Выбрать главу

– Oczywiście. Zawsze ją tu trzymam.

– Co z nią zrobił?

– Powiedział: „Proszę się pozbyć tego obrzydliwego, szkaradnego zwierzęcia, bo odgryzę mu głowę i rozsmaruję całą zawartość po biurku".

– Uwierzyła mu pani?

– Nigdy nie skłamał.

– Ale mówi pani, że nie jest impulsywny?

Nagle kobieta chwyciła ropuchę i zaczęła ją z całej siły szarpać za nogi. Wyciągnęły się jak gumki, a widok ten niemal sprawił Sejerowi przykrość. Potem powiązała je parami – najpierw przednie, a potem tylne. Wreszcie odłożyła zwierzę na swoje miejsce na biurku. Z bólem patrzył na bezradną ropuchę. Kiedy kobieta ujrzała wyraz twarzy Sejera, wybuchnęła śmiechem.

– Pokażę panu pokój Errkiego.

– Nie rozwiąże jej pani? – zapytał zaniepokojony.

– Nie – odparła, posyłając mu przekorny uśmiech.

Ogromna fala wezbrała w jego wnętrzu. Zdumiał się jej rozmiarami.

Pokój Errkiego był umeblowany skromnie – łóżko, komoda, umywalka i lustro zasłonięte kawałkiem gazety. Może Errki nie miał ochoty patrzeć na siebie. Wysokie i wąskie okno było otwarte. Poza tym pomieszczenia nie ozdabiały żadne przedmioty. Pusta podłoga i ściany.

– Przypomina mi to naszą ofertę – powiedział zamyślony Sejer. – Celę.

– Z tym, że u nas nie zamyka się drzwi na klucz.

Wszedł do środka i oparł się o ścianę.

– Dlaczego wybrała pani psychiatrię?

Przestudiował jej wizytówkę z nazwiskiem. Dr S. Struel. Zastanawiał się, co kryje się za literą „S". Może Solveig. Albo Sylwia?

– Dlatego – zaczęła, zamykając oczy – dlatego że zwykli ludzie… – wypowiedziała słowo „zwykli" jak obelgę. – Mam na myśli tych, którzy odnoszą sukcesy, dobrze przygotowanych, dobrze zorganizowanych ludzi, którzy przestrzegają wszystkich zasad, którzy osiągają swoje cele bez wysiłku, którzy potrafią się zachować w towarzystwie, którzy bez najmniejszej trudności znajdują drogę, którzy dostają się tam, gdzie chcą się dostać, którzy kupują to, co chcą… czy tacy ludzie mogliby mnie czymś zainteresować?

Pytanie zostało sformułowane w tak zabawny sposób, że Sejer nie mógł powstrzymać uśmiechu.

– Wszyscy ciekawi ludzie na świecie to nieudacznicy – powiedziała. – A raczej ci, których my nazywamy nieudacznikami. Każdy typ odchylenia zawiera element buntu. Ja nigdy nie potrafiłam zrozumieć jego braku.

– A pani? – zapytał nagle Sejer. – Czy nie jest pani jedną z tych odnoszących sukcesy i dobrze zorganizowanych osób? Czy buntuje się pani?

– Nie – przyznała. – I nie mogę tego zrozumieć, bo w głębi duszy czuję rozpacz.

– Rozpacz? Pani?

– A pan nie? – Rzuciła mu baczne spojrzenie. – Nie można na tej ziemi być światłym, inteligentnym, zaangażowanym człowiekiem i jednocześnie nie odczuwać przejmującej rozpaczy. To po prostu niemożliwe.

Czy odczuwam przejmującą rozpacz? zastanawiał się Sejer.

– Poza tym w naszym społeczeństwie najlepiej sobie radzą właśnie w pełni ukształtowane osobowości – mówiła. – Zdrowi, absolutnie pewni siebie i konsekwentni ludzie. Rozumie pan, ludzie o silnym charakterze!

Nie mógł już ani chwili dłużej powstrzymać śmiechu.

– Tutaj jest miejsce na bunt i nie boimy się kłopotów. Nie boimy się też porażek. Znów odsunęła grzywkę z twarzy. – Prawdopodobnie nie mogłabym funkcjonować w żadnej innej społeczności niż ta.

Zafascynowało go to, że tak otwarcie wyraża swoje myśli, mimo że był dla niej zupełnie obcym człowiekiem. Jednocześnie wcale nie czuł się tutaj obcy.

– A jak jest u pana w pracy? – zapytała.

