Выбрать главу

– A co z tobą?

– Nie spotka mnie nic gorszego od ścisłego nadzoru.

– Jesteś pewny siebie.

– Jestem zły. Nie są w stanie ustalić, co zostawiłem, ani jakich i komu udzieliłem instrukcji w razie gdyby nastąpiła jakaś przerwa w uzgodnionych telefonach kontrolnych. Jestem dla nich obecnie chodzącą, a raczej kulejącą megafonową bombą, która może rozwalić w gruzy całą ich operację – bez względu na to, czym, u diabła, jest.

– Wiem, Aleks, że zaraz stwierdzisz, że nie ma czasu, ale muszę ci coś powiedzieć. Nie jestem pewna dlaczego, ale muszę. To dotyczy ciebie. Sądzę, że jedną z rzeczy, która tak bolała i gniewała Dawida, było to, że uważał cię za najlepszego w twoim fachu. Za każdym razem, kiedy wypił parę kieliszków albo kiedy jego myśli zaczynały błądzić – i otwierała się przed nim jakaś furtka czy dwie – potrząsał ze smutkiem głową lub uderzał pięścią w dłoń i pytał sam siebie dlaczego? „Dlaczego?”, mówił. „Przecież był lepszy… był najlepszy”.

– Nie mogłem się równać z Deltą. Nikt nie mógł. Nigdy.

– Wydajesz mi się cholernie dobry.

– Ponieważ mogę wreszcie wziąć się do roboty. I mam do tego o wiele lepszy powód niż kiedykolwiek dotąd.

– Bądź ostrożny, Aleks.

– To raczej im powiedz, żeby byli ostrożni. – Conklin odwiesił słuchawkę, a Marie poczuła, że po policzkach spływają jej wolno łzy.

M^orris Panov i Aleks wyszli ze sklepu z upominkami na dworcu kolejowym w Koulunie i skierowali się w stronę ruchomych schodów prowadzących na niższy poziom, do torów piątego i szóstego. Mo – przyjaciel był skłonny postępować zgodnie z instrukcjami byłego pacjenta. Ale psychiatra Panov nie mógł się powstrzymać od wyrażenia zawodowej opinii.

– Nic dziwnego, że wy tam jesteście tacy popieprzeni – oznajmił trzymając wypchaną pandę pod pachą i ściskając w garści bardzo kolorowe czasopismo. – Wyjaśnijmy to sobie jeszcze raz. Kiedy zejdziemy na dół, skręcę w prawo, tam gdzie znajduje się szósty tor, a potem będę szedł w lewo, w stronę końca pociągu, który, jak zakładamy, powinien przybyć w ciągu paru minut. Jak dotąd zgadza się?

– Zgadza się – przytaknął Conklin. Szedł kulejąc obok doktora. Na jego czole perlił się pot.

– Następnie mam czekać koło ostatniego filara, trzymając tego brzydko pachnącego, wypchanego zwierzaka pod pachą i przeglądając to wyjątkowo pornograficzne pisemko do chwili, kiedy podejdzie do mnie kobieta.

– I to również się zgadza – stwierdził Conklin, kiedy stanęli na ruchomych schodach. – Panda jest całkiem zwyczajnym podarunkiem, uwielbianym przez Europejczyków. Myśl o tym jak o prezencie dla jej dziecka. Natomiast czasopismo porno po prostu uzupełnia sygnał rozpoznawczy. Pandy i świńskie obrazki zazwyczaj niezbyt do siebie pasują.

– Wręcz przeciwnie, to połączenie jest iście freudowskie.

– Jeden zero dla czubków. Po prostu rób, co ci powiedziałem.

– Powiedziałem? Nigdy mi nie wyjaśniłeś, co mam powiedzieć tej kobiecie.

– Spróbuj: „Cieszę się, że cię widzę” albo „Jak się miewa mała?”. To bez znaczenia. Oddaj jej pandę i wracaj do schodów ruchomych najszybciej, jak możesz, ale nie biegnij. – Zjechali na dolny peron i Conklin dotknął ramienia Panova, kierując go w prawo. – Uda ci się, trenerze. Zrób po prostu to, co ci powiedziałem i wracaj tutaj. Wszystko będzie w porządku.

– To się o wiele łatwiej mówi siedząc na miejscu, które zazwyczaj zajmuję.

Panov doszedł do końca peronu, gdy na stację z hukiem wjechał pociąg z Luowu. Doktor stanął koło ostatniego filara i gdy setki pasażerów zaczęło wysypywać się z drzwi wagonów, niezgrabnie wcisnął pod pachę czarno-białą pandę i podniósł czasopismo na wysokość oczu. A kiedy wreszcie stało się to, na co czekał, omal nie zemdlał z wrażenia.

– To ty, Haroldzie! – trącając go w ramię zawołała głośno falsetem wysoka, mocno umalowana postać ubrana w szarą, plisowaną spódnicę i w miękkim kapeluszu z szerokim rondem na głowie. – Poznałabym cię wszędzie, kochanie!

– Cieszę się, że cię widzę. Jak się miewa mała? – ledwo wykrztusił Morris.

– Jak się miewa A l e k s? – odpowiedział nagle cicho męski bas. – Jestem mu coś winien i zawsze spłacam długi, ale to wariactwo! Czy on ma jeszcze wszystkie klepki w porządku?

– Nie jestem pewien, czy ma je którykolwiek z was – rzekł zdziwiony psychiatra.

– Szybko – rzuciła dziwna postać. – Zbliżają się. Proszę mi dać pandę, a kiedy zacznę biec, niech się pan wmiesza w tłum i znika stąd. Proszę mi to dać!

