Выбрать главу

Zbiegła po schodach i pociągnęła za mały dzwonek przy drzwiach do pokoju ojca.

— Czy to moja córka, moja Jaśniejąca Blaskiem? — zapytał ojciec.

— Tak, szlachetny.

— Gotów jestem cię przyjąć.

Otworzyła drzwi i weszła do środka — tym razem żaden rytuał nie był konieczny. Natychmiast ruszyła do miejsca, gdzie Hań Fei-tzu siedział na krześle przed terminalem. Uklękła.

— Przeegzaminowałem Si Wang-mu — oznajmił ojciec. — I uważam, że twój pierwszy wybór był słuszny.

Przez moment nie rozumiała, o co chodzi. Si Wang-mu? Dlaczego ojciec wspomina o starożytnej bogini? Zaskoczona podniosła głowę i podążyła spojrzeniem za wzrokiem ojca: na służebnicę w czystej szarej sukni, klęczącą w pokorze ze wzrokiem wbitym w podłogę. Przez moment nie mogła sobie przypomnieć dziewczynki z ryżowego pola, przypomnieć, że miała być jej sekretną druhną. Jak mogła o tym zapomnieć? Przecież zostawiła ją zaledwie kilka godzin temu. A jednak w tym czasie stoczyła walkę z bogami, a jeśli nawet nie zwyciężyła, to przynajmniej nie przegrała. Wobec starcia z bogami, czym było przyjęcie służącej?

— Wang-mu jest zuchwała i ambitna — stwierdził ojciec. — Ale jest także szczera i o wiele bardziej inteligentna, niż się spodziewałem. Wnioskuję, że obie planujecie uczynić ją twoją uczennicą, nie tylko sekretną druhną.

Wang-mu jęknęła cicho. Qing-jao zauważyła, jak jest przerażona. A tak… boi się, że pomyślę, iż zdradziła ojcu nasz plan.

— Nie martw się, Wang-mu — uspokoiła ją Qing-jao. — Ojciec prawie zawsze odgaduje tajemnice. Wiem, że nie powiedziałaś.

— Chciałbym, żeby wszystkie tajemnice były tak łatwe jak wasza — westchnął ojciec. — Córko moja, muszę pochwalić cię za twoją wielkoduszność. Bogowie będą cię za to poważać, tak jak ja to czynię.

Słowa uznania były niby maść na bolącą ranę. Może dlatego bunt jej nie zniszczył, dlatego któraś z bogiń zlitowała się i wskazała, jak może wyjść przez drzwi swojego pokoju. Ponieważ osądziła Wang-mu mądrze i wielkodusznie, wybaczając zuchwałość, także Qing-jao przynajmniej w części wybaczono jej nieznośną arogancję.

Wang-mu nie żałuje swojej ambicji, myślała Qing-jao. I ja nie będę żałować swej decyzji. Nie dopuszczę, by zniszczono ojca tylko dlatego, że nie potrafię znaleźć — ani wymyślić — nie związanego z boską interwencją zniknięcia Floty Lusitańskiej. A jednak…jak mogę się przeciwstawić boskim zamiarom? To oni zniszczyli albo ukryli flotę. Dzieła bogów muszą być rozpoznane przez ich posłuszne sługi, chociaż należy je ukrywać przed niewiernymi z innych światów.

— Ojcze — zaczęła Qing-jao. — Muszę porozmawiać z tobą o moim zadaniu.

Ojciec niewłaściwie zrozumiał jej wahanie.

— Możemy mówić przy Wang-mu. Została przyjęta jako twoja sekretna druhna. Premię za nią przesłano jej ojcu, a w jej mózg wprowadzono pierwsze blokady. Możemy jej zaufać. Wysłucha nas i nikomu nie powtórzy.

— Tak, ojcze. — Qing-jao zdążyła już zapomnieć, że Wang-mu jest w pokoju. — Ojcze, wiem, kto ukrył Flotę Lusitańską. Ale musisz mi obiecać, że nigdy nie zdradzisz tego Gwiezdnemu Kongresowi.

Ojciec, zwykle spokojny, wydawał się lekko zaniepokojony.

— Nie mogę tego obiecać — rzekł. — To niegodne, bym stał się tak nielojalnym sługą.

Co powinna zrobić w tej sytuacji? Czy wolno jej mówić? A równocześnie, jak może powstrzymać się od mówienia?

— Kto jest twoim panem? — zapłakała. — Kongres czy bogowie?

— Najpierw bogowie. Oni zawsze są pierwsi.

— W takim razie powiem ci: odkryłam, że właśnie bogowie ukryli przed nami flotę. Ale jeśli przekażesz to Kongresowi, wydrwią cię i twoja sława legnie w gruzach. — Nagle przyszło jej do głowy coś innego. — Jeśli to bogowie zatrzymali flotę, ojcze, to jednak musiała wyruszyć wbrew ich woli. A skoro Gwiezdny Kongres wysłał flotę wbrew woli…

Ojciec uciszył ją gestem ręki. Przerwała natychmiast i pochyliła głowę. Czekała.

