Выбрать главу

Wiemy o ich snach.

Może bez descolady wy takie będziecie śnić.

Po co nam to? Jak powiedziałaś, to tylko chaos. Przypadkowe odpalenia synaps neuronów w ich mózgach.

Oni próbują. Przez cały czas. Tworzą opowieści. Dokonują skojarzeń. Szukają sensu w nonsensie.

Co im z tego przyjdzie, jeśli to nic nie oznacza?

No właśnie. Jest w nich pragnienie, o którym nie mamy pojęcia. Pragnienie odpowiedzi. Pragnienie szukania sensu. Pragnienie opowieści.

Mamy swoje opowieści.

Wy pamiętacie czyny. Oni wymyślają czyny. Zmieniają znaczenia. Przekształcają sensy tak, że to samo wspomnienie może znaczyć tysiące różnych rzeczy. Nawet w swoich snach tworzą czasem z chaosu coś, co rozjaśnia wszystko. Ani jedna z ludzkich istot nie ma umysłu podobnego do ciebie. Do nas. Nic tak potężnego. I żyją tak krótko, tak szybko umierają. Ale podczas swego stulecia, czy nawet trochę więcej, znajdują dziesięć tysięcy znaczeń na każde, jakie my odkryjemy.

Większość jest fałszywa.

Jeśli nawet ogromna większość jest fałszywa, jeśli fałszywe albo głupie jest dziewięćdziesiąt dziewięć z każdej setki, z dziesięciu tysięcy pomysłów nadal pozostaje sto dobrych. Tak nadrabiają swoją głupotę, swoje krótkie życie i niewielką pamięć.

Sny i szaleństwa. Magia, tajemnica i filozofia.

Nie możesz twierdzić, że nigdy nie wymyślasz opowieści. To, co mówiłaś, to właśnie opowieść. Wiem. Widzisz? Ludzie nie potrafią niczego, czego i ty nie potrafisz.

Czy nie rozumiesz? Nawet tę opowieść znam z głowy Endera. Jest jego. A jej ziarno wziął od kogoś innego, z czegoś, co przeczytał. Łączył je z tym, o czym myślał, aż wreszcie nabrało dla niego właściwego znaczenia. To wszystko tam jest, w jego głowie. Tymczasem my jesteśmy podobne do ciebie. Odbieramy wyraźny obraz świata. Bez kłopotów znalazłam drogę przez twój umysł. Wszystko jest uporządkowane, sensowne, bardzo wyraźne. Tak samo dobrze czułbyś się w moim. To, co masz w głowie, to rzeczywistość… mniej więcej… taka, jak ją rozumiesz. Ale w umyśle Endera, to szaleństwo. Tysiące współzawodniczących, zarazem sprzecznych i niemożliwych wizji, które nie mają żadnego sensu, bo nie mogą wszystkie do siebie pasować. Ale on je dopasowuje, dzisiaj tak, jutro inaczej, według swoich potrzeb. Jakby tworzył nową myślową maszynę dla każdego problemu, który właśnie próbuje rozwiązać. Jakby budował sobie nowy wszechświat, co godzinę inny. Często beznadziejnie fałszywy, a wtedy popełnia błędy i myli się. Ale czasem tak doskonale poprawny, że cudownie wszystko otwiera. Patrzę jego oczami i widzę świat na jego nowy sposób, i wszystko się zmienia. Szaleństwo, a zaraz potem olśnienie. Wiedziałyśmy wszystko, co można wiedzieć, zanim jeszcze spotkałyśmy ludzi, zanim zbudowałyśmy łącze z umysłem Endera. Teraz odkrywamy, że istnieje tyle różnych sposobów wiedzy o tej samej rzeczy… Nigdy nie poznamy ich wszystkich.

Chyba że ludzie cię nauczą.

Widzisz? My też jesteśmy ścierwojadami.

Ty jesteś ścierwojadem. My jesteśmy żebrakami.

Gdyby tylko byli godni swoich umysłowych zdolności.

A nie są?