Panov zrobił, co mu kazano. Uświadomił sobie, że kilku mężczyzn przeciska się przez idących grupami pasażerów i zbliża do nich z różnych stron. Nagle mocno umalowany mężczyzna w damskim ubraniu wbiegł za filar i pojawił się z drugiej strony. Zrzucił z nóg buty na wysokich obcasach, znowu okrążył filar i niczym piłkarski obrońca wpadł w tłum koło pociągu wymijając Chińczyka, który próbował go złapać. Przemykał między zaskoczonymi ludźmi wymachując pięściami, a za nim ruszyli w pościg inni mężczyźni. Powstrzymywali ich coraz bardziej wrogo nastawieni pasażerowie, którzy za pomocą walizek i plecaków starali się odeprzeć ten zaskakujący atak. W pewnym momencie, kiedy na peronie zapanował chaos przypominający niemal zamieszki uliczne, panda została wetknięta w ręce wysokiej Europejki, trzymającej rozłożony rozkład jazdy. Natychmiast chwycili ją dwaj dobrze ubrani Chińczycy. Kobieta wrzasnęła, Chińczycy spojrzeli na nią, krzyknęli coś jeden do drugiego i rzucili się do przodu.

Morris Panov znowu zrobił to, co mu polecono. Szybko zmieszał się z odchodzącym tłumem po drugiej stronie peronu i wzdłuż toru piątego pobiegł z powrotem w kierunku ruchomych schodów, przed którymi ustawiła się już kolejka. Kolejka była, ale nie było Aleksa Conklina! Starając się opanować ogarniającą go panikę, Mo zwolnił kroku, ale dalej posuwał się do przodu. Rozglądał się wokoło, wypatrując Conklina w tłumie na peronie i wśród jadących schodami do góry. Co się stało? Gdzie się podział agent CIA?

– Mo!

Panov odwrócił się gwałtownie w lewo. W krótkim okrzyku zabrzmiała zarówno ulga, jak i ostrzeżenie. Conklin przesunął się i ukrył za filarem znajdującym się dziesięć metrów za ruchomymi schodami. Szybkimi, gwałtownymi ruchami dawał znać, że musi pozostać na swoim miejscu, Mo zaś ma powoli i ostrożnie do niego podejść. Panov zrobił minę człowieka, którego zirytowała kolejka przed schodami i w związku z tym postanowił, że zanim podejmie próbę przedostania się do wyjścia, poczeka, aż tłok się zmniejszy. Żałował, że nie pali albo że nie zachował chociażby pornograficznego pisemka wyrzuconego wcześniej na tory. Przynajmniej miałby się czym zająć. Zamiast tego założył ręce do tyłu i pozornie bez celu zaczął spacerować po opustoszałej części peronu, rzucając spod zmarszczonych brwi spojrzenia na czekających. Wreszcie dotarł do filara, wślizgnął się za niego i zaparło mu dech w piersiach.

U nóg Conklina leżał na brzuchu mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie płaszcz przeciwdeszczowy. Na jego plecach opierała się proteza Aleksa.

– Poznaj Matthew Richardsa, doktorze. Matt jest starym specjalistą od spraw Dalekiego Wschodu jeszcze z wczesnych sąjgońskich czasów. Wtedy zetknęliśmy się po raz pierwszy. Oczywiście, był wtedy młodszy i o wiele zręczniejszy. Ale cóż, czyż wszyscy nie byliśmy kiedyś młodsi?

– Na rany boskie, Aleks, pozwól mi wstać – błagał Richards kręcąc głową na tyle, na ile pozwalała mu jego horyzontalna pozycja. – Głowa mnie boli jak diabli. Czym mnie wyrżnąłeś, łomem?

– Nie, Matt. Butem z mojej nie istniejącej nogi. Ciężki, prawda? Ale wiele może wytrzymać. A jeżeli chodzi o to, żebym pozwolił ci wstać, to doskonale wiesz, że nie zrobię tego, dopóki nie odpowiesz na moje pytania.

– Do diabła, przecież odpowiedziałem! Jestem marnym, szeregowym funkcjonariuszem operacyjnym, a nie szefem rezydentury. Zajęliśmy się tobą, bo dostaliśmy dyrektywę z SD, z poleceniem wzięcia cię pod nadzór. A potem Departament Stanu przysłał kolejną „deerkę”, której nawet nie widziałem!

– Powiedziałem ci, że trudno mi w to uwierzyć. Tworzycie tu bardzo zwartą grupkę, wszyscy wszystko widzą. Bądź rozsądny, Matt. Cofnijmy się daleko w przeszłość. Co było w dyrektywie Departamentu Stanu?

– Nie wiem! Przeznaczona była do wyłącznej wiadomości SR!

– To znaczy „szefa rezydentury”, doktorze – wyjaśnił Conklin spoglądając na Panova. – To najstarszy wykręt, jaki stosujemy. Używamy go zawsze, gdy podpadniemy innej agencji rządowej. „Co wiem? Zapytajcie SR”. W ten sposób jesteśmy czyści, ponieważ nikt nie ma ochoty nagabywać szefa rezydentury. Musisz wiedzieć, że SR ma bezpośrednie połączenie z Langley i w zależności od Owalnego Jo-jo Langley ma bezpośrednie połączenie z Białym Domem. Słowo daję, to wszystko jest szalenie upolitycznione i ma bardzo mało wspólnego z działalnością wywiadowczą.

– To niezwykle pouczające – rzekł Panov, wpatrując się w leżącego mężczyznę. Nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć i był bardzo wdzięczny losowi, że peron właściwie opustoszał, a filar w głębi znajdował się w cieniu.