Najwięcej widziała Elunia. Blondynowi o prostokątnej twarzy należało zrobić portret pamięciowy, posługując się wspomnieniami trzech osób, które na niego zwróciły uwagę. Jedną z tych osób była Elunia, przy okazji należało wydoić z niej wszystkie spostrzeżenia, a także zapamiętany profil. Bieżan zaprosiłby ją do komendy, gdzie grafik już odwalał robotę, ale właśnie nie mógł się do niej dodzwonić.
– Bardzo dobrze – powiedział teraz. – Pani pojedzie do nas, a ja do babci. Zaraz zadzwonię, żeby na panią czekali, każdy z państwa powie swoje i potem się te trzy wersje porówna. A teraz proszę, żeby pani sobie jeszcze raz przypomniała wszystko spod tego banku, każdy szczegół. Najbardziej mnie interesuje pasażer, majaczył pani, doskonale, ale może jednak coś pani dostrzegła?
W pierwszym momencie Eluni zrobiło się niedobrze, w drugim straciła pewność, że widziała Stefana. Może to rzeczywiście nie był on…? A jeśli nie on, to po diabła ma chronić złoczyńcę…?
Zmarszczyła brwi i z wahaniem wpatrzyła się w okno.
– Nie chcę pana wprowadzać w błąd. Tam było ciemno. Zostało mi wrażenie, że miał brodę. To znaczy, jestem pewna, że miał. Uczynił ruch. Jestem pewna, że włożył okulary, bo błysnęło. Taki refleks…
– W którym momencie włożył okulary?
– Jak ten blondyn wsiadał. Jakoś razem to wypadło. Bieżan zrozumiał w tej chwili jeszcze więcej.
– Zdaje mi się, że mechanizm tego przestępstwa mam już doskonale opanowany – rzekł z rozgoryczeniem. – Żebym jeszcze wiedział, kto to robi…!
– Może babcia panu coś da…?
– Pewno kawy. Chyba wolałbym już herbatę. No nic, skoczę tam. Babcię zastanę w domu?
– Tak, ona o tej porze pracuje. Ale niech pan zaczeka, ja zapisałam, co ona do mnie mówiła, może się to panu przyda. O, dwie osoby, nazwiska i adresy, a trzeciego właśnie szuka.
Bieżan obejrzał kartkę i nie wpadł w euforię.
– W porządku, rozumiem. Niech pani jedzie do komendy zaraz…
Nim jeszcze Elunia zdążyła opuścić dom, żeby spełnić jego polecenie, znów zadzwonił Kazio. Odebrała telefon już w palcie.
– Słuchaj, kochana – rzekł Kazio z wielką stanowczością – ja cię nie zamierzam kontrolować, niech mnie ręka boska broni. Ale zrób mi przysługę i powiedz, jakie masz plany. Co zamierzasz robić, dokąd się wybierasz i kiedy. Powiem ci prawdę, ja się o ciebie boję i wolę trochę na ciebie pouważać. Nie dam rady sterczeć pod twoim domem i trzymać cię za rękę przez całą dobę na okrągło, chyba żeby było trzeba. Więc ułatw mi to i daj namiary.
– Teraz właśnie jadę do komendy miasta – odparła Elunia bez oporu. – Mam nadzieję, że nie zrobią mi tam nic złego? Nie wiem na jak długo.
– A potem?
– A potem… – zaczęła i zbuntowała się nagle. – Kaziu, a gdybym ja też miała jakąś tajemnicę? Przed tobą?
– Możesz mieć wszystkie, jakie zechcesz, tylko powiedz, gdzie będziesz.
– No, a gdyby to właśnie była tajemnica, taka z tych, co by cię do mnie zraziły…
– Nie ma na świecie niczego, co by mnie do ciebie zraziło, przyjmij to do wiadomości raz na zawsze. Mogę nie zwracać uwagi. Powiedz, gdzie będziesz.
Elunia złamała się, bo przyszło jej na myśl, że istnienie Stefana Kazio odkryje sam i ona będzie miała ułatwione zadanie. Na dobrą sprawę i tak by nie wiedziała teraz, co mu powiedzieć, ma tego Stefana czy nie…?
