Выбрать главу

Na powrót znalazłam się w bajce – książę wrócił, zły czar rysi. Nie wiedziałam tylko, co zrobić z jedną nadprogramową postacią. Czy miało być mi dane wpłynąć jakoś na to, by i Jacob żył długo i szczęśliwie”?

Mijały tygodnie, a chłopak wciąż nie oddzwaniał. Z każdym dniem coraz bardziej tym się przejmowałam. Świadomość, że nie zamknęłam tej sprawy, nie dawała mi spokoju niczym kapiący rytmicznie kran. Kap, kap, kap. Jake, Jake, Jake.

W rezultacie, chociaż nie poruszałam za często tematu Jacoba w rozmowach, czasem nie wytrzymywałam i dawałam ujście swojej frustracji.

– Co za chamstwo! – wykrzyknęłam pewnego sobotniego popołudnia, wsiadając do samochodu Edwarda, który przyjechał po mnie po pracy. O ile łatwiej było mi się złościć niż zadręczać! – Aż mnie skręca!

Zadzwoniłam do Blacków tuż przed wyjściem ze sklepu, licząc na to, że zdziałam coś, próbując skontaktować się z Jacobem o innej godzinie. Przeliczyłam się jak zwykle, słuchawkę podniósł Billy.

I wiesz, co powiedział?! – ciągnęłam rozdrażniona. – Ze Jacob po prostu nie chce mieć ze mną nic do czynienia! Do tej pory mówił, że Jacoba nie ma albo że śpi. Oczywiście wiedziałam, że wciska mi kity, ale przynajmniej przestrzegał ogólnie przyjętych zasad dobrego wychowania. Widać sam też się do mnie uprzedził.

To nie fair!

– Tu nie chodzi o ciebie, Bello – powiedział Edward cicho. – To nie do ciebie są uprzedzeni.

– Ale tak się czuję – mruknęłam, zakładając sobie ręce na piersi. Wyrażałam w ten sposób tylko swój upór – rana zniknęła na dobre i ledwie pamiętałam, jak mi dokuczała.

– Jacob wie, że wróciliśmy do Forks i że my dwoje znowu spędzamy razem dużo czasu. Woli nie ryzykować konfrontacji ze mną. Jakby nie było, jestem jego naturalnym wrogiem. Nie da się o tym zapomnieć tak z dnia na dzień.

– To śmieszne. Wie też, że nie jesteś nikim… że nie jesteś taki jak inne wampiry.

Wpatrywałam się gniewnie w przednią szybę, zamiast deszczu widząc twarz Jacoba przesłoniętą ową zgorzkniałą maską, której tak nienawidziłam.

– Obaj jesteśmy, kim jesteśmy – stwierdził Edward z rezygnacją w głosie. – Trzeba się do tego dostosować. Jacob jest jeszcze bardzo młody. Ja potrafię się kontrolować, ale on raczej nie. Niewinne spotkanie jak nic przerodziłoby się w sprzeczkę, sprzeczka w bójkę, a wtedy, w samoobronie, musiałbym go za… Musiałbym go zranić. Byłoby to dla ciebie bardzo przykre doświadczenie. Chcę ci go oszczędzić.

Przypomniałam sobie, jak Jacob tłumaczył w kuchni, dlaczego unika Alice: „Nie panuję jeszcze nad sobą tak, jak chciałbym. Nie chcę jej narażać. Ty też nie byłabyś zachwycona, gdybym ją zabił. Gdybym zabił kogoś, kogo kochasz”. Ale przecież potem stali koło siebie w przedpokoju i włos nie spadł jej z głowy.

– Edwardzie – wyszeptałam – czy przed sekundą o mało, co nie powiedziałeś: „a wtedy musiałbym go zabić”?

Przeniósł wzrok ze mnie na światła uliczne. Czerwone zgasło, a rozbłysło zielone. Ruszyliśmy, ale bardzo wolno, w niepodobnym do Edwarda tempie.

– Zrobiłbym wszystko, co w mojej mocy, żeby tego uniknąć – odpowiedział z powagą po dłuższej chwili.

Ze zdziwienia otworzyłam szeroko usta. Edward patrzył wciąż prosto przed siebie, chociaż staliśmy akurat przed znakiem stopu.

Znów sobie coś przypomniałam – tym razem nie z własnego życia, ale z literatury. Co stało się z Parysem, kiedy wrócił Romeo? Didaskalia dramatu objaśniały to wyraźnie: „Walczą.”, „Parys pada.”, „Parys umiera.”

Nie, to idiotyczne, pomyślałam. Zupełnie nieprawdopodobne. Odgoniłam tę wizję niczym natrętną muchę.

