Выбрать главу

Wyraźnie uspokojony oficer wojsk lądowych odłożył słuchawkę i wyszedł na zewnątrz do strażnika. – Powtórzyłeś dokładnie – stwierdził.

– Cudzoziemiec był bardzo podniecony. I niezwykle oszołomiony.

– Powiedziano mi, że to jego normalny stan. – Wojskowy przerwał na chwilę, a potem dodał: – Teraz możesz otworzyć bramę.

– Oczywiście, proszę pana. – Strażnik sięgnął do kieszeni i wydobył kółko z wiszącymi kluczami. Zatrzymał się nagle i spojrzał na oficera. – Ale nie widzę żadnego samochodu. Do najbliższego środka lokomocji jest wiele kilometrów. Niedaleko jest Letni Pałac…

– Zadzwoniłem już po samochód. Powinien tu być za jakieś dziesięć, piętnaście minut.

– Obawiam się, że mnie już tu wtedy nie będzie. Widzę na drodze światełko roweru mojego zmiennika. Za pięć minut schodzę ze służby.

– Może więc zaczekam tutaj – rzekł oficer nie zwracając uwagi na słowa strażnika. – Widzę, że od północy nadciągają chmury. Jeżeli zacznie padać, będę mógł się schronić w budce i poczekać na mój samochód.

– Nie widzę żadnych chmur, proszę pana.

– Twoje oczy nie są już takie jak dawniej.

– Bardzo słusznie. – Natarczywy dzwonek rowerowy rozdarł ciszę. Zmiennik strażnika podjechał do ogrodzenia, a jego kolega zaczął otwierać bramę. – Ci młodzi ludzie oznajmiają o swoim przybyciu, jakby byli duchami zstępującymi z niebios.

– Chciałbym ci coś powiedzieć – oznajmił ostrym tonem oficer. Strażnik zatrzymał się gwałtownie. – Podobnie jak ten obcokrajowiec, ja również nie chcę mieć kłopotów tylko dlatego, że uciąłem sobie małą drzemkę w waszym wspaniałym miejscu. Czy jesteś zadowolony ze swojej pracy?

– Bardzo, proszę pana.

– Aż tego, że możesz sprzedawać japońskie lornetki, które oddano ci na przechowanie?

– Słucham?

– Mam dobry słuch, a twój piskliwy głos słychać z daleka.

– Słucham?

– Jeżeli nie powiesz nic o mnie, ja nie powiem nic o twoich nieetycznych postępkach, które z całą pewnością zaprowadziłyby cię pod lufę pistoletu kata. Twoje zachowanie było godne potępienia.

– Wcale pana nie widziałem! Przysięgam na duchy przodków.

– W partii odrzucamy takie przesądy.

– A więc na wszystko, co pan zechce.

– Otwórz bramę i wynoś się stąd!

– Tylko wezmę swój rower, panie! – Strażnik podbiegł do oddalonej części ogrodzenia, wyprowadził stamtąd rower i otworzył bramę. Uchylił jej skrzydło i kiwnął z ulgą głową, dosłownie rzucając nowo przybyłemu pęk kluczy. Wskoczył na siodełko roweru i popędził drogą.

Drugi strażnik przeszedł leniwym krokiem przez bramę prowadząc rower za kierownicę. – Wyobraża pan sobie? – odezwał się do oficera. – Syn jednego z wodzów Kuomintangu zmiennikiem głupiego chłopa, który najwyżej mógłby służyć u nas w kuchni.

Bourne dostrzegł białą plamę na pniu drzewa i zjechał z drogi kierując limuzynę między dwie sosny. Zgasił światła i wysiadł. Szybko nałamał gałęzi, żeby zamaskować samochód. Instynktownie pracował szybko – zawsze tak postępował – ale gdy tylko skończył, ku jego zaskoczeniu na drodze z Pekinu pojawiły się reflektory. Schylił się, klękając w krzakach i obserwował przejeżdżający samochód.

Zaintrygował go widok roweru przymocowanego do dachu, a potem, gdy silnik samochodu ucichł gwałtownie i samochód zatrzymał się za zakrętem, zaniepokoił się na dobre. Obawiając się, że jakiś fragment jego samochodu został zauważony przez doświadczonego agenta operacyjnego, który zaparkował wóz poza zasięgiem jego wzroku i teraz wraca tu pieszo, Jason przebiegł przez drogę w stronę gęstych zarośli za szpalerem drzew. Biegł w prawo, przeskakując od sosny do sosny, aż do połowy zakrętu. Tam ponownie przyklęknął w ocienionych zaroślach i czekał, obserwując każdy skrawek pobocza, nasłuchując odgłosu, który odróżniałby się od szelestów opuszczonej polnej drogi.

Nic. Aż wreszcie coś się pojawiło, ale kiedy zobaczył co to takiego, uznał to za absurd. A może jednak nie? Mężczyzna na rowerze z zasilaną dynamem lampką na przednim błotniku pedałował tak, jakby jego życie zależało od prędkości, której i tak nie był w stanie osiągnąć. Gdy podjechał bliżej, Bourne spostrzegł, że to strażnik… na rowerze… a na dachu samochodu, który stanął za zakrętem, również znajdował się przymocowany rower. Czy przeznaczony był dla strażnika? Oczywiście że nie – samochód podjechałby do bramy… Drugi rower? Drugi strażnik, który przyjeżdża na rowerze? Oczywiście! Jeżeli to, co podejrzewał, było prawdą, strażnik przy bramie się zmieni; jego miejsce zajmie spiskowiec.

