Выбрать главу

A Bieżan musiał wykryć szefa, inaczej bowiem cała jego robota nadawała się do podłożenia pod tramwaj.

O bandycie spod Kraśnika wiedział już wszystko i nie miał żadnych wątpliwości, iż panią Gulster z szóstego piętra ten uparty zbir wziął za Elunię. Można go było zamknąć za napaść od razu, był dostępny, pracował jako tragarz w magazynie meblowym, mieszkał w miejscu zameldowania, ale jego prywatne znajomości błysnęły Edziowi wielką nadzieją. Najpierw musiał sprawdzić…

Kazio wiedzy konkretnej posiadał mniej, za to wszystkiego się domyślał. Jako jednostka przytomna życiowo, sam potrafiłby taką aferę zorganizować, orientował się, gdzie tkwią zgryzoty, ale też nie wiedział, czym Elunia grozi tej całej szajce. Tak samo jak Bieżan podejrzewał, że za dużo widziała i stanie się straszliwym niebezpieczeństwem przy ewentualnych konfrontacjach. Do konfrontacji wprawdzie było jeszcze dość daleko, tak uważał, nie zamierzał jednak zaniedbywać sprawy, ponieważ Elunię, najzwyczajniej w świecie, kochał.

Rywala wywęszył. Nie przyznał się Eluni, że był w kasynie i widział supermana, z którym przez chwilę rozmawiała. Widział także jej wzrok i wyraz twarzy i zalęgła się w nim dzika chęć zdefasonowania tej pięknej mordy faceta, strzelenia w tego głupiego ryja tak, żeby poleciał na orbitę i długo nie wracał. Zachował pełne opanowanie, kochał bowiem Elunię do tego stopnia, że wolał ją widzieć w objęciach pawiana niż w trumnie.

Sam się na kilka części rozedrzeć nie zdołał, ale umiał sobie znaleźć zaufanych pomocników. Jego zdaniem, Eluni należało pilnować bez przerwy.

Pomocnicy Kazia rekrutowali się z rozmaitych sfer. Jeden z nich, niejaki Wojtuś Kornacki, przez dwadzieścia pięć lat wiódł bujne życie, po czym postanowił w pewnym stopniu się ustatkować. Ustatkowanie polegało na wyborze jednego konkretnego zajęcia i trzymaniu się go konsekwentnie.

Najbardziej odpowiadała mu praca śledcza, przy niej zatem pozostał. Za godziwym wynagrodzeniem inwigilował wskazane mu osoby, spełniając przy tym drobne zlecenia dodatkowe, w rodzaju zatruwania lub też ułatwiania osobom życia. Powierzchowność umiał zmieniać wręcz konkursowe, wiek tworzył sobie dowolny, od młodzieńca do zramolałego staruszka, a z racji średniego zaledwie wzrostu z łatwością potrafił się przedzierzgnąć nawet w kobietę. Profesja okazała się zaskakująco intratna, a bawił się przy niej znakomicie.

Zorientowany w obowiązkach Eluni, Kazio pokazał ją Wojtusiowi w chwili, kiedy wychodziła z biura podróży i przykazał oka od niej nie odrywać. Wyjaśnił przy tym, w czym rzecz, żeby zaskoczenie nie obniżyło sprawności Wojtusia.

– Na moje oko dziewczynę chcą rąbnąć – rzekł wprost. – Już wczoraj próbowali.

– Za tarczę nie robię – zastrzegł się Wojtuś.

– Kopyto nie wchodzi w rachubę. Wyprodukują zwyczajny napad rabunkowy. W bramie, w domu, na ulicy, ale najprędzej w domu. Dziś wieczorem ja ją przejmę, ale mogą ją załatwić jutro rano na przykład.

– W pracy?

– Ona właśnie w domu pracuje.

– Przyjdzie, znaczy, listonosz albo inkasent…

– Toteż właśnie. Połapiesz się, kto tam na nią ma oko i usiądziesz mu na zderzaku, jak się zamienimy.

