Выбрать главу

Zauważył, że wszystko wydaje się tu małe, nawet góry wyglądające zza betonowych bloków. Małe i banalne, dodał i od razu pożałował tej myśli – nie dlatego, że chodziło o jego rodzinne miasto, ale ponieważ zrozumiał, że jeśli uzna, iż wszystko, co go tu otacza, pozbawione jest uroku, zdradzi tych, którzy mu ufają, i zdradzi samego siebie.

Musi odzyskać pokorę utraconą przez te wszystkie lata, kiedy zjechał pół kuli ziemskiej, czuwając nad bezpieczeństwem Ojca Świętego, kiedy siadał do stołu z wielkimi tego świata, ludźmi pociągającymi za sznurki światowej polityki, ekonomii…

Stołował się w zbyt wielu pałacach, w zbyt wielu luksusowych restauracjach i salach dla VIP-ów. Sypiał na miękkich łożach i zawsze, gdzie tylko się ruszył, miał do dyspozycji samochód i asystenta.

Tak, przez te wszystkie lata służył Kościołowi, teraz jednak miał służyć najbardziej potrzebujących jego członkom, tym, którzy utracili wiarę lub byli o krok od jej utracenia.

Dziękował Bogu, że sam nie przestał wierzyć, że do jego serca nie zakradło się zwątpienie.

Jego współbracia mieszkali w czteropiętrowym bloku, którego funkcjonalna architektura świadczyła o tym, że zajmują go ludzie prości.

Ojciec Mikel oczekiwał ich przed wejściem do klatki schodowej, zdenerwowany z powodu przyjazdu nowego lokatora, „rzymianina” który – mówił sobie w duchu – długo nie wytrzyma z dala od watykańskiego przepychu.Mikel Eząuerra miał niebawem przejść na emeryturę. Skończył sześćdziesiąt pięć lat, był miejscowym proboszczem oraz katechetą w pobliskiej podstawówce. Dzielenie mieszkania z ojcem Aguirre było dla niego wyjątkowym, niekiedy bardzo ciężkim doświadczeniem.

Choć teraz nie wyobrażał sobie życia bez Ignacia, z początku nie miał zaufania do tego „rzymianina”, który swego czasu zajmował ważne stanowiska w kurii i był nazywany „uszami” Watykanu.

Jednak ojciec Aguirre uparł się, by dzielić z nimi blokowe mieszkanie i chcąc nie chcąc, musieli go przyjąć: on sam z oporami, ojciec Santiago – z radością. Zresztą trudno się dziwić, bo ojciec Santiago był dziwakiem. Za dnia pracował w fabryce cementu, wieczorami komponował muzykę i czytał klasyków w oryginale. Język aramejski, arabski, łacina czy greka nie miały dla niego tajemnic. Miał wesołą, dobroduszną naturę i choć nie był Baskiem, lecz Andaluzyjczykiem, dobrze się zaaklimatyzował w ojczyźnie świętego Ignacego Loyoli.

Mieszkanie jezuitów było skromne, lecz przestronne: składało się z czterech pokoi, jadalni oraz małej łazienki i balkonu. Pokoje były maleńkie, ledwie mieściło się w nich łóżko, biurko, krzesło i wbudowana w ścianę szafa, ale za to lśniły czystością i pachniały lawendą.

– Itziar przyszła nam pomóc – wyjaśnił ojciec Mikel. – Ma złote serce, zresztą sam wiesz. Oświadczyła, że ogarnie trochę chałupę, by nowy ksiądz nie wystraszył się i nie uciekł, gdzie pieprz rośnie.

– Itziar prowadzi parafialny Caritas, to dobra, chętna do pomocy kobieta, a do tego świetna kucharka – wytłumaczył Ovidiowi Ignacio.

Ojciec Santiago był jeszcze w pracy, bo, jak wyjaśnił ojciec Mikel, jadał obiady w zakładowej stołówce, a z fabryki wychodził dopiero o siódmej.

Podczas rozpakowywania bagaży Ovidio miał okazję przekonać się, jak mały jest jego pokój. Zapytał się w duchu, co zrobi z książkami, które miano mu dowieźć z Rzymu. Zrozumiał, że niepotrzebnie przywiózł w dwóch walizkach watykańskie ubrania: księżowskie garnitury z koloratkami, kilka par butów, koszule… Nic z tych rzeczy nie przyda mu się tu, gdzie mężczyźni pracują w pobliskich fabrykach, podczas gdy kobiety, z wyjątkiem, ma się rozumieć, młodego pokolenia, zajmują się rodziną i domem.

Czy przywyknie do takiego życia? Żarliwie zabiegał o przyjazd tu, nie słuchając tych, którzy nakłaniali go do przemyślenia decyzji. Wyidealizował przyszłość, a teraz stała się ona teraźniejszością. Pokora, tłumaczył sobie, muszę nauczyć się pokory.

