Выбрать главу

– A jakie tu mogą być nowości? Pan wie, że Rizzo był szczególnym typem człowieka. Osiem osób na dziesięć – zarówno porządnych, jak i drani życzyło mu śmierci. Dżungla, mój drogi, gąszcz potencjalnych morderców, którzy mogli dokonać tego sami lub za pośrednictwem wynajętego egzekutora. Powiem panu, że pańska opowieść zachowuje logikę tylko dla osób, które wiedzą, z jakiej gliny ulepiony był mecenas Rizzo. – Wychylił kieliszek likieru. – Zafascynował mnie pan. Pański wywód to myślowy majstersztyk, chwilami przypominał pan linoskoczka, i to pozbawionego asekuracji. Ponieważ, mówiąc brutalnie, pod pańskim rozumowaniem otwiera się próżnia. Nie ma pan żadnego dowodu na to, co mi pan opowiedział. Wszystko mogłoby zostać odczytane w inny sposób i dobry adwokat umiałby rozbroić pańską argumentację bez wielkiego wysiłku.

– Wiem.

– Co pan chce osiągnąć?

– Jutro rano powiem Lo Bianco, że jeśli chce zamknąć sprawę, nie będę stwarzał trudności.

16

– Montalbano? Mówi Mimi Augello. Obudziłem cię? Przepraszam, ale chciałem cię podtrzymać na duchu. Wróciłem do bazy. Kiedy wyjeżdżasz?

– Samolot z Palermo wylatuje o trzeciej, a więc z Vigaty muszę wyjechać około wpół do pierwszej, zaraz po obiedzie.

– Czyli nie zobaczymy się, bo w biurze będę chyba trochę później. Są jakieś nowości?

– Fazio wszystko ci opowie.

– Jak długo cię nie będzie?

– Do czwartku włącznie.

– Baw się dobrze i wypocznij. Fazio ma twój numer w Genui, prawda? Jeżeli wyniknie coś ważnego, zadzwonię.

Jego zastępca, Mimi Augello, wrócił na czas z urlopu. A że był inteligentnym człowiekiem, Montalbano mógł wyjechać bez obaw. Zadzwonił do Livii, żeby powiedzieć, o której się zjawi, a ta, uszczęśliwiona, obiecała, że będzie na niego czekać na lotnisku.

Kiedy tylko wszedł do biura, Fazio zawiadomił go, że robotnicy z warzelni soli, z którymi „rozwiązano stosunek pracy” – eufemizm ten w żałosny sposób maskował fakt, że zostali wyrzuceni na bruk – zajęli dworzec kolejowy. Ich żony położyły się na torach, uniemożliwiając przejazd pociągów. Żandarmeria była już na miejscu. Czy oni też mają tam jechać?

– A po co?

– No nie wiem, żeby pomóc.

– Komu?

– Jak to komu, komisarzu? Karabinierom, siłom porządkowym, którymi sami przecież jesteśmy.

– Jeżeli już masz ochotę komuś pomagać, to pomóż tym, którzy okupują dworzec.

– Komisarzu, zawsze wiedziałem, że pan jest komunistą.

– Pan komisarz? Mówi Stefano Luparello. Proszę mi wybaczyć. Czy mój kuzyn Giorgio pojawił się u pana?

– Nie, nie mam od niego żadnych wiadomości.

– Cała rodzina jest bardzo zaniepokojona. Kiedy tylko obudził się po środku uspokajającym, wyszedł i znowu zniknął. Mama chciałaby zasięgnąć rady, czy nie byłoby wskazane zwrócić się do kwestury, żeby wszczęła poszukiwania.

– Nie. Proszę powiedzieć pańskiej matce, że nie wydaje mi się to konieczne. Giorgio niebawem się pojawi, proszę ją uspokoić.

– W każdym razie gdyby miał pan jakieś wiadomości, proszę dać nam znać.

– To będzie bardzo trudne, panie inżynierze, ponieważ biorę urlop, wrócę dopiero w piątek.

Pierwsze trzy dni spędzone z Li via w jej domku letniskowym w Boccadasse sprawiły, że prawie w ogóle zapomniał o Sycylii. Ołowiany sen w objęciach ukochanej przywracał mu siły, jednak dwa albo trzy razy zapach, mowa, sprawy jego wyspy chwytały go podstępnie, unosiły lekko w powietrze i porywały na krótko do Vigaty. I za każdym razem był pewny, że Livia dostrzega to jego chwilowe odejście, tę nieobecność. Przyglądała mu się wtedy w milczeniu.

