Выбрать главу

– Zawsze miałem na ciebie ochotę – wydyszał prosto w jej ucho. – Tamtego lata udało ci się, ale tym razem nie przepuszczę. Dlaczego ja nie miałbym cię mieć, skoro dopuszczasz tylu innych? Przecież nie spałaś tylko z Johanem i moim synem, choć biedny Johan chciał w to wierzyć. Havard też wierzy, że jest twoim drugim. – Zaśmiał się ochryple, trzymając w żelaznym uścisku jedną dłonią obie jej ręce nad głową Mali. – Ale ty i ja wiemy, że było ich więcej, prawda, Mali? – śmiał się z diabelskim błyskiem w oku.

Mali poczuła, że ciemnieje jej w oczach. Próbowała się wyrwać, ale jej opór dodawał mu tylko podniecenia i nieludzkich sił. Podciągnął jej spódnicę i halki i zaczął ściągać jej majtki.

Później nie wiedziała, skąd wzięła na to siły, ale udało jej się zgiąć kolano i uderzyć go w krocze. Wrzasnął, puścił ją i zwinął się z bólu. Mali zwinnie wyskoczyła z łóżka, podbiegła do komody i złapała ciężki świecznik. Zgasiła świeczkę i podeszła do mężczyzny.

– Jeśli mnie tylko dotkniesz, zabiję cię – wysyczała zdyszana. – I nie sądź, że się nie odważę. Zabiję cię. Powinnam to zrobić dawno temu!

Zsunął się z łóżka, zgięty wpół i z obiema rękami wciśniętymi między nogi. Musiałam go dobrze trafić, pomyślała. Gdy uniósł twarz, był blady, a oczy lśniły iście diabelską mocą. Mali aż się cofnęła.

– Jesteś piekielną babą – wyszeptał ochryple. – Myślisz, że uda ci się ze wszystkim. Ale tu się przeliczyłaś, Mali Stornes. Ja cię w końcu dorwę.

– Co z ciebie za człowiek? – spytała Mali cicho. – Naprawdę chciałeś mnie zgwałcić w dzień mojego ślubu z twoim synem?

Uniosła w górę świecznik, gdy Gjelstad zrobił krok w jej stronę.

– Ty nie jesteś człowiekiem – syknęła. – Jesteś diabłem wcielonym. Sprawię, że Havard…

– Chyba będzie lepiej dla ciebie trzymać Havarda z dala – zachichotał złośliwie. – Bo jeśli powiesz o tym choćby słowo, powiem wszystkim, co ja wiem. I wtedy to nie ja wyjdę na tym najgorzej, sama wiesz najlepiej…

Mali poczuła, jak ściska jej się gardło.

– Nie wiem, co miałbyś opowiedzieć…

– Mały dziedzic śpi dobrze? – spytał, wbijając w nią złe spojrzenie. – Nie niszcz jego snu ani dziedzictwa, Mali. To byłoby bardzo źle…

– Wyjdź. – Odsunęła się, by mógł przejść. – Znikaj z mojego życia, ty diable. I nie próbuj nigdy więcej, bo nigdy mnie nie dostaniesz. Nigdy.

– Nie mów tak – rzucił. – Może jedna przysługa warta drugiej, gdy dojdzie co do czego…

Mali stała z bijącym głośno sercem, gdy wyszedł. Czuła się zbrukana i otępiała ze strachu.

On coś wiedział, tyle zrozumiała. Ale jak wiele? I czy naprawdę chce zniszczyć tylu ludzi, w tym i własnego syna, by zmusić ją do padnięcia na kolana?

Nie, on sugerował rodzaj „handlu". Nie, nigdy! Nigdy nie odda się temu staremu wieprzowi. Raczej go zabije!

Z trudem się uspokoiła. Gdy wróciła na dół, podeszła do siostry i szwagra.

– Twój mąż myślał, że uciekłaś, i to przed nocą poślubną – uśmiechnął się Bengt.

– Nie, byłam u dzieci – odparła, wykręcając lodowate palce. – No i trochę się ogarnęłam, bo przecież powinnam się podobać mojemu mężowi, zwłaszcza dziś -uśmiechnęła się z trudem.

– O to możesz być spokojna – rzekła Margrethe, patrząc na nią z podziwem. – Jesteś piękna niczym obraz. Mali odwzajemniła jej uśmiech i rozejrzała się po izbie. Kilka par tańczyło, inni siedzieli i rozmawiali. Najstarsi goście już opuścili wesele.

– Zmarzłam na tym poddaszu – zwróciła się Mali do Bengta. – Nie masz łyczka czegoś mocniejszego, szwagrze? Podejrzewam, że trzymasz coś w zanadrzu.

– Pierwszy raz słyszę, byś prosiła o coś takiego -uśmiechnął się Bengt, wyciągając na wpół pustą butelkę. – Ale pamiętam, ślub szarpie nerwy – dodał, obejmując żonę i klepiąc ją po wypukłym brzuchu.

