Выбрать главу

– Jestem wystarczająco dobra, wiem – wyszeptała równie zdyszana.

Zaśmiał się i przyciągnął ją do siebie. Sięgnął po jej włosy i rozpostarł nad nimi niczym zasłonę.

– To tego się bałaś? Nikt nie jest lepszy, wiesz o tym, ty huldro – powiedział cicho. – Nie chcę żadnej innej. Dla mnie istniejesz tylko ty, teraz i zawsze.

Mali westchnęła i przesunęła ustami po szyi Havarda. A niech tam tę Laurę, pomyślała leniwie, cała miękka i ciepła z rozkoszy.

– Nigdy zresztą jej nie miałem – wyszeptał w jej ucho. – Nigdy. Jak mogłaś tak myśleć, gąsko!

Dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem przyszła do Stornes nowa służąca, która miała pomagać do czasu, gdy Ane wróci po porodzie. Nazywała się Sigrid. Pochodziła z małego gospodarstwa z głębi fiordu. Była wysoką, szczupłą dziewczyną o ciemnych, gęstych włosach i szarych oczach.

Ingeborg martwiła się, jak będzie się jej pracować z kimś innym niż Ane, ale wkrótce okazało się, że znalazły wspólny język. Sigrid była pogodna i często się śmiała. Emanowała dobrym humorem od pierwszego dnia, choć czuła pewnie na sobie szacujące spojrzenie Ane. Ane była jeszcze w Stornes, choć już bardzo ciężka i z bolącym krzyżem. Nie pracowała już tak dobrze, więc Mali cieszyła się z nowej służącej, choć tego nie powiedziała.

– No, możesz już wziąć wolne, Ane – powiedziała Mali, gdy już pokazały Sigrid jej łóżko w pokoju Ingeborg. – Odpocznij przed porodem.

– Mogę zostać jeszcze kilka dni – zaprotestowała Ane. – Lepiej, jeśli ja wprowadzę Sigrid w obowiązki. Boję się być sama w domu. A jeśli się zacznie, gdy Aslaka nie będzie? Co zrobię?

– Myślałam o tym – rzekła Mali. – Zauważysz, że się zaczyna, zanim jeszcze będzie się spieszyło. Jeśli będziesz sama, wywieś płachtę na kiju. Widzę stąd twój dom, więc przyjdę.

To uspokoiło Ane. Po trzech dniach pobytu Sigrid Ane została już w domu. Pomimo że domownikom z początku brakowało Ane, wszystko poszło dobrze i z Sigrid. Była pracowita i szybka. Mali zauważyła, że Gudmund nie może oderwać od niej oczu, i pomyślała, że musi mieć na niego oko. Nie mieli już więcej miejsca na nowe domy dla służby, i nie chciała tracić dobrego parobka, gdyby musiał się żenić. Może to stałoby się szybko, bo nigdy nie widziała, by Gudmund aż tak potykał się o własne nogi, gdy tylko Sigrid się do niego uśmiechała.

Dwa dni przed Wigilią Mali pomagała przy narodzinach dużej i zdrowej dziewczynki w małym domku Ane i Aslaka. Wszystko poszło dobrze, a akuszerka była zadowolona i z dziecka, i z matki. Pewnie małej uda się przetrwać zimę. Trudno było o szczęśliwszych rodziców niż Ane i Aslak, pomyślała Mali, kładąc dziewczynkę w ramiona matki.

– Nie wiedziałam, że to aż tak się czuje – powiedziała Ane ze łzami w oczach. – Czy ona to nie cud?

– Największy cud, o jakim wiem – potwierdził Aslak grubym ze wzruszenia głosem. – Będziemy o nią dbać jak o skarb, zawsze.

Styczeń zaczął się straszliwą niepogodą. Wiatr gwizdał w kominach i szarpał okiennicami. Śnieg padał nieprzerwanie. Mało kto odważył się wyjść na zewnątrz. Mężczyźni nie jeździli do lasu przez kilka dni, więc wykorzystywali wolne chwile na naprawę narzędzi i inne zajęcia, na które zwykle nie mieli czasu.

W piecu palono na okrągło i Mali musiała ciągle pilnować, by Oja się nie oparzył. Zaczął chodzić w święta, wcześniej, niż oczekiwała. Beret nie posiadała się z dumy i nie szczędziła słów pochwał, jak on jest podobny do ojca i jak to Johan też był mądry i zręczny jako malec. To może wtedy był mądry, pomyślała Mali złośliwie. No, gospodarzem był dobrym, musiała przyznać. Pewnie dlatego, że miał dobry wzór w swoim ojcu.

Oja spał nadal w sypialni Mali i Havarda, ale najczęściej osobno. Mali otulała go dobrze i zostawiała w jednym łóżku, a sama szła do łóżka Havarda. Ale w noce niepogody wstawała nieraz, by sprawdzić, czy mały jest okryty i czy nie marznie.