W czwartek wieczorem otrzymał zupełnie nieoczekiwany telefon od Fazia.

– Nic ważnego, komisarzu, chciałem tylko usłyszeć pański głos i uzyskać potwierdzenie, że jutro pan wraca.

Montalbano doskonale wiedział, że kontakty brygadiera z Augellem nie należały do najłatwiejszych.

– Potrzebujesz pociechy? Ten potwór Augello dobrał ci się do dupy?

– Nigdy nie mogę mu dogodzić.

– Zachowaj cierpliwość, mówiłem, że jutro wracam. Coś nowego?

– Przedwczoraj aresztowali burmistrza i trzech radnych. Łapówkarstwo i paserstwo. Przy okazji rozbudowy portu.

– Wreszcie na to wpadli.

– Tak, komisarzu, ale proszę się nie łudzić. Tutaj chcą naśladować sędziów z Mediolanu, tylko że Mediolan jest bardzo daleko.

– Coś jeszcze?

– Odnalazł się Gambardella, pamięta go pan? To ten, którego chcieli zastrzelić, kiedy tankował benzynę. Psy go co prawda nie pożarły, ale został związany i wsadzony do bagażnika własnego samochodu, który po podpaleniu doszczętnie spłonął.

– Skoro doszczętnie spłonął, to skąd wiesz, że Gambardellę związano?

– Użyli drutu, komisarzu.

– Do jutra, Fazio.

Tym razem nie tylko zapach i mowa jego ziemi wciągnęły go w jej klimat, lecz również głupota, okrucieństwo i potworność.

Kochali się, następnie Livia po dłuższym milczeniu wzięła go za rękę.

– Co się dzieje? Co ci powiedział brygadier?

– Nic ważnego, możesz mi wierzyć.

– A więc dlaczego tak posmutniałeś?

Montalbano utwierdził się w swoim przekonaniu: jeżeli żyje gdzieś na świecie osoba, której mógłby wyznać absolutnie wszystko, to osobą tą jest Livia. Kwestorowi wyjawił tylko pół prawdy i zdradził tylko połowę faktów. Uniósł plecy i oparł się wygodnie na poduszce.

– Posłuchaj.

Opowiedział jej o „pastwisku”, o inżynierze Luparello, o uczuciu, które do niego żywił siostrzeniec Giorgio, o tym, jak w pewnym momencie to uczucie przerodziło się (wyrodziło się, wynaturzyło?) w miłość, namiętność, o ostatnim spotkaniu w garsonierze na cyplu Massaria, o śmierci Luparella, o tym, jak Giorgio niemal oszalał ze strachu przed skandalem, nie ze względu na siebie, lecz z obawy o dobre imię wuja, o tym, jak chłopak pospiesznie go ubrał, jak wciągnął ciało do samochodu i chciał je wywieźć, aby zostało odnalezione z dala od domku. Opowiedział o rozpaczy Giorgia, który zdał sobie sprawę, że to oszustwo się nie klei, że wszyscy by się zorientowali, że przewozi trupa, o pomyśle, żeby założyć mu kołnierz ortopedyczny, który jeszcze kilka dni wcześniej sam musiał nosić i który nadal miał w aucie, o tym, jak próbował zakryć go czarną szmatką, o tym, jak w pewnej chwili się przestraszył, że dopadnie go atak epilepsji, na którą był chory, i zdecydował się zadzwonić do Rizza, o tym, jak adwokat zrozumiał, że ta śmierć, po niewielkich korektach, może się okazać jego szczęśliwym losem.

Opowiedział o Ingrid, o jej mężu Giacomie, o doktorze Cardamone, o przemocy – nie mógł znaleźć lepszego słowa – jaką ten stosował wobec synowej („ale dno”, skomentowała Livia), o tym, że Rizzo domyślał się tego związku, o tym, jak próbował wciągnąć w to Ingrid, w co uwierzył mu Cardamone, ale nie on. Opowiedział jej o Marilyn i jego wspólniku, o obłędnej podróży suchym korytem rzeki, o makabrycznej pantomimie w samochodzie zaparkowanym na „pastwisku” („przepraszam cię na chwilę, muszę się czegoś napić”). A kiedy wróciła, opowiedział jej jeszcze kilka potwornych szczegółów, o naszyjniku, o torbie, o ubraniach, opowiedział o rozdzierającym żalu Giorgia na widok zdjęć, kiedy zrozumiał podwójną zdradę Rizza: wobec Luparella i wobec niego, siostrzeńca, który za wszelką cenę chciał ocalić dobrą pamięć o inżynierze.