– A ty? – zapytał Errki spokojnie. – Kiedy się zorientowałeś?
– Zorientowałem się w czym? – Morgan przymknął oczy i wyjrzał przez okno. – Niełatwo się z tobą gada. Czy jest coś, o czym można z tobą spokojnie porozmawiać? Ty wybierasz temat. – Westchnął ciężko. – Do zmroku jeszcze daleko.
Kolejna pauza. Errki usiadł na kanapie z podwiniętymi nogami.
– Na świecie toczy się wiele wojen – powiedział w końcu.
– Naprawdę? Chyba masz rację. A może byś mi coś opowiedział o swoim szpitalu? – poprosił mężczyzna błagalnym tonem.
Mógłby to zrobić, pewnie że mógłby. Gdyby miał na to ochotę. Na przykład opowiedzieć o Ragne, która nie mogła pogodzić się z faktem, że urodziła się dziewczyną, i którą zawsze znajdowano okaleczoną w kałuży krwi – albo w łóżku, albo pod prysznicem, bo próbowała odciąć sobie narządy płciowe. Co wcale nie jest takie łatwe, kiedy jest się dziewczyną. Napój gazowany, herbata i kawa, pomyślał Errki. Piwo, wino i wóda. Opowiedzieć wszystko temu idiocie z kręconymi włosami? Nigdy.
– W porządku, mniejsza o to – powiedział Morgan zrezygnowany. – A może ty jesteś geniuszem? Pięknym, błyskotliwym umysłem? Nie żartuję. Widzę, że jesteś bystry, nawet jeżeli wydajesz się inny.
Errki nie odpowiedział. Ten facet był prawdziwym, żałosnym prymitywem.
Morgan westchnął. Znużenie zaczęło mu się dawać we znaki. Errki nie chciał się odzywać, a jego męczyło słuchanie własnego głosu. Poza tym przeważnie bełkotał o niczym. Nie mógł spać. Nie mógł też wypić więcej whisky. Nie był przyzwyczajony do siedzenia w pokoju z innym mężczyzną, który w dodatku nie odpowiadał na pytania. To go denerwowało.
– Na co wydasz pieniądze? – zapytał Errki z autentyczną życzliwością.
– Pieniądze?
– Pieniądze z napadu. Kupisz sobie nintendo? Wszystkie chłopaki chcą mieć nintendo.
Nagle Morgan wstał, podszedł do okna i zaczął wpatrywać się w wodę. Lśniła jak szkło, a jej głęboka, kasztanowata barwa przypominała brąz. Spojrzał na pozbawioną roślinności wyspę i suche gałęzie jodeł zwieszające się nad wodą. Za chwilę znów nadadzą wiadomości. Pomyślał o samochodzie i zastanawiał się, kiedy ktoś go znajdzie. Wtedy policja zorientuje się, że poszli w góry, do lasu.
– Muszę się odlać – powiedział i wyszedł z pokoju. Wziął ze sobą broń. – Zostań tutaj. Będę na schodach.
Wyszedł na zewnątrz i odetchnął gorącym powietrzem. To była najcieplejsza pora dnia. Tęsknił za ciemnością, która nie chciała przyjść. Dopiero jesienią. Bez sensu, pomyślał z przygnębieniem.
Errki wstał z kanapy i usiadł na podłodze, opierając się o ścianę. Usłyszał szelest strumienia moczu w suchej trawie i cichy odgłos zapinanego zamka błyskawicznego. Whisky promieniowała ciepłem po całym ciele. Chciał jeszcze.
Morgan wrócił do chaty. Errki mógł go teraz poprosić, ale to sprzeciwiało się jego zasadom, nie wolno go o nic prosić. Mężczyzna odłożył torbę na bok i stał odwrócony do niego plecami. Kręcił gałkami i poprawiał antenę. Errki patrzył na koszulkę bez rękawów i na umięśnione łydki Morgana. Wyobraź sobie, że jesteś mężczyzną, bo natura tak cię wyposażyła, ale jednocześnie wyglądasz tak niezbornie, jakby cię złożyła z przypadkowych części, które nie pasują do siebie. W pokoju zapanowało milczenie. Errki miał właśnie odmówić modlitwę. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz się modlił. Pewnie wiele lat temu. Czuł, jak słowa zbijają się w kulę, która nie chce wyjść na zewnątrz.
Utkwił więc wzrok w torbie. Skupił całą energię w jednym oku i poczuł, jak jego spojrzenie zmienia się w promień przeszywający pokój. Trafił w czarną płócienną torbę i za chwilę cienka smużka dymu uniosła się z materiału. Wyczuł słaby zapach spalenizny. Morgan odwrócił się. Z piwnicy dobiegało dudnienie, jakby obluzowane, wielkie kamienne bloki z hukiem waliły się w dół. Huk stał się głośniejszy, potem przeszedł w grzmot. Nestor płonął. Chwilę później Errki zobaczył, jak coś wylewa się spomiędzy brudnych desek podłogowych. Rzeka krwi. Płynęła zaledwie o kilka centymetrów od jego stóp. Torba znalazła się po przeciwnej stronie.
