Выбрать главу

To tyle, jeśli mowa o powściągliwości. Dimonte znów posłał mu gniewne spojrzenie.

– Bolitar, zaczynasz naprawdę mnie wkurzać.

– Przejdziesz w końcu do rzeczy?

– Nie śpieszę się podczas przesłuchań. Nie lubię pośpiechu.

– Dobra zasada – przytaknął Myron. – Powinieneś pamiętać o niej, kupując obuwie.

Dimonte poczerwieniał. Wciąż przeszywając go wzrokiem, zapytał:

– Panie Richwood, od jak dawna pan zalicza się do czołówki?

– Od sześciu miesięcy.

– I w ciągu tych sześciu miesięcy nigdy nie widział pan Valerie Simpson?

– Zgadza się.

– Świetnie. Sprawdźmy, czy dobrze pana zrozumiałem. Kiedy padł strzał, pan grał na korcie. Wygrał pan. Uścisnął dłoń przeciwnikowi. Zakładam, że ściska pan dłonie przeciwników?

Duane skinął głową.

– Potem udzielił pan wywiadu.

– Właśnie.

– Wziął pan przedtem prysznic?

Myron podniósł rękę.

– Dobrze, wystarczy tego.

– Masz jakiś problem, Bolitar?

– Tak. Te pytania to szczyt idiotyzmu. Radzę mojemu klientowi, żeby przestał na nie odpowiadać.

– Dlaczego? Czyżby twój klient miał coś do ukrycia?

– Taak, Rolly, jesteś dla nas za sprytny. To Duane ją zabił. Kilka milionów ludzi widziało go w telewizji, kiedy padł strzał. Kilka tysięcy innych oglądało go osobiście. Jednak to nie on grał. W rzeczywistości to był jego brat bliźniak, zaginiony zaraz po narodzinach. Jesteś dla nas zbyt sprytny, Rolly. Przyznajemy się.

– Nie wykluczyłem takiej możliwości – skontrował Dimonte.

– Jakiej?

– Tego „my”. Może miałeś z tym coś wspólnego. Ty i ten psychotyczny yuppie, twój kumpel.

Miał na myśli Wina. Wielu gliniarzy znało Wina. Żaden go nie lubił. Ta niechęć była w pełni odwzajemniona.

– W chwili gdy padł strzał, obaj znajdowaliśmy się na trybunach – rzekł Myron. – Tuzin świadków może to potwierdzić. A gdybyś naprawdę znał Wina, wiedziałbyś, że nie strzelałby z tak bliskiej odległości.

To dało Dimonte’owi do myślenia. Kiwnął głową. Chociaż tym razem nie próbował się spierać.

– Skończyliście przesłuchiwać pana Richwooda? – zapytał Myron.

Dimonte nagle uśmiechnął się. Wesołym, pełnym wyczekiwania uśmiechem uczniaka, siedzącego w zimowy dzień przy radiu. Myronowi nie spodobał się ten uśmiech.

– Jeśli będziecie tak mili i wytrzymacie jeszcze chwilkę – powiedział z fałszywą słodyczą. Wstał i podszedł do swojego partnera, Notesika. Ten wciąż coś gryzmolił. – Twój klient twierdzi, że nie znał Valerie Simpson?

– I co?

Notesik w końcu oderwał wzrok od kartki. Obrzucił ich obojętnym spojrzeniem sądowego stenografa. Dimonte wyciągnął rękę. Notesik podał mu mały notatnik w skórzanej okładce i plastikowym etui.

– To kalendarzyk Valerie – oznajmił Dimonte. – Ostatnią notatkę zapisała w nim wczoraj.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Dumnie uniósł głowę. Nadął się jak kogut, który zaraz wskoczy na kurę.

– W porządku, pokerowe oblicze – rzekł Myron. – I co głosi ta notatka?

Dimonte podał mu kserokopię. Notatka była krótka. Przez całą szerokość kartki biegł napis:

D.R. 555-8705. Zadzwonić!

555-8705. Numer telefonu. D.R. Duane Richwood.

Dimonte uśmiechał się z satysfakcją.

– Chcę porozmawiać z moim klientem – powiedział Myron. – W cztery oczy.

– Nie.

– Słucham?

– Przyparłem cię do muru i nie pozwolę ci się wymknąć.

– Jestem jego adwokatem i…

– Guzik mnie to obchodzi, nawet gdybyś był przewodniczącym Sądu Najwyższego. Jeśli spróbujesz go stąd zabrać, to zawiozę go skutego na posterunek.

– Niczego nie macie – przypomniał Myron. – Jego numer telefonu jest w jej notesie. To nic nie znaczy.

Dimonte kiwnął głową.

– Owszem, ale jak by to wyglądało? Na przykład w oczach dziennikarzy. Albo wielbicieli. Duane Richwood, nowa gwiazda tenisa, w kajdankach zawieziony na komisariat. Założę się, że trudno byłoby wytłumaczyć to sponsorom.

– Czyżbyś nam groził?

Dimonte przyłożył dłoń do piersi.

– Wielkie nieba, skądże! Czy ja mógłbym zrobić coś takiego, Krinsky?

Notesik nie podniósł głowy.

– Nigdy.

– Sami słyszycie.

– Zaskarżę cię o bezpodstawne aresztowanie – powiedział Myron.

