Cóż ona podała na ten obiad, pomyślała, siadając na kamieniu. Przecież nie zwymiotowałaby od razu po dobrym obiedzie! Oby kiełbaski nie okazały się zepsute, bo wtedy wszyscy by się pochorowali. Zerknęła za siebie, czy nie ma nikogo w drodze do ustępu, jednak zbocze zasłaniało jej widok. I dobrze, bo znaczyło to, że jej też nikt nie widział. Miała nadzieję, że to tylko chwilowa niedyspozycja, a kiełbaski były dobre. Przecież zostały i uwędzone, i ugotowane, i nikt wcześniej z ich powodu nie chorował! To na pewno…
Nagle oprzytomniała. Drżącymi, lodowatymi dłońmi zakryła twarz i jęknęła. Pozostali na pewno się nie pochorują, bo jedzenie było dobre. To z nią jest coś nie tak! Jest znowu w ciąży!
Gdy raz to sobie uświadomiła, nie wątpiła dłużej. Myślała o takiej możliwości wcześniej, nawet za pierwszym razem na pastwisku w lipcu. Pocieszała się wtedy, że nadal karmi Oję, a to chroni przed ciążą. A potem po prostu zapomniała, wierząc, że jest bezpieczna.
Nadal karmiła Oję piersią, ale tylko rano i wieczorem. Miała już mniej pokarmu, ale przecież nadal karmiła! Nie mogła zajść w ciążę! Może to jednak nie to, pomyślała zrezygnowana. Po porodzie nie miała krwawienia, co wydawało jej się dziwne, bo po Sivercie wróciło po czterech miesiącach. Oja niedługo kończy osiem miesięcy. Oczywiście te sprawy różnie wyglądały u różnych kobiet, niektórym miesiączka wracała po kilku miesiącach, u innych mógł minąć i rok. Dlatego nie przychodził jej na myśl inny powód.
Który to mógł być miesiąc? Nie miała pojęcia. Jeśli zaszła w ciążę już po pierwszym razie, byłby to drugi miesiąc. Przy poprzednich ciążach zaczynała się czuć źle dopiero po miesiącu. Skoro nie mogła tego obliczyć według krwawienia…
Siedziała, zatopiona w myślach, i nie usłyszała, że ktoś nadchodzi.
– Co się dzieje?
Mali aż podskoczyła, gdy usłyszała za sobą głos Havarda.
– Tak nagle wyszłaś…
– Ja… źle się poczułam – odparła, nie odwracając się. – To pewnie kara za to, że odważyłam się podać kiełbaski w środku tygodnia – zażartowała, próbując się zaśmiać.
Wyszedł jej bardziej szloch niż śmiech. Oparła głowę o podciągnięte kolana. Poczuła, że Havard usiadł koło niej.
– Chora jesteś? – spytał, obejmując ją ramieniem. -Jesteś blada jak kreda – dodał, odgarniając jej wilgotne włosy. – Czoło masz gorące. Masz gorączkę?
– Nie – ucięła Mali. – Po prostu jedzenie mi nie posłużyło. Może się zdarzyć każdemu – dodała ostrym tonem.
Nie odpowiedział. Nadal ją obejmował. Mali zreflektowała się, że powinna już wracać, bo inaczej zaczną jej szukać. Gdyby zobaczyli ją siedzącą tak z Havardem, mieliby powody do plotek. Poczuła, że w całej swojej rozpaczy musi się uśmiechnąć: przecież plotki i tak wkrótce powstaną, gdy wdowa ze Stornes zacznie chodzić z coraz większym brzuchem! Uświadomiła sobie, że nie może do tego dopuścić. Nie może ściągnąć takiego wstydu ani na siebie, ani na synów, ani na Stornes! Musi jak najszybciej wyjść za Havarda. Jeśli ktoś się doliczy, że dziecko zostało poczęte przed ślubem, nie będzie z tego sprawy, gdy już i tak będą małżeństwem.
Zerwała długie źdźbło trawy i zaczęła je nerwowo obracać w palcach.
– Havardzie, ja…
Spojrzała na niego. Jak ma mu to powiedzieć? Poczuła się nagle jak prostaczka. Havard był kimś do zaspokajania jej potrzeb, zawsze to powtarzała. A teraz będzie musiała poprosić go, by się z nią ożenił! Nie wątpiła, że nadal ją kocha. Ale zdawała sobie sprawę, że wolałby usłyszeć jej zgodę na małżeństwo, gdyby nie był to jedyny sposób uratowania jej czci. Teraz też tego pragnęła: by powiedzieć mu „tak", zanim wiedziała to, co wie. Bo przecież go kocha! Na swój sposób…
– Co tam? – spytał Havard, unosząc jej podbródek. – Wyglądasz jak mała dziewczynka przyłapana na kłamstwie.
