Выбрать главу

– To Serbobośniak, podejrzany typ, który walczył w byłej Jugosławii, a teraz para się nielegalnym handlem bronią. Z raportów służb wywiadowczych wynika, że za odpowiednie wynagrodzenie Karakoz potrafi zdobyć każdy rodzaj broni. Zdaniem Interpolu w ostatnich latach zaopatrywał islamskich fundamentalistów, nie ulega wątpliwości, że to właśnie od niego pochodziły materiały wybuchowe użyte w zamachu we frankfurckim kinie.

– A więc Karakoz jest jedynym pewnym tropem. Przesłuchano już tego gagatka?

– Ponoć lepiej go nie zatrzymywać, tylko mieć na oku: a nuż wykona jakiś nieostrożny ruch i naprowadzi policję na trop swoich zleceniodawców. Ale chyba trudno na to liczyć, bo Karakoz jest szybki jak jastrząb, pojawia się, by zaraz potem zniknąć bez śladu.

– Zatem Karakoz to koniec nitki.

– Co chce ojciec przez to powiedzieć?

– Wyobraź sobie, że nasza sprawa to kłębek nici. Karakoz jest końcem nitki, która zaprowadzi nas do kłębka, czyli do rozwiązania sprawy. A więc możesz czekać na informacje o tym indywiduum podsuwane ci przez Interpol i unijne Centrum do Walki z Terroryzmem albo spróbujesz dociec prawdy własnymi sposobami, co jest bez wątpienia trudniejsze.

– Na dobrą sprawę muszę jedynie odkryć znaczenie tych słów.

– Chodzi o nowy zamach, to oczywiste, nie wiemy tylko gdzie, jak i kiedy do niego dojdzie.

Ovidio Sagardia popatrzył ze zdumieniem na ojca Aguirre. Jego słowa podziałały na niego jak uderzenie gromu. Stary jezuita zerknął na Ovidia, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

– Ależ, mój drogi, to oczywiste! Gdybyś nie był tak pochłonięty osobistymi sprawami, też byś na to wpadł, jak wpadli Panetta i Lucas. Przecież nie jesteś aż tak głupi! Nie trzeba wcale pracować w służbach wywiadowczych, by wiedzieć, że istnieje dokładny plan opracowany przez jakąś osobę lub kilka osób zdecydowanych doprowadzić do zderzenia między cywilizacją zachodnią a islamem. Najgorsze jest to, że islamski fundamentalizm może liczyć na wsparcie pewnych grup, którym nowa zimna wojna, nieco inna od poprzedniej, jest jak najbardziej na rękę. Tym razem punktem zapalnym ma być religia. Wiesz, trudno mi uwierzyć, że jesteś aż tak naiwny, powiem więcej, zawiodłem się na tobie.

Ovidio przełknął ślinę zawstydzony. Choć przepracował pół życia w Departamencie Analizy Polityki Zagranicznej, zachowywał się teraz jak zwykły żółtodziób, nawet gorzej – jak tępak. Nie mógł odmówić ojcu Aguirre racji.

– Przepraszam. Prawda, byłem za bardzo pochłonięty własnymi sprawami. Od miesięcy myślę tylko i wyłącznie o sobie…

– I to przemieniło cię w nieudacznika? – wyrzucił mu gniewnie ojciec Aguirre.

– Nie, przynajmniej mam nadzieję, że nie.

– Jestem pewien, że od zamachu na World Trade Center, nawet wcześniej, biskup Pelizzoli kazał wam się skupić na tym, co się dzieje w świecie islamskim. Czy aby nie zasilił naszych placówek za granicą watykańskimi analitykami? Nie przyznał problemowi islamskiemu priorytetu? Nie, nie musisz odpowiadać. Znam dobrze Luigiego Pelizzolego, można o nim powiedzieć wszystko, tylko nie to, że nie wie, co robi. To jeden z najbłyskotliwszych umysłów współczesnego Kościoła. Zakładam więc, że już zajął się tym konfliktem. Za to ty naprawdę gonisz w piętkę. Przecież jesteś jezuitą, rozumiem, że przechodzisz kryzys i postanowiłeś uciec z Watykanu, ale mimo to musisz ruszyć mózgownicą, nie możesz zaprzątać sobie głowy tylko i wyłącznie własną osobą. No, dobrze, ale skoro już tu jesteś, powiedz, czego oczekuje od ciebie Pelizzoli.

– Żebym myślał, poszukał związku między tymi słowami i zapewne również ustalił, czy kryje się za nimi jakaś groźba, choć ani biskup, ani ci dwaj agenci nic na ten temat nie napomknęli.