– No dobrze. W tej komendzie trochę potrwa, bo będą robić obrazek. Portret pamięciowy. Potem od razu pojadę do Marriotta, do kasyna, bo tak mi się podoba.
– Każdemu by się podobało. A potem?
– Potem zrobi się bardzo późno i prawdopodobnie wrócę do domu.
Kazio milczał przez całe dwie sekundy.
– Rozumiem. W porządku. A co zamierzasz jutro?
– Od rana pracować, a na drugą jestem umówiona w dyrekcji „Bez granic”, to jest biuro podróży…
– Wiem.
– …z prospektami. A co dalej, jeszcze nie wiem.
– Nie szkodzi, to i tak dużo. Dziękuję, kochana, cześć. Elunia powoli odłożyła słuchawkę, a potem szybko wybiegła z domu.
Kwadrans po piątej znalazła się w kasynie, w parę minut później zaś pojawił się Barnicz.
Pamiętna rad i ostrzeżeń Joli, Elunia z całej mocy usiłowała na niego nawet nie spojrzeć, aczkolwiek zauważyła go już w momencie, kiedy wchodził. Grała zapamiętale, w ogóle nie widząc kart na ekranie automatu. Zanim minęła następna minuta, usiadł obok niej.
– Stęskniłem się za tobą – powiedział półgłosem i Eluni zrobiło się w środku zarazem słabo i gorąco. – Namnożyło mi się zajęć, ale do jutra się wyrobię. Co byś powiedziała na jutrzejszy wieczór?
Z szalonym wysiłkiem Elunia zdołała wydobyć z siebie głos.
– Nie mam planów. Gdzie się spotkamy?
– Tutaj oczywiście. To najprościej i najprzyjemniej. A potem już będę wiedział, co dalej. Pozbyłem się ciotki, wyjeżdża jutro rano na parę dni. Chorowite przyjaciółki w starszym wieku i na prowincji to czyste błogosławieństwo.
– Dlaczego właściwie musisz mieszkać z ciotką?
– Bo tak naprawdę, to ja mieszkam u niej, a nie ona u mnie. Tyle że to ja załatwiłem remont i tym podobne. Ogólnie biorąc, ona jest wysoce użyteczna i nieszkodliwa, czasem tylko trochę przeszkadza. Raczej rzadko.
Upragniony trwały związek cementował się Eluni w błyskawicznym tempie. Nareszcie…! Nareszcie mówił do niej coś o sobie, zwierzał się jej, poznawała jego życie! Nie dość na tym, nareszcie była z nim konkretnie umówiona!
Wszystko inne wyleciało jej z głowy. Nawet jeśli jakiś ślad trzeźwej myśli pozostał, nie miał żadnego znaczenia. Ogarnęło ją upojenie, głupia ta Jola, ograniczona, źle ocenia sytuację, opiera się na doświadczeniach osobistych, a one pechowe… Jednak Stefan nie potraktował jej przygodowo, to nie była rozrywka z doskoku, to coś trwalszego, jednak leci na nią, może mu nawet zależy, może już włączył ją w swoje życie, może gdzieś, kiedyś… ona przy jego boku, a on powie: moja żona…
Zrobi się na bóstwo absolutne!
Zamieszkają razem…
Urodzi mu dzieci…
– I co w końcu, pogodziłaś się z faktem, że pod tym bankiem mnie nie było?
Obrzydliwie prozaiczne pytanie wdarło się w stan ducha i umysłu Eluni zgrzytliwym dysonansem. Prawie widziała już palmy na Wyspach Kanaryjskich, bo Stefan jej jakoś do tego pasował, i kładła do snu własne dzieci w hotelowym apartamencie.
– Tak, powiedziałam glinom, że tam siedział jakiś brodaty – odparła, wytrącona z czarownego tematu. – Nie wiem już teraz, dlaczego wydawało mi się, że to ty, pewnie nie zauważyłam brody.
– A miałem brodę?
– Miałeś.
– To jakim cudem to mogłem być ja? Z brodą sam siebie chyba bym nie poznał. Rozmawiałaś z nimi ostatnio?