Obiad zjedli we trójkę, gawędząc o wszystkim i o niczym. Ojciec Mikel wypytywał Ovidia o watykańskie życie, zapewniając, że ojciec Aguirre nie lubi powracać wspomnieniami do długich lat spędzonych w Rzymie.

Jakim człowiekiem jest na co dzień papież? Którzy z kardynałów mają największe wpływy? Czy Watykan wie o kwestii baskijskiej?

Ovidio, ku uciesze ojca Aguirre, starał się odpowiadać dyplomatycznie na litanię pytań ojca Mikela. W końcu, tuż przed trzecią, proboszcz zaczął się z nimi żegnać, żeby pójść do szkoły:

– Przykro mi, ale muszę was opuścić. Dziś mam lekcje do wpół do szóstej, ze szkoły pójdę prosto do kościoła, by odprawić o szóstej mszę żałobną. Jeśli nie jesteś zbyt zmęczony, Ovidio, wpadnij wieczorem do kościoła, to niedaleko stąd, poznasz część parafian. O siódmej mamy zebranie Caritasu, a o ósmej mszę.

– Przyjdę – obiecał nowo przybyły. – Nie mogę się doczekać, kiedy rozpocznę posługę.

– W takim razie może odprawisz jutro mszę o siódmej, żeby Ignacio nie musiał wstawać skoro świt.

– Ale ja lubię wstawać skoro świt! – zaprotestował ojciec Aguirre.

– Wiem, ale powinieneś o siebie dbać. Może ciebie będzie bardziej słuchał – dodał ojciec Mikel, zwracając się do Ovidia. – Lekarz zalecił mu zdrowszy tryb życia i wypoczynek, tymczasem on gwiżdże sobie na te zalecenia. Aha, jeszcze coś! Zacznij się przyzwyczajać, że nasz Ignacio musi codziennie przeczytać fragment kroniki tego swojego mnicha heretyka.

– Brata Juliana – zaśmiał się Ovidio.

– Otóż to. Wszyscy przeczytaliśmy tę książkę; nie przeczę, że jest ciekawa, ale Ignacio ma prawdziwą obsesję na jej punkcie.

Gdy zostali sami, ojciec Aguirre sięgnął po butelkę orujo. Do jednego kieliszka nalał wódki na grubość palca, do drugiego kapkę więcej.

– Wypijmy za twój powrót do domu. Nie ukrywam, że nie będzie ci łatwo, z początku oswojenie się z nowym życiem będzie cię sporo kosztować, mnie też kosztowało; byłem nawet o krok od Powrotu do Watykanu… dusiłem się tu. Dzień w dzień prześladowała innie pycha, gdy czytałem prasę lub oglądałem telewizję, wiedziałem bowiem, że za każdą wiadomością kryje się znacznie więcej niż to, co widać na pierwszy rzut oka, co mówią media; więc trudno było mi się pogodzić z tym, że poszedłem w odstawkę. Upłynęły całe lata, nim zdołałem poskromić pychę i odnaleźć wewnętrzny spokój.

Wyznanie ojca Aguirre zdumiało Ovidia. Sędziwy jezuita najwyraźniej ciągle potrafił czytać w jego duszy i wiedział, z jakimi myślami bije się jego wychowanek.

– Wytrzymam – zaśmiał się. – W końcu sam się tu pchałem.

– Ale czemu? Dlaczego akurat teraz?

– Bo miałem już dość, bo obawiam się, że pobłądziłem. Złożyłem śluby zakonne, by służyć bliźnim, tymczasem czuję, że nie wywiązałem się z tej misji. Przesłanie Chrystusa ma sens, jeśli żyje się zgodnie z jego przykładem, pomagając najbardziej potrzebującym. A co ja robiłem przez te wszystkie lata?

– Masz więc do mnie żal, że zawiodłem cię na trzecie piętro…

– Nie! Nie o to chodzi! Dziękuję, że ojciec we mnie uwierzył i dał mi szansę, proszę nie brać mnie za niewdzięcznika. Nie chcę, by ojciec mnie źle zrozumiał…

– Nie martw się, rozumiem cię, nie wiesz nawet jak dobrze… Chciałbym jednak poznać przyczynę twojej decyzji.

– Bardzo przeżyłem zamach na Ojca Świętego, ani na chwilę nie przestałem obwiniać się o to, co się stało.

– Ale przecież Ojciec Święty nigdy nie miał do ciebie żalu.

– Papież wszystkim przebaczył. Nigdy nie powiedział mi złego słowa, a widząc, że się gryzę, próbował mnie nawet pocieszać, jednak mimo wszystko… Właśnie zamach otworzył mi oczy, zrozu miałem, że pogrążyłem się w świecie doczesnym, że nic z tego, co robię, nie ma związku z życiem duchowym. Nie miałem czasu na refleksję, na myśli o Bogu, należałem do jego wywiadu, ale brakowało mi choćby minuty, by poczuć z nim duchową więź, by pomodlić się jak należy, a nie klepiąc bezmyślnie formułki. Ma ojciec rację, będzie mi tu ciężko, ale takie życie wyjdzie na zdrowie mojej duszy.