Выбрать главу

Ender wyszedł przez bramę i skierował się na pole eksperymentalne. Zauważył Quarę stojącą pod ojcowskim drzewem Człowieka, z kijami w rękach, pogrążoną w rozmowie. Nie uderzała o pień, gdyż z pewnością by to usłyszał. Chciała więc pomówić z Człowiekiem na osobności. Dobrze. Ender pójdzie dłuższą drogą, dookoła, by nie zbliżyć się za bardzo i nie podsłuchiwać.

Lecz kiedy Quara zauważyła, że patrzy w jej stronę, natychmiast zakończyła rozmowę i szybkim krokiem ruszyła ścieżką do bramy. To, oczywiście, doprowadziło ją wprost do Endera.

— Jakieś sekrety? — zapytał.

To miał być żart. Dopiero kiedy wypowiedział te słowa, a Quara zrobiła tajemniczą minę, Ender zrozumiał, o jakim sekrecie mogła rozmawiać. A jej odpowiedź potwierdziła te podejrzenia.

— Pojęcie uczciwości mamy nie zawsze zgadza się z moim — oświadczyła. — Twoje też, nawiasem mówiąc.

Wiedział, że może to zrobić, ale nie przyszło mu do głowy, że zrobi to tak prędko po tym, kiedy obiecała milczeć.

— Czy uczciwość zawsze jest najważniejsza? — zapytał.

— Dla mnie tak.

Próbowała wyminąć go i przejść przez bramę, ale Ender chwycił ją za ramię.

— Puść mnie.

— Powiedzieć Człowiekowi to jedna sprawa — rzekł Ender. — Jest bardzo mądry. Ale nie mów nikomu innemu. Niektórzy pequeninos, niektórzy z samców, mogą zachować się bardzo agresywnie, jeśli uznają, że mają do tego powód.

— To nie samce — odparła Quara. — Oni nazywają siebie braćmi. My powinniśmy może nazywać ich mężczyznami. — Uśmiechnęła się trjumfująco. — Nie jesteś nawet w połowie tak pozbawiony uprzedzeń, jak chcesz wierzyć.

Odepchnęła go i pobiegła przez bramę do Milagre.

Ender podszedł do ojcowskiego drzewa.

— Co ci mówiła, Człowieku? — zapytał. — Czy powiedziała, że raczej zginę, niż pozwolę zniszczyć descoladę, jeśli miałoby to skrzywdzić ciebie i twój lud?

Oczywiście Człowiek nie odpowiedział mu, gdyż Ender nie miał zamiaru uderzać o jego pień mówiącymi kijami, używanymi do rozmowy w języku ojców. Gdyby to zrobił, samcy pequeninos usłyszeliby i przybiegli. Nie istniało coś takiego jak poufna rozmowa między pequeninos a ojcowskimi drzewami. Gdyby ojcowskie drzewo zapragnęło odosobnienia, zawsze mogło bezgłośnie porozmawiać z innymi drzewami — kontaktowali się umysłami, jak królowa kopca z robalami, służącymi jej za oczy, uszy, ręce i stopy. Gdybym mógł stać się elementem tej sieci komunikacyjnej, westchnął Ender. Natychmiastowy kontakt, czysta myśl przesyłana w każdy punkt wszechświata…

A jednak musiał przemówić, musiał przeciwdziałać zdradzie Quary.

— Człowieku, robimy wszystko co w naszej mocy, by ocalić i ludzi, i pequeninos. Jeśli to możliwe, postaramy się ocalić nawet wirusa descolady. Ela i Novinha są specjalistkami w swej dziedzinie. Tak samo jak Grego i Quara. Ale na razie, proszę, zaufaj nam i nie powtarzaj tego nikomu. Proszę. Jeśli ludzie i pequeninos zrozumieją, jakie zagraża nam niebezpieczeństwo, zanim potrafimy je zażegnać, rezultaty będą gwałtowne i straszne.

Nic więcej nie mógł powiedzieć. Ruszył do pola upraw eksperymentalnych. Przed zmrokiem on i Sadownik zakończyli pomiary, po czym spalili i oczyścili całe pole. Żadne większe molekuły nie przetrwały wewnątrz bariery destrukcyjnej. Zrobili wszystko, by mieć pewność, że descolada zapomniała o wszystkim, czego mogła się nauczyć na tym obszarze.

