Выбрать главу

Max poczuł, że oczy zachodzą mu mgłą, a śmiertelny uścisk Kaina odbiera oddech.

Kain puścił chłopca. Max runął na pokład. Od uderzenia w zardzewiałą płytę zrobiło mu się ciemno przed oczami. Poczuł mdłości.

– Dlaczego prześladuje pan Jacoba? – wybełkotał, próbując zyskać na czasie. Robił to dla Rolanda.

– Biznes jest biznes – odpowiedział mag. – Ja wywiązałem się ze swojej części umowy.

– Ale co dla pana warte jest życie jakiegoś chłopaka? – spytał Max. – A poza tym przecież już zemścił się pan na doktorze Fleischmannie.

Twarz Kaina rozpromieniła się, jakby Max zadał pytanie, na które on pragnął odpowiedzieć od samego początku tej rozmowy.

– Kiedy ma się zaległy dług, trzeba spłacić odsetki. Ale to nie likwiduje długu. Takie mam zasady – wycedził przez zęby mag. – I tym się karmię. Życiem Jacoba i wielu innych takich jak on. Zdajesz sobie sprawę, od ilu już lat błąkam się po świecie? Wiesz, ile miałem imion?

Max pokręcił głową, wdzięczny za każdą sekundę, jaką mag tracił na rozmowie z nim.

– Nie wiem. Ale chętnie się dowiem – powiedział chłopiec, udając pełen lęku podziw dla rozmówcy.

Kain uśmiechnął się wniebowzięty. Lecz w tej samej chwili stało się coś, czego Max obawiał się najbardziej. Pośród huku nawałnicy rozległ się głos nawołującego Alicję Rolanda. Spojrzenia Maxa i Kaina się skrzyżowały. Obaj usłyszeli to samo. Z ust Kaina znikł uśmiech. Jego twarz w jednej chwili odzyskała złowrogi wyraz właściwy dla wygłodniałego i żądnego krwi drapieżnika.

– Bardzo sprytnie – zasyczał.

Max przełknął ślinę, przygotowując się na najgorsze.

Kain rozwarł palce tuż przed jego twarzą i Max z przerażeniem patrzył, jak zmieniają się w długie ostrza. Ale znów rozległ się krzyk Rolanda, tym razem całkiem blisko. Gdy Kain odwrócił się, by spojrzeć w tamtą stronę, Max rzucił się do burty. Szpony maga znów zacisnęły się na szyi chłopca. Max musiał się odwrócić i stanąć twarzą w twarz z Księciem Mgły.

– Szkoda, że twój przyjaciel nie jest nawet w połowie tak sprytny jak ty. Być może to z tobą powinienem zawrzeć układ. Zresztą, co się odwlecze… – zakpił Kain. – Do zobaczenia, Max. Mam nadzieję, że nurkujesz trochę lepiej niż ostatnim razem.

Mag z furią cisnął Maxem w powietrze. Ciało chłopca, wystrzelone jak z katapulty, przeleciało kilkanaście metrów i wpadło między wzburzone fale, gdzie natychmiast wessał je lodowaty prąd. Max, chcąc się wydostać na powierzchnię, zaczął ze wszystkich sił bić rękoma i nogami, by śmiercionośne wiry nie ściągnęły go w ciemną otchłań. Nie bardzo wiedząc, dokąd płynie, poczuł, że płuca zaraz mu eksplodują. Wreszcie zdołał się wynurzyć z wody, niedaleko skał. Zaczerpnął powietrza i, starając się utrzymać na powierzchni, pozwolił falom znieść się ku stromej ścianie klifu, gdzie w końcu złapał się skalnego występu i wspiął na górę. Ostre kamienie kaleczyły mu skórę. Choć miał już całe ciało w ranach, był tak zziębnięty, że prawie nie czuł bólu. Obawiając się, że w każdej chwili może stracić przytomność, wspinał się dalej, by znaleźć się poza zasięgiem fal. Kilka metrów wyżej wreszcie wyciągnął się na małej kamiennej platformie. Dopiero wtedy dotarło do niego, że z powodu przerażenia nie potrafi jeszcze uwierzyć, że uszedł z życiem.

Rozdział siedemnasty

Drzwi od kajuty otworzyły się powoli. Alicja, skulona w kącie, zastygła w bezruchu i wstrzymała oddech. Na ścianie pojawił się cień Księcia Mgły. Oczy maga, jarzące się jak dwa węgle, zmieniły kolor ze złotawego na intensywnie czerwony. Kain podszedł do dziewczyny. Alicja, starając się opanować drżenie, śmiało spojrzała mu w oczy. Mag skwitował ten popis arogancji wilczym uśmiechem.