– Co z tobą? – zapytał Morgan nieswojo. – Jesteś chory?
Errki nie spuszczał wzroku z torby.
– Myślę, że powinieneś napić się jeszcze trochę whisky. Może po tym zrobi ci się lepiej.
W jego głosie pobrzmiewał niepokój. Errki nie ruszył się z miejsca. Patrzył na krew.
– Mówiłem, żebyś się jeszcze napił.
Errki nie poruszył się. Nie mógł dosięgnąć torby dłonią. Musiałby zrobić krok naprzód, ale wtedy pośliznąłby się w kałuży gęstej, gorącej krwi.
– Dlaczego zawsze musisz wszystko utrudniać?! A może mam założyć smoczek na butelkę i wziąć cię na ręce?
Morgan chwycił torbę, wyjął z niej whisky i skierował dłoń w jego stronę. Errki wyrwał mu butelkę i pociągnął łyk. Torba przestała się tlić.
Miałeś szczęście. Nie licz, że następnym razem będzie tak samo.
– Nie jestem pazerny – powiedział mężczyzna. – Mów, co chcesz, ale skąpy nie jestem. – Groźnie spojrzał na Errkiego, który pił łapczywie.
Morgan wyszedł do kuchni. To prawda, był dziwnym człowiekiem, ale nie był skąpy. Grzebał w szufladach, potem Errki usłyszał, jak otwiera drzwi do spiżarni, a gdy zniknął mu z oczu, upił jeszcze kilka sporych łyków. Słyszał, jak klnie pod nosem i jak rozrzuca dookoła różne przedmioty. Potem szelest, który oznaczał, że bawi się świecą zawiniętą w celofan. Errki wypił jeszcze trochę, przysłuchując się odgłosom uderzeń w ściany sypialni. Nagle jego głos rozległ się echem po chacie.
– A to co, do cholery? Popatrz tu!
Errki wstał i na chwiejnych nogach ruszył naprzód z butelką w dłoni.
– Wzywałeś mnie, panie?
Morgan odłożył broń na parapet.
– Popatrz, co znalazłem!
Pokazał Errkiemu kilkakrotnie złożony kawałek szarego papieru.
– Na podłodze pod łóżkiem znalazłem mapę Finnemarki. Sprawdźmy, gdzie jesteśmy.
Przeczytał na głos:
– Mapa Finnemarki, Krajowy Instytut Kartograficzny, 1965 rok. Pomóż mi.
Morgan podniósł broń i wrócił do pokoju dziennego. Errki szedł za nim.
– Będziesz musiał mi pomóc. Umiesz czytać mapę? Potrafisz na niej znaleźć tę chatę?
Gdy rozłożył mapę, prawie rozpadła mu się pod palcami. Errki spojrzał na nią i końcem palca wskazał maleńką, bladoniebieską plamkę.
– Jesteśmy tutaj – powiedział spokojnie.
– Łatwo ci poszło – zdziwił się Morgan. – Skąd ta pewność?
– Popatrz na jezioro – powiedział Errki. – Widzisz, jaki ma kształt? A potem porównaj z mapą. Jezioro nazywa się Himmerik.
– Jezu. Ty rzeczywiście masz przebłyski świadomości.
Morgan podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Lustro wody miało dokładnie taki sam kształt jak jezioro na mapie.
– Naprawdę znasz tu wszystkie kąty. W takim razie nie zaszliśmy zbyt daleko – dodał. – Dzisiaj wieczorem przejdę przez grań i wyjdę tutaj – znów wskazał na mapę. – I dla zabawy zamienię się z tobą ciuchami.
Powrócił do butelki whisky. Wreszcie poczuł się lepiej. Wiedział, gdzie są. Wszystko miało nazwę: góry, jezioro i sieć wyraźnie ponumerowanych dróg.
– Wrócisz tą samą drogą, którą tu przyszliśmy, a ja pójdę dalej – chyba na północny zachód. Mogę ci pożyczyć bermudy. Będzie ci w nich super. Wtedy cię puszczę. Koło północy.
Wyglądał na zadowolonego. Miał cel.
– Wiadomości! – wykrzyknął nagle. Potykając się, podszedł do radia i pogłośnił. Tym razem spikerką była kobieta. Errki znów usiadł na podłodze i zamknął oczy. Usta mu zdrętwiały. Krążący w żyłach alkohol dawał miłe odprężenie.