— Oczywiście, że to bogowie — stwierdził.

Jego słowa przyniosły zarówno ulgę, jak poniżenie. „Oczywiście”, powiedział. Czyżby wiedział o tym od początku?

— Bogowie czynią wszystko, co dzieje się we wszechświecie. Ale nie wolno twierdzić, że wiesz, dlaczego to czynią. Powiedziałaś, że zatrzymali flotę, ponieważ sprzeciwiają się jej misji. Lecz ja odpowiadam, że Kongres nie mógłby wysłać tej floty, gdyby bogowie tego nie chcieli. Czy więc nie mogli jej zatrzymać, gdyż miała wypełnić misję tak wielką i szlachetną, że ludzkość nie jest jej godna? A jeśli ukryli flotę, aby postawić cię przed trudną próbą? Jedno jest pewne: bogowie pozwolili, by Gwiezdny Kongres rządził niemal całą ludzkością. I dopóki rządzi z woli niebios, my z Drogi będziemy bez sprzeciwu wypełniać ich zarządzenia.

— Nie chciałam się sprzeciwiać… — Nie mogła dokończyć zdania w tak oczywisty sposób fałszywego.

Ojciec, naturalnie, zrozumiał doskonale.

— Słyszę, jak twój głos milknie, jak słowa cichną. Ponieważ wiesz, że te słowa nie są prawdą. Mimo wszystko, czego cię uczyłem, chciałaś sprzeciwić się Gwiezdnemu Kongresowi. — Złagodniał. — Dla mnie chciałaś to uczynić.

— Jesteś moim przodkiem. Moje obowiązki wobec ciebie są większe niż wobec nich.

— Jestem twoim ojcem. Przodkiem zostanę dopiero po śmierci.

— Zatem dla matki. Jeśli kiedykolwiek utracę mandat niebios, stanę się ich najstraszniejszym przeciwnikiem, gdyż będę służyła bogom.

— Lecz już mówiąc wiedziała, że jej słowa są tylko niebezpieczną półprawdą. Jeszcze przed chwilą, zanim uwięziły ją drzwi, chciała przecież sprzeciwić się bogom dla dobra ojca. Jestem najbardziej niegodną, najgorszą córką, pomyślała.

— Powiem ci teraz, moja Jaśniejąca Blaskiem córko, że sprzeciw woli bogów nie może przynieść mi dobra. Ani tobie. Wybaczam ci jednak tę nadmierną miłość. To najmniejszy, najłagodniejszy z grzechów.

Uśmiechnął się. Ten uśmiech uspokoił ją, choć wiedziała, że nie zasłużyła na aprobatę ojca. Znowu wolno jej było myśleć, wrócić do zagadki.

— Wiedziałeś, że bogowie to uczynili, a mimo to kazałeś mi szukać odpowiedzi.

— Czy jednak postawiłaś właściwe pytanie? — odparł ojciec. — To, na które szukamy odpowiedzi, brzmi: jak bogowie to uczynili?

— Skąd mogę wiedzieć? — zdziwiła się Qing-jao. — Mogli zniszczyć flotę, schować ją albo przenieść w jakieś tajemne miejsce na Zachodzie…

— Qing-jao! Spójrz na mnie. Wysłuchaj mnie uważnie.

Spojrzała. Surowy głos ojca pomógł odzyskać spokój, koncentrację.

— To coś, czego przez całe swe życie próbowałem cię nauczyć. Teraz jednak musisz zrozumieć, Qing-jao. Bogowie są przyczyną wszystkiego, co się zdarza. Ale nigdy nie działają bezpośrednio. Zawsze pod maską. Słyszysz mnie?

Kiwnęła głową. Setki razy słuchała tych słów.

— Słyszysz, a jednak nie rozumiesz mnie, nawet teraz. Bogowie wybrali lud Drogi, Qing-jao. Tylko my otrzymaliśmy przywilej słuchania ich głosu. Tylko nam pozwolono widzieć, że oni są przyczyną wszystkiego, co jest i będzie. Dla innych ludzi ich dzieła pozostają ukryte. Twoim zadaniem nie jest znalezienie prawdziwej przyczyny zniknięcia Floty Lusitańskiej. Cała Droga wiedziałaby natychmiast, że prawdziwą przyczyną jest to, iż bogowie zechcieli, by tak się stało. Twoim zadaniem jest wykrycie, jakiej maski użyli bogowie dla tego wydarzenia.

Qing-jao czułą, że kręci jej się w głowie. Tak niedawno była całkiem pewna, że znalazła odpowiedź, że wypełniła zadanie. A teraz wszystko jej się wymykało. Odpowiedź pozostała prawdziwa, ale zadanie było inne.