Выбрать главу

– Dlaczego, u licha, akurat Mike Newton miałby trzymać mnie za rękę?! – spytałam rozdrażniona.

– Bo uważam, że dla swojego dobra to z nim powinnaś być, a nie ze mną!

– Wolałabym umrzeć, niż zostać dziewczyną Mike'a Newtona! – wykrzyknęłam. – Wolałabym umrzeć, niż zadawać się z kimkolwiek oprócz ciebie!

– No, już nie przesadzaj.

– A ty w takim razie nie wygaduj bzdur.

Nie odszczeknął się. Wpatrywał się tępo w jezdnię.

Zaczęłam zastanawiać się, jak uratować ten nieszczęsny wieczór, ale kiedy zajechaliśmy pod dom, nadal nic nie przychodziło mi do głowy.

Edward zgasił silnik, ale dłonie trzymał wciąż zaciśnięte na kierownicy.

– Może zostaniesz jeszcze trochę? – zasugerowałam.

– Powinienem wracać do domu.

Ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyłam, było to, żeby zadręczał się pół nocy.

– Dziś są moje urodziny – powiedziałam błagalnie.

– O czym kazałaś nam zapomnieć – przypomniał. – Zdecyduj się wreszcie. Albo świętujemy, albo udajemy, że to dzień, jak co dzień.

Zabrzmiało to już niemal jak przekomarzanie się. Uff…

– Postanowiłam, że jednak chcę obchodzić te urodziny – oświadczyłam. – Do zobaczenia w moim pokoju! – dodałam na odchodne.

Wyskoczyłam z furgonetki i zabrałam się do zbierania prezentów zdrową ręką. Edward zmarszczył czoło.

– Nie musisz ich przyjmować.

– Ale mogę – odparłam przekornie. Gdy tylko to powiedziałam, pomyślałam sobie, że może Edward właśnie celowo mnie podpuścił.

– Przecież Carlisle i Esme wydali pieniądze, żeby kupić swój.

– Jakoś to przeżyję.

Przycisnęłam pakunki do piersi i nogą zatrzasnęłam za sobą drzwiczki. Edward w ułamku sekundy znalazł się przy mnie.

– Daj mi je, niech się na coś przydam. – Zabrał mi prezenty. – Będę czekał na górze.

Uśmiechnęłam się.

– Dzięki.

– Wszystkiego najlepszego.

Pocałował mnie przelotnie.

Wspięłam się na palce, żeby przedłużyć pocałunek, ale Edward się odsunął. Posławszy mi swój firmowy łobuzerski uśmiech, zniknął w okalających dom ciemnościach.

Mecz jeszcze trwał. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi wejściowe, moich uszu dobiegł glos komentatora sportowego przekrzykującego rozszalały tłum kibiców.

– Bell, to ty? – odezwał się Charlie.

– Cześć. – Zajrzałam do saloniku, ranną rękę przycisnąwszy do boku, żeby ukryć opatrunek. Piekło w niej i ciągnęło – widocznie znieczulenie przestawało działać. Skrzywiłam się delikatnie.

– Jak było?

Charlie leżał na kanapie z bosymi stopami na przeciwległym oparciu.

– Alice przeszła samą siebie: kwiaty, tort, świece, prezenty – wszystko jak trzeba.

– Co dostałaś?

– Radio samochodowe z odtwarzaczem CD. I Bóg wie co jeszcze.

– Fiu, fiu.

– Wiem, wykosztowali się. Pójdę już do siebie.

– Do zobaczenia rano. – Hej.

Pomachałam mu odruchowo.

– Ej, co ci się stało w rękę? Zarumieniłam się i zaklęłam pod nosem.

Potknęłam się. To nic takiego.

– Bello. – Charlie pokręcił tylko głową.

– Dobranoc, tato.

Popędziłam na górę. W łazience trzymałam piżamę na takie okazje jak ta – schludny top i cienkie bawełniane spodnie do kompletu, zamiast dziurawego dresu. Włożyłam je, jak najszybciej się dało, krzywiąc się, gdy naciągałam szwy. Obmyłam twarz jedną ręką, ekspresowo umyłam zęby i w podskokach pognałam do pokoju.

Edward siedział już na środku mojego łóżka, obracając w palcach jedną ze srebrnych paczuszek.

– Cześć – powiedział smutno. A więc nadal się zamartwiał.

Podeszłam do łóżka i usadowiłam się na kolanach nocnego gościa.

