– Ożenisz się ze mną? – spytała, patrząc mu w oczy.
Zaśmiał się, spoglądając na nią figlarnie.
– Muszę się zastanowić…
– Havardzie! Mówię poważnie! – powiedziała Mali, mierzwiąc mu włosy. – Chcesz…
– No pewnie, dziewczyno – zaśmiał się, przytulając ją mocno. – No pewnie!
ROZDZIAŁ 12
W sobotę osiemnastego listopada Mali po raz drugi wyszła za mąż.
Dzień był pogodny i chłodny. Gdy rano odsłoniła zasłony, aż westchnęła z zachwytu. Po dniach pochmurnych i zamglonych nagły mróz pokrył wszystko szadzią. Blade słońce błyszczało w milionach kryształków lodu, zupełnie jakby natura przez całą noc stroiła się na ten wielki dzień. To musi być dobry znak dla tego małżeństwa, pomyślała Mali.
Nowinę przyjęto wszędzie z wielką radością.
– Czekałam na to, tak – rzuciła podniecona Ingeborg znad zmywania. – Wiedziałam, że wcześniej czy później to nastąpi.
– Skąd taka pewność? – spytała Mali, która karmiła łyżeczką Oję. – Przecież mówiłam, że…
– Ale często słyszałam was… – Ingeborg poczerwieniała i spojrzała na Mali przerażona. – Nie, nie podsłuchiwałam, ale gdy w domu jest tak cicho, że…
Teraz poczerwieniała Mali i pochyliła się nad talerzem kaszki. A więc Havard miał rację, że wszyscy w gospodarstwie muszą o nich wiedzieć. Mali myślała, że tylko Beret, ale się myliła.
– Przecież nie tylko ja śpię na poddaszu – rzuciła Mali. – Nie wiem, o czym mówisz.
Ingeborg nie odpowiedziała, zmywając dalej. Ale w oczach miała iskierki śmiechu.
Beret przyjęła nowinę aprobującym skinieniem głowy w stronę Havarda i chłodnym spojrzeniem skierowanym do Mali. Widać było jednak, że cieszy się, że synowa posłuchała jej rady.
– Chcielibyśmy, by ślub odbył się jeszcze przed świętami – rzuciła Mali, bawiąc się nerwowo serwetką na stole. – Wiemy, że to gorący okres, ale jeśli uwiniemy się z wełną i ubojem, damy radę. Bo ani Havard, ani ja nie chcemy dużego wesela – dodała. – Tylko obie rodziny.
– Przecież się nie spieszy – zaprotestowała Beret, nieświadoma prawdy. – Ślub w środku uboju, topienia świec i czyszczenia wełny? Przecież tak się nie robi!
– Ale my tak zrobimy – obwieścił Havard, ściskając dłoń Mali. – Wszystko będzie dobrze, Beret. Zdążymy ze wszystkim przed świętami.
Beret zacisnęła usta i oparła się w fotelu.
– Wydawać by się mogło, że wam się spieszy -stwierdziła, wbijając spojrzenie w Mali. – Może macie powody?
Mali poczerwieniała i spuściła wzrok.
– Pragnąłem tego, od kiedy tu przybyłem – wyznał Havard z rozbrajającym uśmiechem – Więc gdy Mali w końcu się zgodziła, ja ustaliłem datę. Gdyby to całkiem ode mnie zależało, ślub mógłby być i jutro – zaśmiał się. – Nie chcemy długo czekać. Poza tym Mali nie chce zamieszania. Jest przecież wdową.
Beret pokiwała głową, ale dobrze przypatrzyła się Mali. Nie całkiem uwierzyła tłumaczeniu Havarda, ale dała już spokój. Mali westchnęła bezgłośnie i z wdzięcznością uścisnęła dłoń mężczyzny.
Sivert był zachwycony. Uwiesił się na szyi Havarda, a buzia mu się nie zamykała.
– To zostaniesz tu na zawsze – paplał zadowolony. – Będziesz mógł mnie kłaść spać tak często, jak chcesz, bo już nie tylko mama będzie rządzić, prawda?
Havard zaśmiał się.
– To już wiesz, jak to działa? – spytał, burząc włosy chłopca. – Tak, będę cię kładł częściej spać. Ale nie myśl, że mama już nie będzie miała nic do powiedzenia. Będziemy decydować wspólnie. Tak jest najlepiej.
– Ale będziesz moim ojcem, Havardzie? – spytał Sivert poważnym tonem. – Bo ja nie mam ojca. On jest gwiazdką na niebie.
– Nie, ty masz ojca – odparł Havard spokojnie, napotykając spojrzenie Mali. – Johan jest twoim ojcem, mimo że nie żyje. Ważne jest, byś wiedział, czyim jesteś synem. Wszyscy musimy to wiedzieć. Johan jest twoim ojcem. Ja mogę spróbować nim być dla ciebie. Chciałbym tego.