Nie mógł tego lepiej ująć, pomyślała Mali, zalewając się rumieńcem. Właśnie tak się czuła.
– Ja… jestem w ciąży.
Zapadła cisza. Havard puścił ją i zapatrzył się w potok. Mali nagle poczuła strach ściskający jej gardło. A jeśli on jej nie zachce?
– To dlatego się źle poczułaś? – powiedział w końcu, spoglądając na nią. – Wygląda na to, że ja pierwszy mogę ci pogratulować.
Wyczuła w jego głosie jakiś ton, który ją zaniepokoił. -Nie mogliśmy spodziewać się niczego innego -mruknęła cicho.
– To raczej ty się tego nie spodziewałaś – odparł, rzucając kamyki do potoku. – Pewnie miałaś nadzieję, że będziesz miała w łóżku, kogo chcesz, bez żadnych problemów. Bo to teraz jest dla ciebie problem, czy nie to starasz się mi powiedzieć.
– Problem… – szepnęła Mali. – Ja… miałam nadzieję, że ty…
– Że będę skakał z radości? – spytał spokojnym tonem. – Że będę dziękować ci na kolanach, że wreszcie stałem się poważnym kandydatem na męża, a nie tylko tym, którego czasem wypożyczasz sobie do łóżka? Przecież nie chciałaś ślubu, prawda?
Mali pochyliła głowę i zapłakała. Wszystko, co mówił, to prawda, ale nie sądziła, że to powie. Nie w ten sposób. I że spojrzy na to z tej strony. Ale przecież tak było! Uświadomiła sobie, że on tak musiał się czuć: dobry na kochanka, a nie na męża.
– Nie płacz – objął ją. – Kochanie moje, nie płacz. Wiem, byłem zbyt ostry, ale…
Przytuliła twarz do jego szyi. -Masz do tego prawo – wyszlochała. – Zachowywałam się jak… jak…
– To przecież nie tylko twoja wina – powiedział, gładząc ją po plecach. – Sam mogłem nad sobą bardziej panować, ale… Wiesz, że ja zawsze… Że nie chciałem nikogo innego, tylko ciebie.
Siedzieli przez chwilę, ciasno przytuleni, nie mówiąc nic.
– Wiedz w każdym razie, że nigdy nie chodziło mi o gospodarstwo – rzucił Havard. – Czułbym do ciebie to samo, gdybyś nadal mieszkała w Buvika.
Uniosła ku niemu zapłakaną twarz i spojrzała mu w oczy. Włosy jej się rozpuściły, a na policzki wróciły kolory.
– Wiem, kim jesteś, Havardzie – powiedziała cicho. -W tym wypadku nie masz się czego wstydzić, to ja… Ale wiedz jedno, że nie wylądowałabym w twoim łóżku, gdybym do ciebie nic nie czuła. Musisz mi wierzyć. Ale po Johanie… – Przełknęła ślinę. Łzy nadal płynęły po jej twarzy. – Nie sądziłam, że będę się czuła na siłach wyjść za kogokolwiek za mąż – wyszeptała. – O tylu rzeczach nie wiesz… Myślałam poza tym, że nie mam w sobie uczuć, które ty… Ale ty nie jesteś taki jak Johan – dodała gwałtownie i wtuliła w niego twarz. Jej ciałem wstrząsał rozpaczliwy płacz.
– Mali, moja Mali – powiedział Havard, odsuwając ją. – Spójrz na mnie.
Popatrzyła na niego przez zasłonę łez i dostrzegła, że jego oczy błyszczą radością. Radością i miłością.
– Czy ty… kochasz mnie jeszcze trochę mimo to? -wyszeptała, obejmując go za szyję. – Ożenisz się ze mną, mimo że ja…
– Właśnie dlatego – uśmiechnął się. – Dlatego, że ty jesteś Mali, na dobre i na złe. Zawsze wiedziałem, że nie jesteś słodka i naiwna, ale kochałem cię od pierwszego lata, gdy przybyłaś do Gjelstad. Miałem nadzieję, że poprosisz mnie o pomoc po śmierci Johana. Że może mnie zechcesz. Ale rozumiem. Pewnie masz gorzkie wspomnienia. Przeżyłaś więcej złego niż…
Pochylił się i pocałował delikatnie. Odgarnął jej włosy. Spojrzenie jego jaśniało.
– Nosisz moje dziecko – wyszeptał ochrypłym ze wzruszenia głosem. – To cud!
Skoczył na równe nogi, pociągając ją za sobą. Obrócił wokół siebie, krzycząc z radości jak chłopak. Mali zakręciło się w głowie. Przytrzymała się go mocno, by nie upaść.