– To chyba rodzinne. Sami bohaterowie – podsumował z udawanym podziwem. – Zaczynacie mi się podobać.

– Czego pan chce? – spytała Alicja, usiłując nadać swemu głosowi ton największej pogardy, na jaką było ją stać.

Kain, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią, zaczął powoli ściągać z palców rękawiczki. Alicja zauważyła długie i ostre jak sztylety paznokcie. Kain wycelował palec w dziewczynę.

– To zależy. A co proponujesz? – zapytał przymilnie, nie odrywając wzroku od twarzy Alicji.

– Nie mam panu nic do zaoferowania – odparła, kątem oka zerkając na uchylone drzwi kajuty.

Kain, czytając w myślach Alicji, pogroził jej palcem.

– To nie jest dobry pomysł – ostrzegł. – Ale przejdźmy do rzeczy. Może zawrzemy pakt. Taki traktat, można by rzec.

– Jaki traktat? – zapytała Alicja, starając się unikać hipnotyzującego wzroku Kaina, który zdawał się wysysać z niej wolę oporu z żarłocznością wampira.

– To mi się bardziej podoba. Pogadajmy o interesach. Powiedz mi, Alicjo, chcesz ocalić Jacoba, o, przepraszam, chciałem rzec: Rolanda? Niczego sobie chłopak, wydaje mi się – powiedział mag, rozkoszując się każdym wypowiadanym przez siebie słowem.

– A jaka jest pańska cena? Moje życie? – wypaliła bez namysłu. Odpowiadała tak szybko, że jej myśli nie nadążały za słowami.

Mag założył ręce i zmarszczył brwi w zamyśleniu. Alicja nagle zdała sobie sprawę, że Kain nigdy nie zamyka powiek.

– Moja propozycja dotyczyłaby raczej czegoś innego, moja droga – zaczął, dotykając palcem wskazującym dolnej wargi. – Co wiesz o swoim pierwszym dziecku?

Powoli podszedł do dziewczyny, nachylił się i przybliżył twarz do twarzy Alicji. Poczuła bijącą od Kaina mocną słodkawą woń, która wywoływała mdłości. Patrząc śmiało w oczy Kaina, plunęła mu w twarz.

– Niech pana piekło pochłonie! – powiedziała, z trudem powstrzymując furię.

Krople śliny wyparowały, jakby padły na rozpaloną blachę.

– Drogie dziecko, właśnie stamtąd przychodzę – odpowiedział Kain.

Przysunął dłoń do twarzy Alicji. Dziewczyna zamknęła oczy i poczuła na czole lodowaty dotyk jego palców i długich, ostrych paznokci. Była to krótka chwila, ale Alicji wydawało się, że trwała w nieskończoność. Wreszcie usłyszała oddalające się kroki i trzask zamykanych drzwi do kajuty. Odór zgnilizny ulotnił się przez bulaje kajuty niczym para wodna z zaworów bezpieczeństwa. Alicja najchętniej rozpłakałaby się i waliła pięściami o ścianę, żeby rozładować złość, ale powstrzymała się przed jednym i drugim, pragnąc przede wszystkim zachować jasność umysłu. Musiała opuścić kajutę, a nie miała na to zbyt wiele czasu.

Podeszła do drzwi i dokładnie zbadała palcami ościeżnicę, szukając jakiejś szczeliny czy szpary. Na próżno. Kain zamknął ją w zardzewiałym sarkofagu razem ze szkieletem starego kapitana „Orfeusza”. W tym momencie silne uderzenie wstrząsnęło statkiem. Alicja padła na podłogę. Po kilku sekundach z wnętrza statku zaczął dochodzić przygłuszony dźwięk. Dziewczyna przyłożyła ucho do drzwi. Zamieniła się cała w słuch. Rozpoznała nieomylny szum płynącej wody. Ogromnej ilości wody. Przerażona, natychmiast zrozumiała, co się stało: statek nabierał wody, „Orfeusz” znowu szedł na dno. Tym razem nie mogła powstrzymać krzyku rozpaczy.

***

Roland przebiegł cały statek w poszukiwaniu Alicji. Nadaremnie. „Orfeusz” przeistoczył się w podwodne katakumby – mroczny labirynt niekończących się korytarzy, pełen zakamarków prowadzących jedynie w pułapki zatrzaśniętych drzwi. Kain mógł ukryć dziewczynę gdziekolwiek, miał do wyboru dziesiątki miejsc. Roland wrócił na mostek, usiłując raz jeszcze zebrać myśli. W tym momencie poczuł wstrząs, po którym stracił równowagę. Starał się podnieść z mokrej i oślizgłej od wodorostów podłogi, gdy w ciemnościach, znikąd, jakby wynurzał się z metalowych ścian mostku kapitańskiego, stanął przed nim Kain.