– U mnie w pracy? – Zastanowił się przez chwilę. – U mnie w pracy mamy porządek, hierarchię służbową i dużo okropnych ludzi o bardzo silnych charakterach. – Spróbował zmienić nastrój rozmowy, który stawał się trochę zbyt wesoły. – Niewiele miejsca na improwizację i fantazję. Praca polega przeważnie na poszukiwaniu drobiazgów, jak włosy, odciski lub krew. Ślady obuwia albo opon samochodowych. Później dołącza do tego psychologia i mimo że nigdy nie zajmuje wiele miejsca w naszych raportach, jednak jest w nich obecna. Oczywiście to jedyny naprawdę fascynujący element naszej pracy. Gdyby nie on, robiłbym coś innego.

– A ludzie, których zgarniacie z ulicy i zamykacie w klatkach?

Spojrzał na nią skonsternowany.

– Niezupełnie tak byśmy to opisali.

Teraz próbuje mnie sprowokować, pomyślał. Może tak bardzo przyzwyczaiła się do buntowników, że nie sądzi, by musiała stosować się do zwykłych zasad kurtuazji.

– Wolałbym wysyłać ich gdzie indziej – odparł spokojnie.

Zafascynowała go ta kobieta – jej szeroka, jasna twarz i ciemne oczy z jasnymi obwódkami wokół źrenic – tak bardzo, że zaczął obawiać się tego, z czego jeszcze może jej się zwierzyć.

– Jeżeli znalazłoby się dla nich jakieś inne miejsce – mówił dalej. – Mimo wszystko nigdy nie trafiają dalej niż… do klatek.

– Czy obchodzi pana los takich ludzi? – spytała.

Musiał sprawdzić, jaki ma wyraz twarzy, bo znów się z nim przekomarzała.

– Tak, obchodzi, chociaż mam dla nich niewiele czasu. Poza tym nie jestem strażnikiem więziennym. Ale wiem, że strażnicy dbają o nich.

– Ach, tak – ironizowała. – Przypuszczam, że nasze więzienia należą do najbardziej humanitarnych na świecie.

– Humanitarnych? – nie mógł powstrzymać ostrego tonu. – Więźniowie narkotyzują się. Uciekają przez okna, łamią sobie nogi, a nawet karki. Wariują, gwałcą się nawzajem, zabijają innych więźniów i popełniają samobójstwa. O jaki humanitaryzm właściwie pani chodzi?!

Wziął głęboki oddech.

– Naprawdę obchodzi pana to, co się z nimi stanie! – uśmiechnęła się.

– Przecież pani mówiłem.

– Musiałam się upewnić.

Oboje zamilkli i po raz kolejny zdumiał się tą dziwną rozmową. Zupełnie jakby doktor Struel brakowało respektu należnego reprezentowanej przez niego władzy, który nakazywał ludziom mówić z szacunkiem albo nie odzywać się wcale.

– Wróćmy do Errkiego – odezwał się w końcu. – Proszę mi o nim opowiedzieć.

– Tylko jeżeli naprawdę to pana interesuje.

– Pewnie, że mnie interesuje!

Wyszła na korytarz.

– Chce mi się pić. Chodźmy do bufetu na colę.

Spostrzegł, że podąża za nią krok w krok. Starał się opanować zamęt w swojej głowie, w piersiach, w żołądku i wszędzie tam, gdzie właśnie się on pojawiał. Sejer niczego już nie był pewny.

Rozdział 10

– Którędy, pani zdaniem, poszedł Errki?

– Przez las.

Doktor Struel wskazała miejsce położone trochę na lewo od Wzgórza.

– Jest tam małe jeziorko, które nazywamy Sadzawką, ale już je sprawdzaliśmy. Chyba powędrował dalej i trafił na główną drogę w miejscu, gdzie przechodzi ona pod autostradą. Jeżeli więc widziano go w Finnemarce, ten kierunek wydaje się najbardziej prawdopodobny.

Chwilę później siedzieli w bufecie, popijając colę.

– Czy mogłaby pani wytłumaczyć zwykłemu człowiekowi, czym faktycznie jest psychoza? – zapytał Sejer.

– A czy pan jest zwykłym człowiekiem?

W tonie jej głosu pobrzmiewała nuta ironii i nie był całkiem pewny, czy powinien zinterpretować pytanie jako komplement, czy też jako coś wprost przeciwnego. Zakłopotany, zaczął się bawić telefonem komórkowym przyczepionym do paska.

– Pod pewnymi względami to niemożliwe ze względu na poziom abstrakcji – odparła cicho. – Ja uważam ją za pewien rodzaj schronienia. Chodzi o to, że w pewnej chwili wszystkie normalne mechanizmy obronne człowieka zupełnie się załamują. Dusza otwiera się tak szeroko, że każdy może wejść do środka. Nawet najbardziej niewinne próby kontaktu odbierane są jak wrogi atak. Errki znalazł sobie takie schronienie. Próbuje przeżyć, wypracowując sobie pewną strategię, coś w rodzaju siły korygującej, która stopniowo przejmuje nad nim całkowitą kontrolę. Ogranicza jego wolność i możliwość dokonywania własnych wyborów. Rozumie pan coś z tego?