Выбрать главу

Jason okrążył pole i dotarł do miejsca, z którego rozpoczął swój bieg przez las. Sporadyczne strzały oddawane przez Wonga uniemożliwiały trzem pozostałym ludziom z doborowego oddziału Shenga wykonanie jakiegokolwiek ruchu; wciąż tkwili w tym samym miejscu. Nagle coś sprawiło, że Bourne musiał się odwrócić – niewyraźny warkot w oddali lub jasna plamka, którą dostrzegły jego oczy. A właściwie obie te rzeczy naraz. Warkot był odgłosem jadącego szybko pojazdu, plamka światła – reflektorem oświetlającym czarne niebo. Patrząc z góry ponad drzewami rosnącymi na zboczu pagórka mógł dojrzeć ów pojazd – samochód ciężarowy – z reflektorem obsługiwanym wprawną ręką. Ciężarówka skręciła z drogi i zasłonięta była teraz wysoką trawą, tylko reflektor pozostawał widoczny; jechała coraz szybciej zbliżając się do podnóża pagórka niespełna dwieście metrów niżej. Priorytety. Ruszaj.

– Wstrzymać ogień! – wrzasnął Bourne i pochylony przebiegł w inne miejsce. Trzej oficerowie obrócili się leżąc na ziemi, ich karabiny maszynowe zadudniły i grad pocisków przeszył przestrzeń w miejscu, z którego usłyszeli głos.

Człowiek z,,Meduzy” wysunął się do przodu trzymając w rękach śmiercionośną broń. Trwało to sekundy: potężny wybuch rozerwał ziemię i tych morderców, którzy w przeciwnym razie zabiliby jego.

– Wong! – zawołał wybiegając na pole. – Chodź ze mną! – W kilka sekund dotarł do nieruchomych ciał McAllistera i Shenga – jeden z nich jeszcze żył, drugi był martwy. Jason nachylił się nad analitykiem, który poruszał rękami, wyciągając rozpaczliwie prawe ramię, jakby próbował do czegoś dosięgnąć.

– Mac, słyszysz mnie?

– Akta! – wyszeptał podsekretarz stanu. – Weź akta!

– Co…? – Bourne spojrzał na ciało Sheng Chouyanga i w słabym świetle księżyca zobaczył coś, co było ostatnią rzeczą, jaką spodziewał się tam ujrzeć: otoczone czarną obwódką dossier Shenga, jeden z najbardziej tajnych dokumentów na Ziemi. – Jezu Chryste! – powiedział cicho Jason, sięgając po akta. – Słuchaj, analityku! – zaczął mówić głośniej, gdy dołączył do nich Wong. – Musimy cię przenieść. Może ci to sprawić ból, ale nie mamy wyboru! – Spojrzał na Wonga i ciągnął dalej. – Zbliża się tu jeszcze jedna uzbrojona grupa, posuwają się szybko do przodu. Są to dodatkowe posiłki i według mojej oceny będą tu najpóźniej za dwie minuty. Zaciśnij zęby, panie podsekretarzu. Ruszamy!

Jason i Wong podnieśli wspólnymi siłami McAllistera i ruszyli w stronę śmigłowca. Nagle Bourne stanął.

– Chryste, poczekaj chwilę!… Albo nie, dalej nieś go sam! – krzyknął do łącznika. – Ja muszę wrócić!

– Po co? – wyszeptał podsekretarz bliski agonii.

– Co pan robi, sir? – spytał Wong.

– Pożywka dla rewizjonistów – odpowiedział Jason enigmatycznie i pobiegł z powrotem ku zwłokom Sheng Chouyanga. Gdy dotarł na miejsce, nachylił się i wsunął płaski przedmiot pod kurtkę zabitego. Wyprostował się i biegiem wrócił do helikoptera w momencie, gdy Wong ostrożnie i bardzo delikatnie układał McAllistera na dwóch tylnych siedzeniach. Bourne przeszedł na przód, wyciągnął nóż, przeciął nylonową linkę, którą pilot był skrępowany, a następnie pasek materiału, którym miał zakneblowane usta. Pilot dostał ataku kaszlu i nie mógł złapać tchu, ale Jason nie czekając, aż mu przejdzie, wydał rozkazy.

– Kaifeiji ba! – krzyknął.

– Może pan mówić po angielsku – wysapał pilot. – Dobrze znam ten język. Wymagano tego od nas.

– Startuj, skurwysynu! Już!

Pilot uruchomił silnik i w tym samym momencie ujrzeli w światłach helikoptera, jak całe pole wypełniło się postaciami w mundurach. Żołnierze natychmiast dostrzegli ciała pięciu zabitych ludzi z doborowego oddziału Shenga i otworzyli ogień do wznoszącego się powoli do góry śmigłowca.