– Nawet dzisiaj. Niewiele mają ze mnie pożytku.
– Doszli do czegoś w tej aferze? Ciekawi mnie to, ostatnimi czasy afery u nas są naprawdę interesujące.
Eluni w najmniejszym stopniu nie chciało się teraz rozmawiać o aferach i przestępstwach. Zajęta była swoim życiem uczuciowym, Stefana miała przy boku, w dodatku zauważyła swój automat, który zaczął płacić nagle jak oszalały. Jej dusza drgnęła hazardem.
– Nie wiem – odparła z roztargnieniem. – Zdaje się, że wiedzą co, ale nie wiedzą kto. Czy ty grałeś w Monte Carlo?
Stefan Barnicz zacisnął zęby. Ta śliczna idiotka zaczynała go poważnie denerwować.
– Grałem. Co to znaczy, że wiedzą co? Co wiedzą?
– Wiedzą, co jest robione, ale nie mają pojęcia, kto to robi. Tak mi dziś wyszło. I co? Wygrałeś?
– Ogólnie owszem. A co właściwie jest robione?
– Jak to? – zdziwiła się Elunia, przerywając na moment grę. – Przecież ci mówiłam? Ktoś zmusza ludzi do podpisania czeków na okaziciela albo wyrywa z nich ten utajniony numer karty kredytowej, podejmuje pieniądze, przez ten czas trzyma te ofiary związane i do widzenia. Żadnych twarzy, bo oni występują w workach, widziałam to. A jednego widziałam nawet w naturze, chociaż po ciemku, a w świetle widziałam jego profil. Już mu zrobili portret pamięciowy, ale chyba nie najlepszy. W co grałeś? W ruletkę?
Przez moment Barnicz nie rozumiał, o co ona pyta.
– A…! W ruletkę, owszem. Miałem trochę szczęścia. Jak to się mogło stać, że widziałaś aż tak dużo?
Elunia zmobilizowała się nieco, chociaż cała ta przestępcza historia obchodziła ją w tej chwili tyle co zeszłoroczny śnieg. Streściła mniej więcej teorię Kazia, raczej mniej niż więcej, bo upojenie połączyło się z niecierpliwością, o nim, o nim, o Stefanie, dowiedzieć się wszystkiego, usłyszeć o jego przeżyciach, o jego dzieciństwie, o jego doznaniach, upodobaniach, poglądach… Jutro wieczorem będą zajęci czym innym…
Małe ziarenko piasku zgrzytnęło w trybach. Będzie chciał… No tak, oczywiście, że będzie chciał… Ale może ona się przyzwyczai, a od czasu do czasu on weźmie pod uwagę jej upodobania…
– Będę musiał wyjść – powiedział Barnicz. – Ale wrócę. Do której zostaniesz?
Elunia omal nie powiedziała, że nawet do rana, ale pisnęła w niej obowiązkowość. Przypomniała sobie pozostawione w proszku biuro podróży. Westchnęła z żalem.
– Najwyżej do ósmej. Jutro rano muszę odwalić robotę, a może uda mi się nawet dzisiaj wieczorem. W każdym razie przed pierwszą muszę być z tym gotowa, więc żadnego siedzenia w nocy.
– Spróbuję zdążyć wcześniej…
W nieobecności Barnicza Elunia trochę oprzytomniała. Z rozczuleniem popatrzyła na automat, nareszcie ta rozrywka zaczęła jej sprawiać przyjemność. Wygrywała nawet. Mogła odpocząć po emocjach uczuciowych. Przed sobą miała cudowne jutro, a potem, teraz to już chyba pewne, następne cudowne dni…
Za pięć ósma przystąpiła do wypuszczania swojej wygranej. Pełna zapału do pracy, zdecydowała się wrócić do domu i podciągnąć robotę, żeby na to cudowne jutro zostawić sobie więcej czasu. Siła jednej namiętności nieco zelżała, za to drugiej bardzo się wzmogła. Zgarniała do kubka ostatnie żetony, kiedy przy jej boku znów pojawił się Stefan.