; nie możemy więc jej tak po prostu zwolnić. Zresztą, choć wiadomo, że trafiła tu dzięki „plecom”, większość z nas dostała się do wydziału po znajomości. Poza tym dziewczyna ma dobre referencje, sprawdziła się na swoich poprzednich stanowiskach.

– Nie baw się w adwokata diabła – zgromił Lorenza szef.

– Chyba nie warto robić z igły wideł i zbytnio przejmować się całą sprawą – wtrąciła Laura. – To oczywiste, że Mireille brakuje doświadczenia, ale nie jest głupia, no, może tylko trochę naiwna. Jeśli nie przypadła wam do gustu, nie ma co się dłużej zastanawiać, poprosimy o jej przeniesienie.

Ignorując tabliczki PALENIE WZBRONIONE, porozwieszane po całym budynku, Hans Wein sięgnął po papierosa. Albo zapali, albo zaraz wypadnie z gabinetu i osobiście wyrzuci tę Beziers na zbity pysk.

Lorenzo skorzystał z okazji i wziął przykład z szefa. On również Potrzebował codziennej dawki nikotyny; zżymał się, że musi popalać w ukryciu, jak zresztą połowa urzędników zatrudnionych w tym budynku. Palenie stało się niemalże wykroczeniem, ponoć w trosce o zdrowie, choć Lorenzo uważał, że moda na polityczną poprawność przeobraziła się w dyktaturę tego, co politycznie poprawne.

Kąśliwe słowa wymierzone przeciwko Mireille, podobnie jak papierosy wypalone w ukryciu w gabinecie szefa, były tylko zaworem bezpieczeństwa-Hans i Lorenzo wiedzieli, że niełatwo będzie im się pozbyć dziewczyny.

Laura otworzyła okno, pozwalając dymowi wsiąknąć w poranną mgłę. Laura również paliła, choć mniej niż jej szef.

– Wywiedz się dyskretnie, jakie wakaty mamy aktualnie w centrum i gdzie możemy upchnąć tę Beziers – polecił jej Hans Wein.

– Załatwione – rzuciła asystentka, wychodząc z gabinetu.

– Laura jest nieoceniona – zauważył Lorenzo Panetta.

– O tak, to prawdziwe szczęście, że mogę na nią liczyć. Do tego nie jest zanadto ambitna i lubi swoją pracę – dodał Hans Wein.

– Co masz na myśli, mówiąc, że nie jest zanadto ambitna?

– Choćby to, że absolwentka politologii władająca czterema językami mogłaby postarać się o lepsze stanowisko niż bycie moją asystentką. Miałbym moralny obowiązek wesprzeć jej starania, gdyby tylko o to poprosiła.

– Tak, masz rację, to prawdziwe szczęście, że mamy Laurę u siebie.

6

Gdy pilot ogłosił, że za dziesięć minut samolot wyląduje na lotnisku Sondica, Ovidio skrzętnie poukładał w teczce dokumenty, których lekturze oddawał się podczas lotu do Bilbao.

Sekretarz papieski prosił, by pomógł rozwikłać zagadkę tkwiącą w kilku ocalałych z ognia słowach. Nieważne, gdzie to zrobi – żeby myśleć, nie musi siedzieć w Watykanie. Chciano tylko, by zastanowił się nad całą sprawą, poświęcił jej trochę czasu i spróbował zgłębić znaczenie słów zapisanych na strzępkach spalonego papieru. Nic nie stało na przeszkodzie, by zabrał się do tego w swoim nowym miejscu pracy – parafii położonej w dzielnicy powstającej obok obszaru metropolitalnego Gran Bilbao. Tam czekał na niego ojciec Aguirre – najważniejsza osoba w życiu Ovidia, człowiek, który odkrył jego powołanie duchowne i pomógł mu się wybić, zrobić karierę w Watykanie.

Przymknął powieki, by przywołać rysy tego posuniętego już w latach kapłana, który pewnego dnia porzucił Watykan – tak jak on teraz – i wrócił w rodzinne strony głosić ewangelię wśród krajan.