Pamiętasz chyba, że planują waszą zagładę? Ich umysły mają tak wielkie możliwości, ale oni nadal są indywidualnie głupi, złośliwi, półślepi i półszaleni. Wciąż te dziewięćdziesiąt dziewięć procent ich opowieści jest przerażająco biednych i prowadzi do straszliwych pomyłek. Czasem żałujemy, że nie mogłyśmy ich poskromić, jak robotnice. Wiesz, że próbowałyśmy. Z Enderem. Ale się nie udało. Nie umiałyśmy zrobić z niego robotnicy.

Dlaczego?

Za głupi. Nie umie dostatecznie długo skupić uwagi. Ludzkim umysłom brakuje koncentracji. Nudzą się i odpływają. Musiałyśmy zbudować most poza nim, wykorzystując komputer, z którym był najbliżej związany. O, komputery… one potrafią skupić uwagę. A ich pamięć jest czysta, uporządkowana, wszystko zorganizowane i łatwe do znalezienia.

Ale komputery nie śnią.

Żadnego szaleństwa. Szkoda.

Valentine stanęła nieproszona u drzwi Olhada. Był wczesny ranek. Olhado wyjdzie do pracy dopiero po południu — jest brygadzistą w niedużej cegielni. Ale wstał już i był ubrany — pewnie dlatego, że wstała jego rodzina. Dzieci wychodziły z domu. Widziałam to w telewizji, za dawnych lat, myślała Valentine. Cała rodzina wychodząca rankiem, na końcu ojciec z neseserem. Na swój sposób moi rodzice odgrywali takie życie. Nieważne, jak dziwaczne mieli dzieci. Nieważne, że po wyjściu do szkoły Peter i ja wędrowaliśmy po sieciach i pod pseudonimami próbowaliśmy zawładnąć światem. Nieważne, że Endera odebrano rodzinie, gdy był jeszcze dzieckiem, i nigdy już jej nie zobaczył, nawet podczas jedynej wizyty na Ziemi — nikogo oprócz mnie. Rodzice chyba ciągle wierzyli, że postępują właściwie, ponieważ wykonywali znany z telewizji rytuał.

I tutaj znowu dzieci wybiegają za próg. Ten mały to pewnie Nimbo… Był z Gregiem, kiedy stanął naprzeciw tłumu. Ale tutaj jest typowym dzieckiem. Nikt by nie odgadł, że tak niedawno miał swój udział w tej straszliwej nocy.

Matka całuje je po kolei. Wciąż jest piękna, mimo tylu porodów. Taka zwyczajna, typowa, a jednak niezwykła, ponieważ poślubiła ich ojca. Potrafiła zobaczyć coś poza jego kalectwem.

I tatuś… Nie idzie jeszcze do pracy, więc może stać w progu, patrzeć na nich, całować, rzucać jakieś słowa. Spokojny, rozsądny, kochający… przewidywalny ojciec. Co nie pasuje do tego obrazu? Ojcem jest Olhado. Nie ma oczu. Jedynie srebrzyste, metalowe kule, w jednej przesłony dwóch obiektywów, w drugim gniazdo złącza komputera. Dzieci jakby nie dostrzegały. Ja jeszcze się nie przyzwyczaiłam.

— Valentine — powiedział, gdy ją zauważył.

— Musimy porozmawiać — odparła.

Wprowadził ją do wnętrza. Przedstawił żonę, Jacqueline: skóra tak czarna, że niemal błękitna, wesołe oczy, piękny szeroki uśmiech, tak radosny, że człowiek chciałby w nim zatonąć. Podała lemoniadę, zimną jak lód i oszronioną w porannym upale. Potem wycofała się dyskretnie.

— Możesz zostać — zapewniła Valentine, — To nie są sprawy osobiste. Ale nie chciała. Ma sporo pracy, wyjaśniła. I wyszła.

— Już dawno chciałem się z tobą spotkać — oświadczył Olhado.

— Byłam osiągalna.

— Byłaś zajęta.

— Nie mam tu żadnych zajęć.

— Masz. Te same co Andrew.

— W każdym razie spotkaliśmy się. Interesowałam się tobą, Olhado. Czy wolisz swoje prawdziwe imię, Lauro?