Выбрать главу

– Zdrajca? – szepnął McAllister, niestrudzony analityk. – Czy on go znalazł? Czy ktoś się przyznał? Czy jest tam jakaś opozycja?

– Skończcie z tym! – krzyknęła Marie.

– Nie, pani Webb! On tam wraca. Przeżywa to na nowo. Proszę na niego spojrzeć! Czy pani nie widzi? On jest tam.

– Obawiam się, że nasz denerwujący kolega ma rację, Marie – powiedział łagodnie Panov, obserwując Webba. – Raz jest tam, raz tutaj, usiłując odnaleźć swoją własną rzeczywistość. Wszystko jest w porządku. Niech w tym trwa. To może nam wszystkim zaoszczędzić mnóstwo czasu.

– Gówno!

– Zawsze trafne, moja droga, i zawsze dyskusyjne. Ucisz się.

– …Nie było zdrajcy, nikt się nie odezwał, tylko kobieta, która miała wątpliwości. Zabił ją i nastała cisza, okropna cisza. Ostrzegał wszystkich mówiąc, że oni są wszędzie i że jednocześnie nie ma ich nigdzie. W ministerstwach, w Służbie Bezpieczeństwa, wszędzie… I wtedy zabił Echo, lecz Echo wiedział, że musi umrzeć. Chciał umrzeć szybko, ponieważ i tak nie mógłby dłużej żyć. Po torturach, jakie mu zadali, był w okropnym stanie! Jednak, gdyby dał mi czas…

– Kto to jest Echo, Dawidzie? – zapytał Morris Panov. – Powiedz nam, proszę.

– Alfa, Bravo, Charlie, Delta, Echo… Fokstrot…

– „Meduza” – domyślił się psychiatra. – To „Meduza”, prawda? Echo był w „Meduzie”.

– On był w Paryżu. Luwr. Próbował uratować mi życie, ale to ja uratowałem jego życie. To było w porządku, było słuszne. On ocalił mnie przedtem, przed laty. „Odpoczynek jest bronią”, powiedział. Kazał innym stanąć wokół, a mnie zmusił do spania. I wtedy wydostaliśmy się z dżungli.

– „Odpoczynek jest bronią” – powiedziała Marie cicho, ściskając rękę swego męża; spod jej przymkniętych powiek spływały łzy. – O, Chryste!

– …Echo zobaczył mnie w lesie. Użyliśmy starych sygnałów sprzed lat. On nie zapomniał. Żaden z nas nigdy nie zapomina.

– Czy jesteśmy teraz na wsi, w rezerwacie ptaków, Dawidzie? – zapytał Panov chwytając McAllistera za ramię, aby nie przerywał.

– Tak – odparł Jason Bourne błądząc niewidzącym wzrokiem. – Obaj wiemy. On ma umrzeć. To takie proste, takie oczywiste – umrzeć, śmierć. Koniec. Zyskać na czasie, zdobyć kilka cennych minut. Wtedy może uda mi się to zrobić.

– Zrobić co, Delto? – Panov wymówił imię z lekkim naciskiem.

– Wykończyć skurwysyna. Wykończyć tego rzeźnika. On nie zasługuje na to, aby żyć, nie ma p r a w a żyć. Zbyt łatwo przychodzi mu zabijanie, robi to z uśmiechem na twarzy. Echo to widział. Ja to widziałem. To się dzieje teraz – wszystko dzieje się naraz. Wybuchy w lesie, wszyscy biegają, krzyczą. Mogę to zrobić teraz! Stanowi idealny cel. Widzi mnie! Wpatruje się we mnie! Wie, że jestem jego wrogiem. Jestem twoim wrogiem, rzeźniku! Moja twarz będzie ostatnią, jaką będziesz oglądał!… Coś nie tak? Coś jest nie w porządku! On się zasłania! Wypycha kogoś przed siebie! Muszę się stąd wydostać. Nie mogę tego zrobić!

– Nie mogę czy nie zrobię? – zapytał Panov wychylając się do przodu. – Jesteś Jasonem Bourne'em czy Dawidem Webbem? Kim jesteś?

– Deltą! – ryknęła ofiara ogłuszając wszystkich przy stole swoim wybuchem. – Jestem Delta! Jestem Bourne! Kain to Delta, a Carlos to Kain! – Mężczyzna, kimkolwiek był, osunął się na krzesło, a jego głowa opadła na piersi. Zamilkł.

Trwało to kilka minut – nikt nie wiedział jak długo, nikt nie mierzył czasu – zanim mężczyzna, który nie był w stanie ustalić swojej tożsamości, podniósł głowę. Jego oczy były teraz na wpół wyzwolone, jednak było w nich jeszcze widać męczarnie, które przeżywał.

– Przepraszam – powiedział Dawid Webb. – Nie wiem, co się ze mną działo. Proszę mi wybaczyć.

– Nie przepraszaj, Dawidzie – rzekł Panov. – Wróciłeś tam. To zrozumiałe. Wszystko w porządku.

– Tak, wróciłem. To szaleństwo, czyż nie?

– Wcale nie – odrzekł psychiatra. – To zupełnie naturalne.

– Muszę tam wrócić, to także zrozumiałe, prawda, Mo?

– Dawidzie – krzyknęła Marie obejmując go.

– Muszę – powtórzył Jason Bourne, delikatnie ujmując jej dłonie. – Nikt inny nie może tego zrobić – to proste. Znam szyfry. Znam drogę… Echo oddał za mnie swoje życie, wierząc, że ja to zrobię. Że zabiję rzeźnika. Wtedy zawiodłem. Teraz nie zawiodę.

