Выбрать главу

Z przyjemnością się pochwalę, że byłem na premierze Snu nocy letniej z udziałem mojej córki (nawiasem mówiąc, przyćmiła wszystkich) i że nie dostałem mdłości, jak to bywało wcześniej, i choć pewnie nigdy nie zostanę teatromanem, owa neurotyczna reakcja ustąpiła raz na zawsze. Spędzam też sporo czasu z Niko, głównie siedząc przy nim w milczeniu, ale przed paroma miesiącami zapytał mnie, czy nauczę go pływać i podnosić ciężary. Wciąż nie patrzy mi prosto w oczy, ale bywa, że kiedy go dotknę, nie wzdryga się i nie odsuwa.

Paul wrócił do swojej misji, stosownie spokorniały i do głębi wstrząśnięty śmiercią Mickeya Haasa, choć powtarzałem mu, że to była moja wina, nie jego. Powinienem był bowiem wezwać policję i opowiedzieć całą historię; wdrożyliby śledztwo, kłamstwa Pascoe wypłynęłyby natychmiast na wierzch i wszystko poszłoby gładko potwierdzono by autentyczność listów oraz sztuki itd. Ach, ten Pascoe! Zjawia się amerykański ksiądz i pyta go, czy wie coś o podrobionym rękopisie nieznanej sztuki Szekspira, a ten oczywiście odpowiada: „Ależ tak, proszę księdza, sam to przecież zrobiłem i za pięćdziesiąt tysięcy wszystko księdzu opowiem”. I Paul dał się na to nabrać; myślę, że ze sprytem i podejrzliwością też można przesadzić.

Miri porzuciła pracę w swojej branży tu muszę ujawnić, że należała do światka luksusowych cali girls. Szwanow był w to oczywiście mocno zaangażowany, toteż jego aresztowanie wyszło jej zdecydowanie na dobre. Teraz przebywa częściej z

Paulem, czyniąc wiele dobrego. Nadal wygląda wspaniale i przy każdej okazji, do wszystkich sukienek, wkłada krzyż wysadzany drogimi kamieniami.

Ojcu udało się wykpić w typowy dla niego sposób i po powtórnym spotkaniu stwierdziłem, że nie jest takim rakiem na mojej duszy, jakim był kiedyś. Czy wierzę w taką wersję swojej przeszłości, jaką przedstawił mi wtedy w limuzynie? Być może. Nie ma to w tej chwili większego znaczenia. Myślę, że mu wybaczyłem.

Brakuje mi Mickeya Haasa. Nawet urojony przyjaciel jest lepszy niż żaden. Jego trzy żony pojawiły się na pogrzebie i wszyscy udawaliśmy osoby cywilizowane, jak tylko to możliwe. W końcu był oddany swej profesji, przekonany o własnej kompetencji i smaku artystycznym, gotów dosłownie skoczyć w ogień, by ratować upragnione Dzieło. Ilu członków Stowarzyszenia Miłośników Współczesnego Języka mogłoby to powiedzieć o sobie?

Crosettiemu idzie chyba nie najgorzej. Spotkałem go jakiś tydzień temu z dwójką dzieci i z Carolyn Rolly nad kanałem na wschód od Lafayette. Była sobota; po lunchu w chińskiej restauracji, zjedzonym z paroma kolegami ze studiów prawniczych, którzy przyjechali do Nowego Jorku, rozglądałem się na ulicy za Omarem i lincolnem, gdy zobaczyłem całą gromadkę. Rozmawialiśmy chwilkę, nieco skrępowani. Carolyn spłukała kamuflującą czarną farbę z włosów, bo kolor jasnoblond, w jakim ukazała mi się jako Miranda, jest jej kolorem naturalnym, a oczy miała jasnoniebieskie, nie zielone, co osiągnęła dzięki szkłom kontaktowym, robiąc to „na cześć Amalie”. Nie pozostał nawet ślad tego, co tak mnie w niej pociągało. Mieszkają oboje w najbardziej artystowskim rejonie Brooklynu, w bardzo pięknym lofcie, zakupionym za pieniądze uzyskane ze sprzedaży rękopisu Bracegirdle'a. Crosetti sprzedał też scenariusz o tej aferze, w czym, jak sądzę, pomógł niesamowity rozgłos towarzyszący sprawie. Ma nadzieję, że jego samego zagra John Cusack, choć o tym, żeby w moją postać wcielił się William Hurt, nie mam nawet co marzyć.

Powiedziałem mu, czym ja się z kolei zajmuję, i teraz to powtórzę: otóż zajmowałem się i zajmuję nadal skomplikowaną kwestią praw autorskich związaną z Maryją królową Szkocyi Williama S. Manuskrypt, który jest jednym z dowodów w sprawie z oskarżenia publicznego przeciw Szwanowowi (morderstwo i uprowadzenie), został

tymczasowo złożony w skarbcu miejskim, ale kiedy tylko dostałem go od Crosettiego, pozwoliłem sobie dla bezpieczeństwa sporządzić cyfrową wersję, przekształcając stronice we własność czysto intelektualną, czyli w ciąg słów. Naturalnie nie występuję tu jako prawnik, ponieważ jestem głównym zgłaszającym roszczenia do tej własności; w sądzie reprezentuje mnie Ed Geller, z którym znów jesteśmy kumplami. Walczymy o prawa z Koroną Brytyjską, a zatem stoję teraz w jednym szeregu z Jerzym Waszyngtonem i innymi ojcami założycielami. Jeśli wygram sprawę, będę pewnie po raz pierwszy w życiu bogatszy od swojej żony, i kiedy pomyślałem sobie na ruchliwej ulicy o takiej ewentualności, poczułem ukłucie winy. Odznaczam się nową wrażliwością moralną i boję się, że ograniczy ona w znacznym stopniu zakres mojej praktyki zawodowej. Stwierdziłem, że Crosetti i Carolyn zasługują na sporą część sumy, jaką uzyskam ze sprzedaży praw do sztuki, i że powinni wpaść do mnie do kancelarii, żeby to omówić, ale w tym momencie nadjechał z fasonem Omar i przecinając trzy pasma jezdni, zatrzymał się tuż przy nas. Zapytałem, czy mogę ich gdzieś podrzucić, ale powiedzieli, że mieszkają aż na Brooklynie, na co odparłem, że nie szkodzi, ale szybko wymienili spojrzenia, co mi uświadomiło, że nie zależy im aż tak bardzo na moim towarzystwie. Gdy mimo to nalegałem, ot tak, dla czystej formalności, Crosetti powiedział:

– Daj spokój, Jake. To Chinatown.

– Jestem pewien, że czekałeś lata, żeby zacytować to w życiu odpowiedziałem.

Parsknął śmiechem, a potem roześmialiśmy się wszyscy troje.

Michael Gruber

***