– Bo nie potrzeba mówić tego, co oczywiste. Moim zdaniem nie sprostasz temu zadaniu, pracując samotnie i nie wytykając stąd nosa. Potrzebujesz pomocy, środków, dostępu do porządnej bazy danych, musisz wiedzieć na bieżąco, jakich postępów w śledztwie dokonał Interpol, unijne Centrum do Walki z Terroryzmem, CIA… Jednym słowem, niewiele zdziałasz, melinując się w tym mieszkaniu w lewobrzeżnym Bilbao.

– Taki postawiłem warunek i został on przyjęty.

– Chyba powinieneś być uczciwy wobec Kościoła i siebie samego. Powtarzam, że nie sprostasz zadaniu, działając w pojedynkę, a w dodatku stąd. Musisz pojechać do Brukseli, spotkać się z ludźmi z unijnego Centrum do Walki z Terroryzmem i z Interpolu, być w ciągłym kontakcie z naszym departamentem w Watykanie… A moim zdaniem najlepiej zrobisz, próbując na własną rękę dowiedzieć się czegoś o tej kanalii Karakozie, bez względu na to, gdzie się zaszył. Informacji należy szukać wśród ludzi, w terenie.

– Ale naszym zadaniem jest przecież tylko analiza informacji – bronił się Ovidio.

– Pewnie, ale nie dostajemy ich w prezencie, musimy ich szukać. Nasz Departament Analizy Polityki Zagranicznej może się pochwalić lepszą bazą danych niż niejeden rząd. A wiesz dlaczego? Bo jesteśmy wszędzie, we wszystkich miejscach na kuli ziemskiej. Ale to dla ciebie nie nowość, więc nie zawracaj mi głowy i nie zachowuj się, jakbyś nie wiedział, w czym rzecz.

– Zaskakuje mnie, że przemawia ojciec w ten sposób… – ubolewał Ovidio.

– Chcę ci po prostu dopiec, przecież wiem, że właśnie to wszystko skłoniło cię do porzucenia Watykanu. Proszę tylko Najwyższego o wybaczenie, bo cię skrzywdziłem, i to w pełni świadomie.

– Tylko tyle?

– No, proszę o wybaczenie również ciebie.

– Ojciec jest niemożliwy!

– Nie jestem taki wspaniały, jak sądzisz. Jestem tylko człowiekiem, starym jezuitą. Nie idealizuj mnie, zaakceptuj mnie takim, jakim jestem.

Zamilkli, spoglądając sobie w oczy. Ovidia zaskakiwało surowe rozumowanie ojca Aguirre, ale nie łudził się – wiedział, że sędziwy duchowny ma rację.

– Zakładam, że uda mi się pogodzić dobro Kościoła z moim własnym dobrem – stwierdził z cieniem cynizmu w głosie.

– To już zależy od ciebie.

– Nie wrócę do Watykanu. Zostanę, sprostam wyzwaniu stąd, z Bilbao, nawet jeśli przyjdzie mi spędzić całe dnie w rozjazdach. Odpowiada mi to miejsce, bo w Watykanie zapomniałem, jak się pracuje z prostymi ludźmi, straciłem kontakt z ich codziennymi problemami. Dopiero tutaj odkryłem sens kapłaństwa.

– Ty sam najlepiej znasz swoje możliwości. Ale jeśli zamierzasz zająć się tą sprawą, potraktuj ją poważnie, nie spartacz jej, bo od ciebie może zależeć wiele istnień ludzkich. No, więc dobrze, jakie skojarzenia nasuwają ci niektóre z tych słów?

– Lotariusz… Historia obfituje w sławnych Lotariuszy, ale nasz Lotariusz powinien być, przynajmniej z założenia, współczesny. Jeśli chodzi o Saint-Pons, na południu Francji istnieje miasteczko o takiej nazwie, co mogłoby oznaczać, że działa tam komórka islamskich fundamentalistów lub że tam właśnie ma zostać przeprowadzony kolejny zamach. Przypuszczam, że ludzie z Brukseli, z Centrum do Walki z Terroryzmem, już to sprawdzają.

– Nieźle, całkiem nieźle…

– Dziękuję za uznanie, ale przecież to niczego nie wyjaśnia. Wiem, że te słowa kryją w sobie jakieś przesłanie, ale nijak nie mogę ich powiązać z islamskimi terrorystami.

– Nie lekceważ żadnej możliwości, nawet najbardziej nieprawdopodobnej. W każdym razie humor mi się poprawił, bo widzę, że wbrew moim obawom nie marnowałeś tak zupełnie czasu.