Jason poczekał, aż światełko roweru pierwszego strażnika stanie się ledwo widocznym punktem w ciemności i pobiegł z powrotem drogą w stronę samochodu i drzewa z białym zaciosem na pniu. Wykopał plecak i zaczął rozkładać swoje narzędzia pracy. Zdjął marynarkę i białą koszulę i włożył czarny golf. Przytwierdził pochwę myśliwskiego noża do paska, a z drugiej strony wsunął pistolet z jedynym nabojem. Podniósł dwie szpule połączone dziewięćdziesię-ciocentymetrowym odcinkiem cienkiego drutu i pomyślał, że ten śmiercionośny sprzęt jest o wiele lepszy od przygotowanego w Hongkongu. Czemu nie? Był obecnie znacznie bliżej swego celu, o ile to, czego się nauczył niegdyś „Meduzie”, miało jakąkolwiek wartość. Nawinął na każdą szpulkę identyczny kawałek drutu i ostrożnie wsunął go do tylnej prawej kieszeni spodni, a potem wziął małą latarkę i przymocował ją z przodu u dołu prawej kieszeni. Do lewej przedniej kieszeni wsadził złożoną na pół i owiniętą gumką długą, podwójną taśmę dużych chińskich ogni sztucznych oraz trzy pudełka zapałek i małą woskową świecę. Najbardziej nieporęczną rzeczą były nożyce do cięcia drutu przypominające kombinerki średniej wielkości. Wsunął je uchwytami do góry do lewej tylnej kieszeni i zwolnił mocujący zamek. Krótkie uchwyty rozsunęły się, blokując narzędzie w jego zaimprowizowanym futerale. Wreszcie sięgnął po opakowaną odzież, zwiniętą ciasno w wałek. Umieścił ją pośrodku pleców, przepasał się elastyczną taśmą i zatrzasnął sprzączkę. Być może nigdy nie skorzysta z tego ubrania, ale nic nie mógł pozostawić przypadkowi – był zbyt blisko!

Złapię go, Marie! Przysięgam, że go złapię i znowu będziemy mogli żyć naszym życiem. Dawid i ja tak bardzo cię kochamy! Tak bardzo cię potrzebuję!

Przestań! Nie ma ludzi, są tylko obiekty. Żadnych emocji, są tylko cele i ludzie, których należy wyeliminować, bo stoją nam na drodze. Nie jesteś mi potrzebny, Webb. Jesteś mięczak i pogardzam tobą. Słuchaj Delty – słuchaj Jasona Bourne 'a.

Morderca, który stał się mordercą z konieczności, zakopał swój plecak z białą koszulą oraz tweedową marynarką i stanął wśród sosen. Na myśl o tym, co go czeka, jego płuca napełniły się powietrzem jak miechy. Jedna część jego osoby była przestraszona i niepewna, druga ogarnięta lodowatą wściekłością.

Jason zaczął iść wzdłuż zakrętu na północ, tak jak poprzednio przeskakując od drzewa do drzewa. Dotarł do samochodu, który go minął z rowerem przymocowanym na dachu. Stał teraz zaparkowany na poboczu, a za przednią szybą miał duży napis. Bourne podszedł bliżej i z uśmiechem odczytał chińskie znaki.

Jest to unieruchomiony służbowy pojazd rządowy.

Uszkodzenie jakiejkolwiek części jego mechanizmu

jest poważnym przestępstwem. Kradzież tego pojazdu

będzie karana śmiercią w trybie doraźnym.

W lewym dolnym rogu umieszczono dopisek drobnym drukiem:

Drukarnia Ludowa Nr 72. Szanghaj.

Bourne pomyślał sobie, ileż to setek tysięcy takich obwieszczeń musiała sporządzić Drukarnia Nr 72. Być może dawano je zamiast karty gwarancyjnej, po dwa na każdy pojazd.

Jason cofnął się w cień i szedł dalej wzdłuż zakrętu, aż wreszcie dotarł do otwartej przestrzeni przed oświetloną jaskrawo bramą.

Powiódł wzrokiem po zielonym ogrodzeniu, które z lewej strony znikało w leśnym mroku, a z prawej ciągnęło się około sześćdziesięciu metrów wzdłuż parkingu z ponumerowanymi miejscami dla autobusów turystycznych i taksówek, a potem gwałtownie skręcało na południe. Zgodnie z jego przewidywaniami rezerwat ptaków w Chinach był ogrodzony, aby uniemożliwić dostęp kłusownikom. Jak określił to d'Anjou: „Ptaki czczono w Chinach od stuleci. Są uważane za rozkosz zarówno dla oczu, jak i podniebienia”. Echo. Echo zniknął. Zastanawiał się, czy d'Anjou cierpiał… Nie ma czasu.

Głosy! Bourne gwałtownie odwrócił głowę ku bramie, przemykając się w stronę najbliższych krzaków. Chiński oficer wojsk lądowych i nowy, dużo młodszy strażnik… nie, teraz z całą pewnością wartownik… wyszli zza budki strażniczej. Wartownik prowadził rower, a oficer trzymał przy uchu niewielki nadajnik.

– Zaczną przybywać tuż po dziewiątej – powiedział wojskowy opuszczając nadajnik i chowając antenę. – Siedem samochodów w odstępach trzyminutowych.

– A ciężarówka?

– Przyjedzie na samym końcu.

Wartownik spojrzał na zegarek. – Może więc powinien pan sprowadzić samochód. Jeżeli będzie kontrola telefoniczna, wiem, co robić.