– Znaczy, robota dubeltowa?

– Zgadza się. Szmal też. No, z fartem!

Wojtuś Kornacki ruszył za Elunią i ucieszył się, widząc, iż czas jakiś spędzi w eleganckim i atrakcyjnym miejscu. Nie nudził się, czasem w coś zagrał, z automatu wyleciało mu pięć złotych, w ruletkę trafił dwadzieścia dwa złote i pięćdziesiąt groszy, ale te sukcesy nie przewróciły mu w głowie i nie oderwały go od obowiązków. Stefana Barnicza wypatrzył z łatwością i tknął go silnie wyrobiony już instynkt śledczy.

Tymże instynktem wiedziony, wbrew zaleceniom Kazi porzucił na chwilę Elunię i udał się za nowym obiektem, interesującym o tyle, że facet nie odbierał kurtki z szatni, tylko wyszedł, jak stał. Ciekawiło go, dokąd pójdzie.

Nie szedł daleko. Przemierzył hol z windami i zatrzymał się w następnym, obok ruchomych schodów. Było tam pusto, nikt nawet nie siedział na fotelach pod palmami. Facet miał rozum w głowie, stanął na środku pomieszczenia i wypukał numer na telefonie komórkowym. Nie było sposobu zbliżyć się do niego nieznacznie i cokolwiek usłyszeć, zastosował najlepsze zabezpieczenie.

Wojtuś jednakże nie lubił być wystawiany rufą do wiatru, miał w sobie ducha przekory. Już w chwili kiedy facet wyjmował słuchawkę, sam też pogrzebał w kieszeni. Od roku już posiadał urządzenie, którego technicznej strony wprawdzie nie rozumiał, ale użyteczność zdołał wielokrotnie stwierdzić. Jeden malutki kawałek czegoś należało wetknąć sobie do ucha, a drugi ustawić właściwym końcem w pożądanym kierunku i już człowiek słyszał najcichszy nawet szept. Tyle że ten szept trzeba było zapamiętać, bo nic się nigdzie nie nagrywało.

Całą usłyszaną rozmowę zapamiętał bez najmniejszego trudu i pogratulował sobie nosa. Słusznie poszedł za tym palantem, ktoś tu powinien wybulić niezłą premię…

Palant nie wrócił do kasyna. Usiadł przy kawiarnianym stoliku tuż obok balustrady po drugiej stronie holu, skąd miał doskonały widok na schody i windy, zamówił kawę i siedział spokojnie. Wyglądał, jakby czekał na kogoś, ale po tej rozmowie telefonicznej Wojtuś już wiedział, że jego czekanie ma oblicze jakby odwrotne.

No i doczekał się, Elunia wyszła.

Jej rozczarowanie było tak potężne, że po pierwszym wybuchu nie sklęsło, tylko rozlało się po niej niczym pożar lasu. Zniechęciło ją do gry, do tego miejsca i w ogóle do życia. Chciała zamknąć się w domu i spokojnie podenerwować tylko jednym tematem bez żadnych dystrakcji i bez żadnych świadków. Jeśli będzie miała na to ochotę, może sobie nawet trochę popłacze. Była święcie przekonana, że Stefan poszedł już całkowicie, dziś nie wróci, co gorsza, zakwitła w niej niepewność jutra i nic nie dostarczało jej pociechy.

Wojtuś poczuł wielkie niezadowolenie, bo obiekty mu się rozpraszały. Miał nadzieję, że Kazio pojawi się wcześniej, przejmie dziewczynę, a on sam zajmie się tym szalenie interesującym facetem, ale nic z tego nie wyszło. Musiał lecieć za nią, teraz już dokładnie wiedząc, co jej grozi, w dodatku, w myśl intencji zleceniodawcy, powinien temu zapobiec. Narażać się nie miał chęci, nie mógł jednakże zostawić sprawy na łasce boskiej. Utraciłby dobrą opinię, a z nią razem wysokie zarobki, czego bał się jak ognia.