Mali wzięła butelkę i pociągnęła porządny łyk. Aż zakaszlała, bo trunek był mocny. Jednak wódka wlała w nią ciepło i ukoiła nerwy. Po jeszcze jednym łyku oddała butelkę.

– Dzięki, potrzebowałam tego – powiedziała. – No, idę szukać męża.

Ale to Havard pierwszy ją znalazł. Gdy poczuła nagle ramiona obejmujące ją w talii, wzdrygnęła się i obróciła gwałtownie, przerażona, czy nie ujrzy twarzy teścia.

– Co się dzieje? – spytał Havard, przyciągając ją do siebie. – Ty drżysz! Wyglądasz jak osaczona sarna.

Mali przytuliła się do niego na moment.

– Chyba zaczynam być zmęczona – wyznała cicho. – To był długi dzień i ja… tęsknię za łóżkiem – dodała, ściskając jego dłoń.

Była to prawda, choć on odczytał ją inaczej, bo uśmiechnął się i pogładził po plecach swymi ciepłymi dłońmi. Oczywiście, że go pragnęła, także tej nocy. Jednak najbardziej marzyła w tej chwili, by móc się do niego przytulić i poczuć bezpiecznie. I mieć świadomość, że on ją kocha bez względu na wszystko. Ale czy nadal by ją kochał, gdyby jego ojciec rozpuści! swoje rewelacje? Czy Havard stałby u jej boku, gdyby dowiedział się, że jego żona puściła się z Cyganem, a potem sprawiła, że wszyscy uwierzyli, że Sivert pochodzi z rodu Stornes? Żołądek podszedł jej do gardła, gdy przypomniała sobie incydent na poddaszu. Nie chciała myśleć o groźbach teścia.

– Tak, jesteś zmęczona, widzę – szepnął Havard. – Zaraz sobie pójdziemy, ale najpierw chcę zatańczyć z moją żoną na dobranoc. Dasz radę?

Pokiwała głową, a on podszedł do skrzypka i powiedział mu coś. Wrócił do niej, objął jedną ręką w talii, a drugą ujął jej lodowatą dłoń. Rozległa się muzyka, a on poprowadził ją w powolnym walcu.

Dopiero po chwili Mali zorientowała się, że już wcześniej go tańczyli. Spojrzała w oczy Havarda, a on uśmiechnął się przebiegle.

– Nasz walc – szepnął. – Pamiętasz?

Pokiwała głową powoli i przytuliła się do niego całym ciałem. Ostatnim razem, gdy go tańczyli, była naga…

– Och, Havardzie – szepnęła, patrząc na niego ze łzami w oczach. – Tak cię kocham. Obiecaj mi, że zawsze będziesz ze mną, nieważne, co się stanie. Ja cię potrzebuję. Obiecujesz, Havardzie?

– Obiecuję – odparł cicho. – Nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię kiedykolwiek opuścić.

Bo nie wiesz wszystkiego, pomyślała Mali. Oparła głowę o jego ramię i znów poczuła strach jak twardą kulę w żołądku. Nie wiesz wszystkiego…

ROZDZIAŁ 13

Pomimo zamieszania związanego ze ślubem stało się tak, jak Havard powiedział: zdążyli ze wszystkim przed świętami Bożego Narodzenia.

Mięso zasolono, świece wytopiono, a czyszczenie wełny przeszło weselej niż zwykle. Odbyło się w tym roku w Oppstad, kilka tygodni po ślubie Mali. Oczywiście ślub był głównym tematem rozmów. Wszystkie kobiety cieszyły się, że Mali ma nowego męża.

– I to jakiego męża! – uśmiechnęła się Margrethe. -Trudno o takiego drugiego jak Havard Gjelstad. Nie, Havard Stornes – poprawiła się. – Przyjął przecież nazwisko od gospodarstwa? Taki jest zwyczaj, prawda?

– Tak, zrobił to – powiedziała Mali. – Nie wiem, czy jego ojciec był tym zachwycony, bo nadal uważa, że Havard to jeden z Gjelstadów. Ale taki jest zwyczaj. No i jest dobrym człowiekiem – dodała.

Jedyną osobą, która nie brała udziału w tej rozmowie, była Laura, najmłodsza córka w Oppstad. Siedziała nad swoją robotą z pochyloną głową. Mali wspomniała wieczór świętojański, gdy Havard nadszedł brzegiem morza, otaczając ramieniem Laurę. Pamiętała gorące spojrzenia, które dziewczyna mu posyłała, i nagle zastanowiła się, co zaszło wtedy między nimi.

Havard, gdy go ostrożnie wypytywała, mówił, że nic takiego. Może dla niego nie, ale z jej strony mogło to być poważne. Dziewczyna schudła, zauważyła Mali kątem oka.