Nie mogli tylko pozbyć się wirusów w komórkach własnych organizmów. A jeśli Quara miała rację? Jeśli descolada wewnątrz bariery zdołała „opowiedzieć” wirusom, przenoszonym w ciałach Endera i Sadownika, czego się dowiedziała z tej nowej odmiany ziemniaków? O blokadach, które usiłowały wprowadzić Ela i Novinha? O sposobach ich pokonania?

Jeśli descolada naprawdę jest inteligentna, jeśli dysponuje językiem dla rozpowszechniania informacji i przekazywania wzorców zachowania… jak Ender, czy ktokolwiek może zachować nadzieję na końcowe zwycięstwo? Wirusy mogą się bowiem okazać najbardziej elastycznym gatunkiem, najlepiej przystosowanym do zdobywania nowych światów i eliminacji rywali silniejszych niż ludzie, prosiaczki, robale czy jakiekolwiek stworzenia żyjące na zasiedlonych planetach. Z tą myślą Ender kładł się do łóżka, ta myśl dręczyła go nawet gdy kochał się z Novinhą. Chciała go pocieszyć, jakby to on, nie ona, niósł na barkach troski tego świata. Próbował się usprawiedliwiać, lecz szybko pojął, że to daremne. Po co do jej zmartwień dodawać swoje własne?

Człowiek wysłuchał słów Endera, nie mógł jednak przystać na jego prośbę. Milczeć? Nie wtedy, kiedy ludzie tworzą nowe wirusy, które grożą zmianą cyklu życiowego pequeninos. Oczywiście, Człowiek nic nie powie niedojrzałym braciom i żonom. Może jednak — i zrobi to — powiedzieć wszystkim ojcowskim drzewom na Lusitanii. Mają prawo wiedzieć, co się dzieje, i wspólnie postanowić, co robić, jeśli w ogóle.

Przed zmrokiem każde ojcowskie drzewo wiedziało to, co Człowiek o planach ludzi i o tym, na ile — jego zdaniem — można im zaufać. Większość zgodziła się z nim: na razie pozwólmy ludziom kontynuować badania. Ale trzeba uważnie obserwować i przygotowywać się do chwili, która może nadejść — choć mamy nadzieję, że nie nastąpi ona nigdy — kiedy ludzie i pequeninos przystąpią do wojny przeciw sobie. W tej walce nie mamy szans, jednak nim ludzie nas wybiją, może znajdzie się sposób, by niektórzy uciekli.

Przed świtem ułożyli plany i porozumieli się z królową kopca, jedynym pozaludzkim źródłem zaawansowanej techniki na planecie. I nim kolejny dzień dobiegł końca, rozpoczęła się już budowa kosmolotu, który mógłby opuścić Lusitanię.

ROZDZIAŁ 7

SEKRETNA DRUHNA

Czy to prawda, że za dawnych dni, kiedy wysyłałyście kosmoloty, by zasiedlać nowe światy, zawszy mogłyście ze sobą rozmawiać, jakbyście stały w tym samym lesie?

Zakładamy, że tak samo będzie z wami. Kiedy wyrosną nowe ojcowskie drzewa, będą dla was obecne. Odległość nie ma wpływu na połączenia filotyczne.

Ale czy będziemy połączeni? Drzew nie wyślemy w podróż. Tylko braci, kilka żon i setkę małych matek, by zrodziły nowe pokolenia. Podróż potrwa dziesiątki lat. Gdy tylko dotrą na miejsce, najlepsi z braci zostaną przeniesieni do trzeciego życia, ale minie przynajmniej rok, nim pierwsze z ojcowskich drzew wyrośnie tak, by spłodzić młode. Skąd ten pierwszy ojciec w nowym świecie będzie wiedział, jak do nas przemówić? Jak go powitamy, nie wiedząc, gdzie się znajduje?

Pot ściekał po twarzy Qing-jao. Pochylała się, a krople spływały po policzkach, pod oczami, grzbietem nosa. Stamtąd pot kapał w mętną wodę, zalewającą ryżowe pola albo na nowe roślinki, sterczące tuż nad powierzchnią.

— Dlaczego nie wytrzesz twarzy, świątobliwa?

Qing-jao podniosła głowę, sprawdzając, kto znalazł się dostatecznie blisko, żeby się do niej odezwać. Zwykle ludzie, zajęci słusznym trudem, odsuwali się od niej. Obecność bogosłyszącej wprawiała ich w zakłopotanie.