Выбрать главу

— Wcale nie. Bogowie często żądają, byśmy czynili to, czego nigdy nie pragnęliśmy, co wymaga ofiary dla nich poniesionej. Nie wolno nam nie doceniać bogów.

— Czy twój katolicki Bóg przemawia do ciebie?

— Może i tak. Ale ja nigdy go nie słyszę. A jeśli nawet, to nie wiem, że to jego głosu słucham.

— A kiedy umieracie, bogowie wszystkich ludów naprawdę zabierają swoich martwych i przenoszą gdzieś, gdzie będą żyli wiecznie?

— Nie wiem. Nie przysyłają listów.

— Kiedy ja zginę, czy jakiś bóg mnie tam zabierze?

Ender milczał przez chwilę, po czym zaczął mówić swym tonem bajarza:

— Jest taka stara historia o lalkarzu, który nigdy nie miał syna. Dlatego zrobił kukiełkę wyglądającą jak prawdziwy chłopiec. Trzymał tego drewnianego malca na kolanach, przemawiał do niego i udawał, że to jego prawdziwy syn. Nie zwariował. Cały czas wiedział, że to kukiełka. Nazwał ją Pinokio. Lecz pewnego dnia bóg zstąpił, dotknął kukiełki i dał jej życie, a kiedy lalkarz przemówił, Pinokio odpowiedział. Lalkarz nikomu tego nie zdradził. Trzymał swego drewnianego syna w domu, ale znosił mu wszystkie historie, jakie słyszał, i wieści o wszystkich cudach na niebie i ziemi. Aż pewnego dnia, gdy wracał z nabrzeża, gdzie nasłuchał się właśnie opowieści z dalekich krain, zobaczył, że jego dom płonie. Próbował wbiec do wnętrza, krzyczał: „Mój syn! Mój syn!” Jednak sąsiedzi zatrzymali go. „Zwariowałeś?” mówili. „Przecież nie masz syna”. Widział, jak dom spłonął doszczętnie, a kiedy płomienie zgasły, rzucił się w ruiny, posypał głowę gorącym popiołem i zapłakał gorzko. Był niepocieszony. Nie chciał odbudowywać warsztatu. Gdy ludzie pytali dlaczego, odpowiadał, że zginął jego syn. Żył z drobnych prac dla innych. Wszyscy go żałowali, pewni, że oszalał po pożarze. Aż pewnego dnia, trzy lata później, mały chłopiec, sierota, podszedł do niego, pociągnął za rękaw i zapytał: „Opowiesz mi coś ciekawego, tato?”

Jane czekała, ale Ender zamilkł.

— To już cała historia?

— Nie wystarczy?

— Czemu mi ją opowiedziałeś? To tylko sny i marzenia. Co to ma wspólnego ze mną?

— Ta właśnie historia przyszła mi na myśl.

— A dlaczego?

— Może w taki sposób Bóg do mnie przemówił — rzekł Ender. — A może jestem śpiący i nie mam tego, czego ode mnie chcesz.

— Nawet nie wiem, czego chcę od ciebie.

— Ja wiem. Chcesz żyć we własnym ciele, niezależna od biotycznej sieci, wiążącej wszystkie ansible. Ofiarowałbym ci ten dar, gdybym potrafił. Jeśli wymyślisz, jak mogę to zrobić, zrobię to dla ciebie. Ale Jane, ty nawet nie wiesz, czym jesteś. Może gdybyś odkryła, co sprawiło, że istniejesz, co czyni cię sobą, wtedy zdołalibyśmy ocalić twoją jaźń tego dnia, kiedy wyłączą ansible, by cię zabić.

— Więc o tym mówi twoja historia? Może i spłonę wraz z domem, ale moja dusza trafi jakoś do trzyletniego sieroty?

— Odkryj, kim jesteś, czym jesteś, swoją istotę. Zobaczymy, czy uda się przenieść cię w jakieś bezpieczne miejsce, póki to wszystko się nie skończy. Mamy ansibla. Może zdołamy wprowadzić cię znowu do sieci.

— Na Lusitanii nie wystarczy komputerów, żeby mnie przechować.

— Tego nie wiesz. Nie wiesz, czym jest twoja jaźń.

— Każesz mi szukać własnej duszy. — Ostatnie słowo wymówiła z wyraźną drwiną.

— Jane, cud nie polegał na tym, że lalka odrodziła się jako chłopiec. Cudem było, że w ogóle zaczęła żyć. Zdarzyło się coś, co zwykłe połączenia między komputerami zmieniło w świadomą istotę. Coś cię stworzyło. Po czymś takim, reszta powinna być łatwa.

Mówił niewyraźnie. Chce, żebym sobie poszła i dała mu spać.

— Popracuję nad tym.

— Dobranoc — wymruczał.

Zasnął prawie natychmiast. Czy w ogóle się obudził? — myślała Jane. Czy rano będzie pamiętał naszą rozmowę?