– Ja też! – Sivert zarzucił mu ręce na szyję. – Chcesz, by Havard był moim nowym ojcem, prawda, mamo?
– Tak, chcę – odparła Mali. – Nie mógłbyś mieć nikogo lepszego, to pewne.
Myślała o słowach Havarda, że ważne jest wiedzieć, czyim jest się synem. Nie czuła się z tym dobrze. Nie powinna wchodzić w to małżeństwo z tyloma tajemnicami. Ale nie widziała innej drogi. Co się stało, to się nie odstanie. Nawet Havardowi nie mogła opowiedzieć o Jo, i nie wszystko o życiu z Johanem. Niech przeszłoś pozostanie przeszłością. Powinna postarać się z wszystkich sił o dobre życie z Havardem. Może wreszcie nastanie spokój?
Tego wieczora Havard przyszedł do jej sypialni. Ma przełożyła Oję do kołyski, a Havard położył się do jej łóżka.
– Przecież jeszcze nie mamy ślubu – wyszeptał przytulając się do jego ciepłego, szczupłego ciała. Przecież to grzech…
– Trochę grzechu więcej czy mniej już nie robi różnicy – zaśmiał się Havard, wsuwając rękę pod jej koszulę nocną. – Sądziłaś, że poczekam do nocy poślubnej?
Mali nie odpowiedziała, tym bardziej że zakrył jej usta swoimi ustami i całował. Ciepłe dłonie pieściły jej sutki, gładziły po brzuchu i rozsunęły uda.
– Czy mogę zaszkodzić dziecku? – spytał nagle, zaniepokojony.
Mali pokręciła głową z bijącym sercem. Przebiegło jej przez myśl, przez co przeszedł Oja, gdy rósł w jej brzuchu… Gładziła plecy i jędrne pośladki Havarda. Uniósł się na łokciach i spojrzał na nią.
– Wiesz, jak ja… wiesz, że nigdy nie sądziłem, że do kogokolwiek będę czuł to, co do ciebie – powiedział cicho. – Dla mnie istniałaś tylko ty, zawsze. Nikogo bym tak nie pokochał.
Mali nie odpowiedziała. Nie mogła powiedzieć mu tego samego, i to nie ze względu na Johana. Chodziło o Jo, o którym Havard nie wiedział. Dla niej istniał tylko Jo, aż do teraz. Myślała właśnie tak jak Havard, że nikogo nie jest w stanie pokochać tak jak Jo. Czuła, że nadal tak jest, mimo że drżała z podniecenia pod dłońmi innego mężczyzny.
Wyciągnęła ręce za głowę i dała ściągnąć z siebie koszulę. W migającym świetle świecy klęczał nad nią i przyglądał się jej, nagiej. Jego dłonie gładziły każdy fragment jej ciała. Pochylił się i zasypał ją deszczem pocałunków. Całował wnętrze jej ud, aż jęknęła, łapiąc go za włosy. Powoli rozchylił całkiem jej uda i dotknął językiem jej najintymniejszego punktu.
Nigdy nie lubiła, gdy robił to Johan. Teraz leżała, otwarta, i chciała, by nigdy nie przestał. Nagle język wszedł do wnętrza jej ciała. Wzdrygnęła się, tego nie znała. Ale wkrótce zalała ją rozkosz, zniknęło poczucie czasu i miejsca, w uszach szumiało.
Gdy wreszcie wszedł w nią, przyciągnęła jego głowę i pocałowała mocno. Całowała własne soki, pomyślała. Objęła go nogami i oddała się ekstazie.
Mali nie chciała włożyć swojej pierwszej sukni ślubnej. Zamówiła krawca, który uszył jej prostą, czarną sukienkę z dobrej wełny. Kupiła też nowy, duży koronkowy kołnierz. Nic starego nie wejdzie z nią w to małżeństwo. W każdym razie nic z ubrania, pomyślała z ironią.
– Dlatego pytam ciebie. Mali Stornes: czy chcesz pojąć…
Nagle przypomniał jej się poprzedni ślub, ten straszny dzień, kiedy chciała krzyczeć „nie", a nie mogła. A przecież było to przed okropną nocą poślubną, która obróciła jej małżeństwo w ruinę, zanim jeszcze przetrwało dobę.
Tym razem odpowiedziała „tak" pewnym, jasnym głosem. Gdy ksiądz nakazał im podać sobie ręce znak tej obietnicy, którą złożyli wobec Boga i lud uniosła wzrok na Havarda. Ogarnęła ją ciepła fala radości i uścisnęła jego dłonie. Będzie go kochała i szanowała, pomyślała, on na to zasługuje. Lepszego mężczyzny nie mogła dostać, skoro Jo nie żył. Tym razem wszystko pójdzie dobrze, jeśli tylko uda się nie wracać do przeszłości.