– Szybciej, do jasnej cholery! – wrzasnął Jason.

– To pudełko to prawdziwa forteca godna Shenga – objaśnił pilot. – Nawet szyby są kuloodporne. Dokąd lecimy?

– Do Hongkongu! – krzyknął Bourne, stwierdzając ze zdziwieniem, że pilot prowadzący teraz maszynę szybko do góry odwrócił się do niego z uśmiechem.

– Chyba wspaniałomyślni Amerykanie lub życzliwi Brytyjczycy udzielą mi azylu, co, sir? To marzenie mojego życia!

– Do diabła z tym – rzekł człowiek z,,Meduzy”, gdy weszli w pierwszą warstwę nisko zawieszonych chmur.

– To był doskonały pomysł, sir – odezwał się Wong siedzący w mroku w głębi śmigłowca. – Jak pan na to wpadł?

– Już raz się sprawdził – odpowiedział Jason, przypalając papierosa. – Historia, nawet ta niezbyt odległa, lubi się powtarzać.

– Webb? – zaczął szeptem McAllister.

– Co takiego, analityku? Jak się czujesz?

– Mniejsza z tym. Czemu wróciłeś tam – do Shenga?

– Żeby dać mu pożegnalny prezent. Książeczkę czekową. Jej właściciel ma tajne konto w banku na Kajmanach.

– Co?

– Nikomu już się nie przyda. Nazwisko i numery konta zostały wycięte. Ciekawe, jak zareaguje Pekin, kiedy dowie się o jej istnieniu, nie sądzisz?

EPILOG

Edward Newington McAllister, o kulach, wszedł utykając do niegdyś imponującego gabinetu w starym domu na Victoria Peak, którego duże, wykuszowe okna zabezpieczone były teraz grubą folią plastikową i gdzie wszędzie jeszcze widniały ślady niedawnej masakry. Ambasador Raymond Havilland patrzył, jak podsekretarz stanu rzuca na jego biurko teczkę z aktami Shenga.

– Sądzę, że to twoja zguba – rzekł analityk odstawiając kule i z trudem sadowiąc się na krześle.

– Lekarze powiedzieli mi, że twoje rany nie są groźne – odezwał się dyplomata. – Cieszy mnie to.

– Cieszy cię? A kim ty, do cholery, jesteś, że możesz się tak po królewsku cieszyć?

– Tak się po prostu mówi. Może masz i rację, że brzmi to trochę wyniośle, ale powiedziałem to szczerze. To, czego dokonałeś, było nadzwyczajne, przeszło wszystkie moje wyobrażenia.

– Tego jestem pewien. – Podsekretarz zmienił pozycję, układając zranioną rękę wygodniej na poręczy krzesła. – W gruncie rzeczy to nie moja zasługa. O n to zrobił.

– Ale ty mu to umożliwiłeś, Edwardzie.

– Jak się okazało, nie byłem w swoim żywiole, to nie moja branża. Ci ludzie potrafią robić rzeczy, o których my możemy tylko marzyć lub oglądać na ekranie z niedowierzaniem, ponieważ wydaje się to tak nieprawdopodobne.

– Nie mielibyśmy podobnych marzeń ani nie bylibyśmy zdumieni taką pomysłowością, gdyby to wszystko nie opierało się na ludzkim doświadczeniu/A przecież oni wykonują to, co najlepiej potrafią, my zaś to, co jest w naszej kompetencji. Każdy w swojej własnej dziedzinie, panie podsekretarzu.

McAllister obrzucił Havillanda surowym spojrzeniem.

– Jak to się stało? W jaki sposób zdobyli dossier?

– Jeszcze jedna dziedzina. Fachowiec. Zabił w dość okrutny sposób trzech młodych ludzi. Dostał się do niedostępnego sejfu.

– Niewybaczalne!

– Zgadza się – odparł Haviiland, pochylając się do przodu i gwałtownie podnosząc głos. – Tak jak i twoje wyczyny są niewybaczalne! Kim, na Boga, wydaje ci się, że jesteś, abyś mógł robić to, co zrobiłeś? Jakim prawem przejąłeś sprawy w swoje ręce – niedoświadczone ręce? Pogwałciłeś wszystkie przysięgi, jakie kiedykolwiek składałeś rozpoczynając działalność w służbie swojego rządu! Dymisja to za mało. Za te zbrodnie należałoby ci się raczej trzydzieści lat więzienia! Czy zdajesz sobie sprawę, co mogło się wydarzyć? Wojna, która mogłaby wtrącić Daleki Wschód i cały świat do piekła!