– Cześć. – Oparłam się plecami o jego klatkę piersiową. – Mogę już otwierać?

– Co już otwierać?

– Skąd ten nagły przypływ entuzjazmu? – zdziwił się.

– Rozbudziłeś moją ciekawość.

Pierwszą podniosłam paczuszkę zawierającą prezent od Carlisle'a i Esme.

– Pozwól, że cię wyręczę. – Edward zdarł ozdobny srebrny papier jednym zgrabnym ruchem, po czym oddał mi pudełko. Było białe.

– Jesteś pewien, że mogę sama unieść pokrywkę? – zażartowałam. Puścił moją uwagę mimo uszu.

W środku był podłużny kawałek grubego papieru całkowicie pokryty drobnym drukiem. Zanim doczytałam się, o co chodzi, minęła minuta.

Trzymałam w ręku voucher na dwa dowolne bilety lotnicze, wystawiony na mnie i na Edwarda. Nie spodziewałam się, że z któregokolwiek z prezentów tak szczerze się ucieszę.

– Możemy polecieć do Jacksonville?

– Takie było założenie.

– Ale fajnie! Renee padnie, jak jej o tym powiem! Tyle, że tam jest słonecznie. Nie masz nic przeciwko siedzeniu cały dzień w domu, prawda?

– Jakoś to wytrzymam. Hej, gdybym wiedział, że potrafisz tak przyzwoicie zareagować na prezent, zmusiłbym cię do otworzenia go w obecności Carlisle'a i Esme. Myślałem, że zaczniesz zrzędzić.

– Nadal uważam, że przesadzili z hojnością, ale z drugiej strony masz pojechać ze mną! Super!

Edward parsknął śmiechem.

– Żałuję, że nie kupiłem ci czegoś wystrzałowego. Nie zdawałem sobie sprawy, że czasami zachowujesz się rozsądnie.

Odłożywszy voucher na bok, sięgnęłam po kwadratową paczuszkę, którą próbowali mi już z Alice wręczyć na parkingu. Teraz naprawdę ciekawiło mnie, co jest w środku. Edward wyjął mi ją z rąk i ponownie wyręczył mnie w odpakowywaniu. Spod srebrnego papieru wyłoniło się przeźroczyste pudełko na CD z pozbawioną napisów płytą.

– Co to? – spytałam zaskoczona.

Nie odpowiedział, tylko włożył płytę do odtwarzacza stojącego na nocnym stoliku i nacisnął „play”. Przez chwilę nic się nie działo. A potem rozległy się pierwsze tony.

Z wrażenia zamarłam. Wiedziałam, że Edward czeka na mój komentarz, ale zabrakło mi słów. W oczach stanęły mi łzy – otarłam je szybko, żeby nie spłynęły po policzkach.

– Boli cię? – zaniepokoił się.

– Nie, to nie szwy. To ta muzyka. Nawet nie marzyłam, że załatwisz dla mnie coś takiego. To najwspanialszy prezent, jaki mogłeś mi dać.

Zamilkłam, żeby słuchać dalej.

Melodię, która właśnie leciała, nazywaliśmy „moją kołysanką”. Na płycie znajdowały się najwyraźniej same kompozycje Edwarda, w jego wykonaniu.

– Przypuszczałem, że nie zgodzisz się, żebym kupił ci fortepian i grał do snu – wyjaśnił.

– I słusznie.

– Jak twoja ręka?

– W porządku – powiedziałam, chociaż w rzeczywistości zaczynała niemiłosiernie piec. Marzyłam o tym, żeby przyłożyć do niej woreczek z lodem. Właściwie starczyłaby zimna jak zawsze dłoń Edwarda, ale nie chciałam się zdradzać ze swoją słabością.

– Przyniosę ci coś przeciwbólowego.

– Nie, nie trzeba – zaprotestowałam, ale Edward zsunął mnie już sobie z kolan i podszedł do drzwi.

– Charlie – syknęłam ostrzegawczo.

Ojciec żył w błogiej nieświadomości, co do nocnych wizyt mojego lubego. Gdyby się dowiedział, dostałby pewnie udaru. Nie czułam jednak żadnych wielkich wyrzutów sumienia – nie robiliśmy z Edwardem nic, na co nie dałby nam przyzwolenia. Jeśli by to ode mnie zależało, byłoby zapewne inaczej, ale Edward był zdania, że nie wolno mu się przy mnie zapomnieć.