Ovidio wstąpił do zakonu jezuitów właśnie ze względu na ojca Aguirre, wyjechał do Rzymu, by być jak najbliżej człowieka, którego uważał za swego duchowego ojca, oddał się w jego ręce, pozwalając mu pokierować swoim życiem kapłańskim, a on uczynił z niego najpierw watykańskiego dyplomatę, a potem… potem wysłał na trzecie piętro, do biur, na których temat prasa tak bardzo lubiła fantazjować. W rzeczywistości tamtejsi pracownicy analizowali po prostu wszystko, co działo się na świecie, i byli odpowiedzialni za bezpieczeństwo papieża i Kościoła.Choć ojciec Aguirre skończył już osiemdziesiąt cztery lata, nie wyglądał na tyle. Ten wysoki, szczupły i wyprostowany mimo bólów reumatycznych w plecach sędziwy jezuita o niebieskich oczach i śnieżnobiałych włosach wypatrywał niecierpliwie swego wychowanka.

Wzruszeni padli sobie w objęcia. Nauczyciel i uczeń spotykali się po latach na rodzinnej ziemi i mieli sobie dużo do powiedzenia.

Ignacio od początku obawiał się, że Ovidio podejmie taką decyzję, nie sądził jednak, że zrobi to tak szybko. Dlaczego akurat teraz? – zastanawiał się na wpół zaintrygowany, na wpół zaniepokojony stary jezuita, specjalista od udręczonych dusz.

– No, chodźmy, zabiorę cię do domu. Mamy nadzieję, że będzie ci u nas dobrze. Przygotowaliśmy dla ciebie pokój, liczę, że przypadnie ci do gustu, choć żyjemy skromnie. Mikel bardzo chce cię poznać. To dobry kapłan, jeden z niewielu jezuitów, których Bóg nie posłał w obce strony i który uważa, że tu również jest jeszcze dużo do zrobienia. Pracował w stoczni La Naval, póki jej nie zamknięto, teraz uczy religii w szkole. Cierpi na zapalenie stawów, tak jak ja.

– Na pewno będzie mi tu dobrze, czuję to. I… cóż, chciałbym podziękować za zaproszenie i za wstawienie się za mną w Watykanie. Gdyby nie ojciec, pewnie by mnie nie wypuszczono. Wiem, że nie było to dla ojca łatwe.

– Papież cię ceni, jest przede wszystkim pasterzem, któremu leży na sercu dobro swych owieczek. Nie, nie tak wiele trudu kosztowało mnie przekonanie twoich przełożonych, by zgodzili się na twój wyjazd. Wiesz zresztą, że nie pochwalam twojej decyzji, uważam, że popełniasz błąd. Pamiętaj, że zobowiązałeś się doprowadzić do końca pewne zadanie i musisz dotrzymać słowa.

– I dotrzymam. To bardzo dziwna sprawa, wszystko wskazuje na to, że… Cóż przyznam, że zapoznałem się z jej szczegółami dopiero przed chwilą, na pokładzie samolotu wiozącego mnie do Bilbao. Ani w dniu, kiedy wręczono mi te materiały, ani podczas rozmów z przełożonymi nie zwróciłem uwagi na ich osobliwy charakter. Liczę na ojca pomoc…

– Nie powinienem mieszać się do tej sprawy. To tajemnica, a ciebie obowiązuje milczenie.

– Ojca również. Przecież i ojciec należy do…

– Należałem. Choć z niektórych stanowisk nigdy się nie odchodzi…

Przejechali przez Bilbao i znaleźli się w dzielnicy Begońa, gdzie nowe blokowiska wznosiły się obok siebie w pewnej harmonii. Ovidio pomyślał z zadowoleniem, że dzielnice robotnicze w niczym nie przypominają już posępnych miejsc z jego dzieciństwa.

On sam przyszedł na świat na brzegu tutejszego estuarium, w bloku, którego wszyscy mieszkańcy byli równie biedni jak jego rodzina. W jego wspomnieniach dominowały odcienie szarości: szare bloki, ołowianoszare niebo nad Bilbao, szary fartuch matki, szare spódnice sióstr, szare żelazo w fabryce. Świat jego dzieciństwa był wyzuty z kolorów, a może po prostu wszystkie kolory w jego pamięci blakły na skutek eksplozji barw, jaką były całe Włochy, a zwłaszcza Watykan, gdzie wielcy mistrzowie pędzla ozdobili każdy zakątek, zapewniając sobie w ten sposób nieśmiertelność.