– Cóż – Odetchnęłam głęboko. – Nic takiego się nigdy nie wy darzy, więc nie ma, o co się martwić. Za to Charlie spogląda teraz nerwowo na zegarek. Lepiej dowieź mnie do domu, zanim dojdzie do wniosku, że się spóźniłam.

Obróciłam głowę w lewo, zmuszając się do bladego uśmiechu.

Za każdym razem, kiedy patrzyłam na idealne rysy mojego towarzysza, serce zaczynało mi bić mocniej, upewniając mnie, że jest na swoim miejscu. Tym razem przeszło samo siebie – niemal rozsadziło mi pierś – a wszystko przez to, że rozpoznałam malujące się na twarzy chłopaka uczucie.

Był to niepokój.

– Bello – oznajmił Edward, niemalże nie poruszając wargami – obawiam się, że w domu czeka cię coś dużo gorszego niż kolejna sprzeczka o spóźnienie.

Przysunęłam się do niego bliżej i uwiesiłam na jego prawym ramieniu, rozglądając się trwożnie po okolicy. Nie wiem, co spodziewałam się zobaczyć – szarżującą Victorię? Grupę przybyszy w pelerynach? Watahę rozsierdzonych wilków? Ulica była pusta.

– Usłyszałeś czyjeś myśli? Co się stało? Edward nie wiedział, jak przekazać mi nowinę.

– Charlie… – zaczął.

– Co z tatą?! – pisnęłam histerycznie.

Nareszcie na mnie spojrzał. Opanowałam się. Chyba wpierw by mnie przytulił, gdyby miał mi do przekazania, że mój ojciec nie żyje.

– Charlie… raczej ciebie nie zabije, ale ma na to wielką ochotę.

Jechaliśmy już wzdłuż mojej ulicy. Edward minął mój dom i zaparkował na skraju lasu.

– Czym ja znowu mu podpadłam? – wyjęczałam.

Edward zerknął za siebie ku naszemu podjazdowi. Poszłam za jego przykładem. Dopiero teraz zauważyłam, że przed domem, oprócz radiowozu, stał jeszcze jeden pojazd – czerwony, błyszczący, rzucający się w oczy. Był to mój odnowiony motocykl.

Skoro Charlie miał ochotę mnie zabić, musiał wiedzieć, że motor jest mój, a poinformować go o tym mogła tylko jedna osoba na świecie.

– O, nie! – zawołałam. – Ale dlaczego? Dlaczego mi to zrobił?

Poczułam się tak, jakbym została spoliczkowana. Ufałam Jacobowi całkowicie. Powierzyłam mu wszystkie swoje sekrety. Miałam go ponoć uważać za swojego powiernika, za kogoś, na kim zawsze mogłabym polegać. Rzecz jasna, ostatnio sprawy nieco się skomplikowały, ale nie sądziłam, że naruszyło to fundamenty naszej przyjaźni. Nie przypuszczałam, że cokolwiek było w stanie je naruszyć!

Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Charlie musiał być wściekły – nie tylko wściekły, ale i, co gorsza, zasmucony i zawiedziony. Czy nie miał na głowie wystarczająco dużo problemów? Nie podejrzewałam Jacoba o takie wyrachowanie, o taki brak serca. Do oczy napłynęły mi piekące łzy, nie były to jednak łzy smutku. Moja czaszka zdawała się być gotowa eksplodować od potężnej dawki emocji. Zdrada. Zdrada! Zakipiałam gniewem.

– Czy on nadal tu jest? – syknęłam jadowicie.

– Tak. – Edward wskazał brodą ścianę lasu. – Czeka na nas tam dalej, na ścieżce.

Wyskoczyłam z samochodu i zaciskając dłonie w pięści, rzuciłam się we wskazanym kierunku. Po raz kolejny na śmierć zapomniałam o tym, że przy wampirze nie mam szans. Edward natychmiast zastąpił mi drogę i chwycił mnie w pasie.

– Puszczaj mnie! Zabiję drania! Zdrajca! – wrzasnęłam w stronę drzew.

– Charlie cię usłyszy! – upomniał mnie Edward. – A kiedy zawlecze cię już do środka, pewnie zamuruje drzwi.

Odruchowo spojrzałam na dom. Znów zobaczyłam motor i zaklęłam. Tak bardzo korciło mnie, żeby się zemścić.

– Daj mi pięć sekund na Jacoba, a potem zajmę się Charliem – zaproponowałam, bezsensownie się wyrywając.

– Black chce się widzieć ze mną, a nie z tobą. To dlatego zaczekał.

Odechciało mi się mordu, za to ugięły się pode mną kolana. „Walczą”. „Parys pada”. „Parys umiera”.