– I może nawet wygrasz, Bolitar. Za kilka lat, kiedy sprawa znajdzie się na wokandzie. Dużo wam z tego przyjdzie.

Dimonte nie wyglądał już teraz na takiego głupka. Duane wstał i przeszedł przez pokój. Zerwał z nosa okulary, ale zaraz rozmyślił się i założył je z powrotem.

– Słuchaj, człowieku, nie mam pojęcia, dlaczego mój numer jest w jej kalendarzyku. Nie znam jej. Nigdy nie rozmawiałem z nią przez telefon.

– Numeru pańskiego telefonu nie ma w książce telefonicznej. Zgadza się, panie Richwood?

– Taak.

– Niedawno się pan tu wprowadził. Telefon podłączono… kiedy, dwa tygodnie temu?

– Trzy – powiedziała Wanda.

Teraz obejmowała się ramionami, jakby było jej zimno.

– Trzy – powtórzył Roland Dimonte. – Więc skąd Valerie miała pański numer, Duane? Jak to się stało, że nieznana panu kobieta miała w swoim kalendarzyku pański nowiutki, zastrzeżony numer telefonu?

– Nie mam pojęcia.

Roland zmienił minę ze sceptycznej na pełną niedowierzania. Przez następną godzinę przyciskał Duane’a, lecz ten trzymał się swojej wersji. Twierdził, że nigdy jej nie spotkał. Wcale jej nie znał. Nigdy z nią nie rozmawiał. Nie miał pojęcia, w jaki sposób zdobyła numer jego telefonu. Myron obserwował go w milczeniu. Okulary nie pozwalały nic wyczytać z oczu Duane’a, lecz zdradzała go mowa ciała. Wandę również.

W końcu Roland Dimonte wstał z gniewnym westchnieniem.

– Krinsky?

Notesik podniósł głowę.

– Zabieramy się stąd w cholerę.

Notesik zamknął notatnik i dołączył do partnera.

– Jeszcze tu wrócę – warknął Dimonte. Potem rzucił w przestrzeń: – Słyszysz mnie, Bolitar?

– Jeszcze tu wrócisz – powiedział Myron.

– Możesz być tego pewien, dupku.

– Nie zamierzasz nas ostrzec, żebyśmy nie opuszczali miasta? Uwielbiam, kiedy gliniarze to robią.

Dimonte wycelował w niego wskazujący palec. Nacisnął wyimaginowany spust. Potem razem z Notesikiem zniknęli za drzwiami.

Przez kilka minut nikt się nie odzywał. Myron miał już przerwać milczenie, gdy Duane zaczął się śmiać.

– Naprawdę mu pokazałeś, Myron. Zrobiłeś z niego kompletnego dupka.

– Duane, musimy…

– Jestem zmęczony, Myron. – Udał, że ziewa. – Naprawdę muszę się trochę przespać.

– Musimy o tym porozmawiać.

– O czym?

Myron tylko na niego spojrzał.

– Przedziwny zbieg okoliczności, no nie? – zauważył Duane.

Myron spojrzał na Wandę. Odwróciła wzrok, wciąż obejmując się ramionami.

– Duane, jeśli masz jakieś kłopoty…

– Hej, opowiedz mi o reklamie – przerwał mu chłopak. – Jak wyszła?

– Dobrze.

Duane uśmiechnął się.

– Jak wyglądałem?

– Zbyt przystojny. Będę musiał odganiać producentów filmowych.

Duane roześmiał się. O wiele za głośno. Wanda się nie śmiała. Myron też nie. Duane znowu udał, że ziewa, przeciągnął się i wstał.

– Naprawdę muszę się przespać – powiedział. – Jutro mam ważny mecz. Nie mogę się dekoncentrować.

Odprowadził Myrona do drzwi. Wanda nie ruszyła się ze swojego miejsca przy wejściu do kuchni. W końcu napotkała spojrzenie Myrona.

– Do widzenia – powiedziała.

Myron zjechał windą na dół i podszedł do swojego samochodu. Mandat tkwił między szybą a wycieraczką. Wyjął go i ruszył.

Trzy przecznice dalej zauważył tego samego szaroniebieskiego cadillaca z kanarkowo żółtym dachem.

4

Yuppieville.

Czternaste piętro budynku Lock-Horne Investements amp; Securities kojarzyło się Myronowi ze średniowieczną fortecą. Rozległa przestrzeń w środku, otoczona grubym murem biur, w których mieściły się przedstawicielstwa wielkich firm. Na otwartej przestrzeni kłębiły się setki ludzi, głównie młodych mężczyzn, żołnierzy, których łatwo można poświęcić i zastąpić. Ich pozornie bezkresne, niespokojne morze zdawało się zlewać z jednolicie szarymi wykładzinami, identycznymi biurkami i obrotowymi fotelami, terminalami komputerowymi, telefonami i faksami. Tak jak żołnierze, oni również nosili uniformy: białe koszule zapinane na guziki, szelki, jaskrawe krawaty ściskające tętnice szyjne, marynarki zawieszane na oparciach jednakowych foteli na kółkach. Słychać było głośne okrzyki, wrzaski, dzwonki, a nawet coś w rodzaju rzężenia. Wszyscy byli w ruchu. Jakby rozpierzchali się w panice pod nieustannym atakiem wroga.