Jedyne co zdołał uczynić, to zatrzymać się na króciutką chwilę, widząc, że gość przy stoliku znów wyjmuje słuchawkę. Zareagował błyskawicznie i zdążył usłyszeć rozmowę. Zawierała w sobie jedno słowo: „Już”. Wojtuś wiedział, co już.

Elunia wyszła z hotelu, odszukała samochód, stwierdziła, że jest zastawiony od tyłu, wsiadła i spokojnie poczekała. Nie śpieszyło się jej, była sama, mogła nawet od razu zacząć płakać. Nie zaczęła właściwie tylko dlatego, że ten za nią przyleciał, przeprosił i plątał się dookoła, wykazując zamiar odjazdu. Trwało to tyle czasu, że Wojtuś zdążył ustawić się do startu za nią.

Na dobrą sprawę mógłby jechać i przed nią, znał jej adres, a po drodze nie powinna jej spotkać żadna krzywda, ale nie był pewien, czy Elunia uda się prosto do domu. Kobiety bywają nieobliczalne, mógł jej wpaść do głowy jakiś szatański pomysł i zgubiłby ją, co stanowiłoby hańbę śmiertelną i czystą stratę finansową. Wojtusiowi płacono tylko za działania skuteczne, a nie za pomyłki i błędy.

Elunia ruszyła prosto do domu.

Jechała powoli, bo zajęta była rozpatrywaniem swojej sytuacji uczuciowej, na ostatnim odcinku zatem Wojtuś zaryzykował. Żywiąc nadzieję, że już nie zmieni kierunku, wyprzedził ją i na jej parkingu zajął ostatnie miejsce przed wejściem do budynku. Nadjeżdżająca niemrawo Elunia musiała stanąć dalej i miała dłuższą drogę do przejścia.

Zbrojny w swoją dodatkową wiedzę, Wojtuś nie gapił się na nią, tylko wyskoczył i jak szaleniec pognał do windy. Wjechał na piąte piętro. Nic więcej nie musiał robić, bo ujrzał drzwi mieszkania Eluni otwarte, w nich zaś Kazia, z papierosem i wielką marmurową popielniczką w dłoni.

Doznał ulgi, ale czasu nie miał. Zanim zapaliły się światełka drugiej windy, co oznaczało zapewne, że Elunia także wjeżdża, zdążył przekazać Kaziowi wszystkie wieści, szepcząc mu do ucha. W chwili kiedy Elunia istotnie wjechała, Kazio nadal stał w drzwiach, a Wojtuś czekał na windę w charakterze obcego człowieka. Wsiadł i zjechał.

Elunia na widok Kazia pomyślała, że jednak należało popłakać w samochodzie. Błysnęła w niej jakaś odrobina gniewu za jego natręctwo, akurat w tej chwili Kazio był jej potrzebny jak dziura w moście, chciała być sama. Na zasadniczą rozmowę również nie miała najmniejszej ochoty, szczególnie że sens takiej rozmowy na nowo zrobił się bardzo wątpliwy. Z drugiej znów strony, wbrew wszystkiemu, obecność Kazia stanowiła coś w rodzaju pociechy i razem wziąwszy, Elunia poczuła się beznadziejnie skołowana. Weszła do mieszkania w milczeniu, a Kazio zamknął za nią drzwi, również nic nie mówiąc.

Nic zaś nie mówił, ponieważ po otwarciu ust zacząłby wydawać triumfalne okrzyki radości i szczęścia, nie zdołałby się powstrzymać. Wieści od Wojtusia wprawiły go w euforię prawie absolutną, przygłuszała ją nieco tylko zgroza i współczucie dla Eluni. Wrąbała się okropnie, sama jeszcze o tym nie wie, a jak się dowie, przeżyje to ciężko, on zaś za skarby świata nie powie jej prawdy, bo w grę wchodzi ten rywal cholerny. Niech ją uświadamia kto inny, najlepiej glina…

– Masz doskok do tego swojego gliniarza? – spytał wreszcie, opanowawszy uczucia.