– A co znam i? – Marie objęła go kurczowo ramionami, jej głos odbijał się echem od białych ścian. – Czy m y się nie liczymy?

– Wrócę, obiecuję ci – odparł Dawid uwalniając się z jej objęć i patrząc jej prosto w oczy. – Ale najpierw muszę tam wrócić, czy tego nie rozumiesz?

– Dla tych ludzi? Tych kłamców!

– Nie, nie dla nich. Dla kogoś, kto chciał żyć – ponad wszystko. Nie znałaś go; on zawsze wychodził cało z każdej sytuacji. Wiedział jednak, że tym razem nie warto ratować własnego życia za cenę mojej śmierci. Ja musiałem żyć i zrobić to, co do mnie należało. Musiałem żyć i wrócić do ciebie, o tym również wiedział. Dokonał bilansu i podjął decyzję. Gdzieś tam na naszej drodze każdy z nas musi podejmować tego rodzaju decyzje. – Bourne zwrócił się do McAllis-tera: – Czy jest tu ktoś, kto może zrobić zdjęcie zwłok?

– Czyich? – zapytał podsekretarz.

– Moich – odrzekł Jason Bourne.

ROZDZIAŁ 34

Przerażające zdjęcie zostało wykonane na białym konferencyjnym stole przez technika z zakonspirowanego domu i pod wyraźnie niechętnym nadzorem Morrisa Panova. Ciało Webba przykryto pokrwawionym, białym prześcieradłem, które odwinięto przy szyi, tak że widać było jego pokrytą krwawymi pręgami twarz, szeroko otwarte oczy i wyraźne rysy.

– Wywołaj rolkę jak najszybciej i przynieś mi odbitki – polecił Conklin.

– Za dwadzieścia minut – rzekł technik, kierując się ku drzwiom w chwili, gdy McAllister wchodził do pokoju.

– Co się dzieje? – zapytał Dawid siadając na stole. Marie krzywiąc się wycierała mu twarz mokrym, ciepłym ręcznikiem.

– Ludzie z obsługi prasowej konsulatu porozumieli się z dziennikarzami. Powiedzieli, że wydadzą oświadczenie mniej więcej za godzinę, gdy tylko ustali się wszystkie fakty. Teraz nad nim pracują. Podałem im scenariusz i pozwoliłem, aby użyto mego nazwiska. Opracują go używając typowych dla nich, mętnych sformułowań i przedstawią nam przed opublikowaniem.

– Czy wiadomo coś o Linie Wenzu? – zapytał agent CIA.

– Jest wiadomość od doktora. Jego stan jest nadal krytyczny, ale jakoś się trzyma.

– A co z tymi dziennikarzami na ulicy? – zapytał Havilland. – Prędzej czy później musimy ich tu wpuścić. Im dłużej będziemy zwlekać, tym więcej damy im powodów do myślenia, że coś ukrywamy. A na to również nie możemy sobie pozwolić.

– Teren jest nadal ogrodzony liną – powiedział McAllister. – Rozpuściłem pogłoskę, że policja – podejmując wielkie ryzyko – oczyszcza tę posiadłość z niewypałów. W takich okolicznościach reporterzy będą bardzo spokojni. Nawiasem mówiąc, w tym komunikacie dla prasy przygotowanym przez ludzi z konsulatu kazałem podkreślić fakt, że człowiek, który dokonał ataku na dom, był najwyraźniej ekspertem w dziedzinie burzenia.

Jason Bourne, który wśród meduzyjczyków był jednym z najbardziej biegłych w sztuce niszczenia, spojrzał na McAllistera. Podsekretarz odwrócił wzrok.

– Muszę się stąd wydostać – powiedział Jason. – Muszę dotrzeć do Makau tak szybko, jak to możliwe.

– Dawidzie, na litość boską! – powiedziała Marie niskim, napiętym głosem; stała przed swoim mężem, patrząc na niego.

– Wiele bym dał, żeby nie musiało tak być – powiedział Webb schodząc ze stołu. – Wiele bym dał, żeby tak nie było – powtórzył cicho – ale tak jest. Muszę być na miejscu. Muszę dotrzeć do Shenga, zanim cała historia pojawi się w porannej prasie i zanim ukaże się to zdjęcie potwierdzające wiadomość, którą wysyłam kanałami nie znanymi w jego przekonaniu nikomu. Musi uwierzyć, że jestem jego mordercą, człowiekiem, którego zamierzał zabić, a nie Jasonem Bourne'em z „Meduzy”, który usiłował zabić go w tamtej leśnej dolinie. Powinien otrzymać wiadomość ode mnie – od człowieka, za którego mnie uważa – zanim dotrą do niego inne informacje. A to dlatego, że wiadomość, którą mu przesyłam, jest ostatnią rzeczą, jaką chciałby usłyszeć. Wszystko inne nie będzie miało znaczenia.

– Przynęta – powiedział Aleks Conklin. – Jeśli chcesz, aby mistyfikacja się udała, dostarcz mu najpierw jakąś alarmującą informację, ponieważ gdy będzie oszołomiony i zaabsorbowany, uwierzy w wydrukowaną oficjalną wersję, szczególnie kiedy zobaczy zdjęcie w gazetach.

– Co zamierza mu pan przekazać? – spytał ambasador, tonem głosu dając do zrozumienia, że nie podoba mu się perspektywa utraty kontroli nad tą najbardziej ponurą z akcji.

– To, co wy mi powiedzieliście. Częściowo prawdę, a częściowo kłamstwo.