Poczuła, że poruszyło się łóżko. Novinha… inaczej teraz oddychała. Dopiero wtedy Jane zrozumiała: kiedy rozmawiała z Enderem, Novinha się obudziła. Ona wie, co oznaczają te prawie niesłyszalne dźwięki, cmoknięcia i mlaskania: że Ender subwokalizuje, Ender może zapomnieć, że rozmawialiśmy w nocy, ale Novinha nie zapomni. Jakby przyłapała go w łóżku z kochanką. Gdyby tylko potrafiła myśleć o mnie inaczej. Jak o córce. Nieślubnej córce Endera z dawnego związku. Jego dziecko spłodzone poprzez grę fantasy. Czy wtedy również byłaby zazdrosna?

Czy jestem dzieckiem Endera?

Jane zaczęła przeszukiwać własną przeszłość. Studiować własną naturę. Próbowała zrozumieć, kim jest i dlaczego żyje.

Ponieważ jednak była Jane, nie istotą ludzką, nie były to jej wszystkie zajęcia. Śledziła analizy Qing-jao, pracującej z danymi Demostenesa; obserwowała, jak dziewczyna coraz bardziej zbliża się do prawdy.

Najważniejsze było jednak szukanie sposobu, by zniechęcić Qing-jao do poszukiwań. Mimo doświadczeń Jane z umysłami ludzi, mimo tak wielu rozmów z Enderem, okazało się to najtrudniejszym z zadań, gdyż indywidualne ludzkie istoty wciąż stanowiły dla niej zagadkę. Jane doszła do jednego wniosku: nieważne, jak szczegółowo się wie, co człowiek robił w przeszłości, co o tym myślał, gdy to robił, co myśli o tym teraz, w żaden sposób nie można przewidzieć, co zrobi potem. A jednak nie miała wyboru. Musiała spróbować. Zaczęła obserwować dom Hań Fei-tzu tak, jak nie obserwowała nikogo prócz Endera i ostatnio jego pasierba Mira. Nie mogła już czekać, aż Qing-jao i jej ojciec wprowadzą dane do komputerów, i dopiero wtedy starać się je zrozumieć. Teraz musiała przejąć kontrolę nad komputerem domowym, by jako swe uszy i oczy wykorzystać odbiorniki audio i wideo terminali umieszczonych prawie w każdym pokoju. Przyglądała się. Samotna i oddalona, poświęciła im sporą część swej uwagi; studiowała i analizowała ich działania i słowa. Starała się określić, ile dla siebie znaczą.

W krótkim czasie doszła do wniosku, że na Qing-jao nie zdoła wpłynąć żadną argumentacją. Musi najpierw przekonać ojca, by potem on przekonał Qing-jao. Takie działanie pozostawało w harmonii z Drogą. Hań Qing-jao nie okaże nieposłuszeństwa Gwiezdnemu Kongresowi, chyba że na rozkaz Hań Fei-tzu. Wtedy będzie do tego zmuszona.

W pewien sposób ułatwiło to Jane działanie. Przekonywanie Qing-jao, zmiennej i emocjonalnej nastolatki, która sama jeszcze siebie nie rozumie, byłoby w najlepszym razie ryzykowne. Hań Fei-tzu to człowiek o stanowczym charakterze, człowiek racjonalny, a jednak głęboko uczuciowy. Wysłucha argumentów, zwłaszcza jeśli Jane przekona go, że sprzeciw wobec Kongresu wyjdzie na dobre jego światu i całej ludzkości. Potrzebowała tylko odpowiedniej informacji, by sam doszedł do takiego wniosku.

W tej chwili Jane nie gorzej od któregokolwiek z ludzi znała wzorce społeczne Drogi. Wchłonęła bowiem każdy tekst historyczny, raport antropologiczny, każdy dokument stworzony przez mieszkańców Drogi. Odkryła rzecz niepokojącą: lud Drogi był kierowany przez swych bogów w stopniu o wiele głębszym niż jakikolwiek inny naród w innych miejscach czy epokach. Ponadto niepokoiło ją, w jaki sposób bogowie do nich przemawiali. Najwyraźniej była to dobrze znana choroba psychiczna, nazywana zespołem psychozy natręctw — ZPN. We wczesnym okresie historii Drogi — siedem pokoleń temu, kiedy planeta została zasiedlona — lekarze próbowali leczyć ten syndrom zwykłymi środkami. Natychmiast jednak odkryli, że bogosłyszący z Drogi nie reagują na normalne leki, które u wszystkich pacjentów przywracały chemiczną równowagę „dostateczności” — tego psychicznego przeświadczenia, że zadanie zostało wykonane i nie trzeba się więcej nim przejmować. Bogosłyszący demonstrowali wszelkie objawy charakterystyczne dla ZPN, jednak dobrze znana wada układu nerwowego tutaj była nieobecna. Musiała istnieć inna, nieznana przyczyna.