Zdarzało się, że w tych nocnych godzinach stawała nad nim i wpatrywała się w niego, kucała i odgarniała jasnobrązowe włoski z jego czoła. Wyładniał przez ten niecały rok, zauważyła. Buzia stała się okrągła, a oczy jasnoniebieskie. Gdy się uśmiechał i wyciągał do niej rączki, czuła w sercu ciepło. Przytulała go i całowała w szyję, a on gulgotał z radości. Oczywiście, że go kochała. Choć bardziej kochała tylko pierworodnego…

Pewnego wieczoru, gdy szykowali się spać, ktoś zapukał mocno w drzwi. Mali poderwała się, przestraszona. Kto mógł przybywać w tak straszną niepogodę? Strach ścisnął ją za gardło. Zanim zdążyli otworzyć, do środka wpadł Bengt. Był zaśnieżony od stóp do głów i szczękał zębami z zimna.

– Ależ Bengt! – Mali podbiegła do niego. – Co się stało? Dlaczego przyjeżdżasz tak późno? Nie mogłeś zadzwonić? – Nagle przypomniała sobie o stanie Margre the i pobladła. – Coś z Margrethe, tak? Dlaczego nie dzwoniłeś? – prawie krzyczała.

– Telefon nie działa – odparł. – Wiatr musiał zerwać przewody. Musisz nas uratować i tym razem, Mali. Twoja siostra ma już skurcze, a nie mogę sprowadzić ani akuszerki, ani doktora. Ledwo tu dojechałem…

Mali zrobiło się gorąco. Ech, te porody na Innstad! Czy wszystkie muszą przypadać na najczarniejszą zimę? Odwróciła się do Havarda.

– Muszę…

– Oczywiście, że musisz jechać – powiedział. – Powiem Ingeborg, by czuwała nad dziećmi. Ja jadę z wami. Może się przydam, choć nie wiem, do czego. Ale pojadę.

– Naprawdę? – Bengt uścisnął dłoń szwagra. – To wspaniale. Tym razem będziesz i akuszerką, i doktorem, Mali. Jesteś naszą jedyną nadzieją…

Mali nigdy nie zapomni tej nocy. Margrethe zapłakała z ulgi i wdzięczności, gdy teściowa wprowadziła Mali do jej sypialni.

– O, Mali, Mali – wyszlochała, spocona i blada. – Co zrobimy?

– Co zrobimy? – powtórzyła Mali, przytulając siostrę. – Zrobimy wszystko, by przyszedł na świat nowy mieszkaniec Innstad, o ile wiem.

– Ale akuszerka i doktor…

– Tym razem damy sobie radę bez nich – powiedziała Mali spokojnie, mimo że serce waliło jej ze strachu. Przecież akuszerką nie była, choć pomagała przy kilku porodach.

Jeśli ma się udać, wszystko musi pójść normalnie, a dziecko musi być silne i zdrowe. Żaden słabeusz nie przetrwa tak ciężkiej zimy. Bo jak Margrethe przeżyłaby śmierć jeszcze jednego dziecka, Mali wolała nie myśleć.

Jedna ze służących weszła dołożyć drew do pieca i uciekła, rzuciwszy przerażone spojrzenie na Margrethe wyjącą z bólu podczas kolejnego skurczu.

– Nie dam rady – wyszeptała Margrethe, ściskając dłoń Mali. – Nie dam rady…

– Bzdury – ucięła Mali, odchyliła kołdrę i zbadała siostrę. – Wszystko idzie, jak należy, zaraz powinny przyjść skurcze parte. Wtedy nie możesz mówić, że nie dasz rady. Musisz dać radę! Słyszysz, musisz!

Nie wiadomo, czy faza rozwarcia przebiegła zbyt szybko, czy dziecko było większe niż zwykle, w każdym razie skurcze parte niczego nie dały poza nowymi krzykami Margrethe.

– Sprowadź Bengta, Halldis – rzuciła Mali, odgarniając włosy i prostując obolałe plecy.

Zauważyła, jak starsza pani skurczyła się w sobie, i przypomniała sobie ostatni raz, gdy o to poprosiła. Wtedy Bengt miał się pożegnać z rodzącą Eline.

– Nie chodzi o jej życie, Halldis – powiedziała spokojnie. – Potrzebuję Bengta, by dodał jej odwagi. Ona się poddaje, a tego jej nie wolno.

Wkrótce nadszedł Bengt, blady i spięty.

– Damy radę, Bengt – powiedziała Mali uspokajającym tonem i poklepała go po ramieniu. – Usiądź za Margrethe w łóżku i obejmij ją. Gdy nadejdą skurcze, pomóż jej przeć. Rozumiesz? Ona potrzebuje twojej siły. Pomocy…