Выбрать главу

– Tak – odparł Sejer. – Ale z domu. Z motyki udało nam się zdjąć tylko dwa niekompletne. Na szczęście mieszkała sama. Niewielu ludzi wpuszczała do środka, czyli niewielu czegokolwiek tam dotykało. Czas pracuje dla nas.

– Już dość widziałeś?

– Tak, dzięki.

Snorrason przykrył prześcieradłem twarz zmarłej i wsunął szufladę z powrotem na miejsce.

– Raport dostaniesz we właściwym czasie.

Sejer pojechał do komisariatu. Po drodze zauważył, że myśl o doktor Struel zakrada się do jego umysłu i zastępuje zmasakrowaną twarz, którą właśnie oglądał. Gładka, pokryta meszkiem skóra Sary. Ciemne oczy z jasnymi obwódkami wokół źrenic.

Tyle lat samotności. Ale przecież chciałem być sam, pomyślał. Dlaczego teraz pragnę czegoś innego?

Pomyślał znów o Elsi Johrmie. Dlaczego potknęła się na schodach? Musiało istnieć jakieś wyjaśnienie, jakaś przyczyna nagłej utraty równowagi. Spadła ze schodów we własnym domu, ze schodów, po których wspinała się do góry i schodziła na dół niezliczoną ilość razy. Może biegła, a może schody były mokre? Musiał istnieć jakiś powód, podobnie jak istniał powód, że odniesione urazy spowodowały jej śmierć, chociaż równie dobrze mogła wyjść z tego ze wstrząśnieniem mózgu i złamaniem nadgarstka. Kiedy będę stary, postanowił, wrócę do wszystkich nierozwiązanych spraw, których akta trzymamy na komendzie. Popracuję nad nimi w spokoju, dziennikarze nie będą mi suszyć głowy, a ja przeanalizuję wszystko jeszcze raz, ale tym razem tak, jak sam chcę. Pracę zamienię w hobby, a żył będę z emerytury. Kollberg będzie mnie grzał w nogi. Będę popijał whisky i robił sobie skręty. Co za radość!

Podobnie w Piśmie Świętym opisano przejście przez Morze Czerwone. Na widok Skarrego, stojącego w otwartych drzwiach, ubrani na biało, zaaferowani ludzie rozstąpili się na boki. Wszedł do ogromnej, parnej kuchni i spojrzał w kierunku wskazanym przez kucharza. Tam, przy zmywarce. To jest Kristoffer Mai.

Na razie Skarre widział tylko szerokie plecy, krótką szyję i rude włosy chłopaka. Był jedyną osobą w pomieszczeniu, która nie zauważyła, że wchodzi ktoś obcy. Właśnie wyjmował ze zmywarki kosz z kilkudziesięcioma parującymi kieliszkami do wina. Nie zwrócił uwagi na ciszę, która zaległa w kuchni, dopóki nie odstawił ciężaru. Wtedy odwrócił się i zobaczył Skarrego.

– Kristoffer Mai?

Chłopak skinął głową. Sprawiał wrażenie, że gorączkowo przetrząsa zakamarki pamięci, by wyjaśnić przyczynę niespodziewanej wizyty. Potem sobie przypomniał. Musiało chodzić o ciotkę Halldis. Opanował się i szybko skinął głową, wycierając dłonie. Wyłączył maszynę. Kropelki potu wystąpiły mu na czoło.

– Czy możemy gdzieś usiąść i porozmawiać?

– W pokoju socjalnym – powiedział Mai, wskazując gościowi drogę. Oczy miał wbite w ziemię, bo czuł, że wszyscy mu się przyglądają. Nigdy przedtem nie zwracali na niego uwagi, nie wiedział więc, jak sobie poradzić z nową sytuacją.

Pomieszczenie było długie i wąskie. Usiedli w kącie, odwróceni plecami do drzwi. Skarre spojrzał na młodą twarz mężczyzny i poczuł, że ogarnia go przygnębienie. Ilu ludzi jeszcze w życiu poznam, pomyślał, z powodu jakiegoś makabrycznego i brutalnego morderstwa? Co będę o tym wszystkim sądził za dziesięć lat? Bez przerwy wypytuję niewinnych ludzi: Gdzie wczoraj byłeś? Kiedy wróciłeś do domu? Jak opisałbyś teraz swoją sytuację finansową? Takie rzeczy pozostawiają ślady w psychice.

Z tylnej kieszeni wyjął notatnik.

– Trudno nie zauważyć, że macie tu gorąco – zaczął przyjaźnie, spoglądając na poczerwieniałą twarz.

– Mnie to odpowiada – odparł Mai z przelotnym uśmiechem. – Pochodzę z Hammerfest. My, ludzie z północy, zawsze marzniemy.

Skarre otworzył notatnik i zaczął.

– Kiedy się pan dowiedział o śmierci ciotki?

– Wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie moja matka.

– I co panu powiedziała?

Podniósł wzrok ku elektrycznemu wentylatorowi na suficie i westchnął ciężko.

– Że ktoś włamał się do jej domu, ukradł jej wszystkie pieniądze, zabił ją siekierą i uciekł.

– Motyką – poprawił go Skarre.

– Co za różnica – powiedział cicho. – Ludzie mówią, że miała dużo pieniędzy.

– Co panu o nich wiadomo?

– Miała pół miliona – odparł Mai. – Ale wszystko trzymała w banku.

– Wiedział pan o tym?

– Cholera, no pewnie że wiedziałem. Była dumna z tych pieniędzy.

– Czy mówił pan o tym jeszcze komuś?

Chłopak rzucił Skarremu badawcze spojrzenie.

– Komu na przykład?

– Znajomym. Kolegom.

– Raczej trzymam się z dala od innych – powiedział otwarcie.

– Ale rozmawia pan z ludźmi?

– Tylko z gościem, od którego wynajmuję pokój. Z nikim innym.

Chłopak poprawił się na krześle i rzucił Skarremu badawcze spojrzenie.

– Jest pan tutaj, żeby mnie przesłuchać w tej sprawie? Czy nie tak to nazywacie?

Skarre odłożył notatnik i spojrzał na Maia. Ani przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, że ten miody człowiek mógłby kogokolwiek zamordować, a już z pewnością nie własną ciotkę dla pieniędzy. Wizyta policjanta została jednak właśnie w ten sposób odebrana. Zastanawiał się, jak czuje się teraz przesłuchiwany. Czy wystarcza mu przekonanie, że ma sumienie czyste jak kryształ? A może gdzieś w duchu czaił się niepokój, bo wiedział, że ktoś brał taką możliwość pod rozwagę? Kristoffer Mai miał zielone oczy. Wyglądały niewinnie. Skarre nagle uświadomił sobie, że wszyscy tak wyglądali – absolutnie wszyscy, których przesłuchiwał, pytał i z którymi rozmawiał. Może wystarczyło, że kiedyś, w tragicznym położeniu, każdy z nich o czymś takim pomyślał. Halldis ma furę pieniędzy, a ja haruję na zmywaku jak wół za marne grosze. A gdyby tak…?

– Odwiedzał ją pan od czasu do czasu, prawda?

– Jeżeli trzy razy na rok znaczy od czasu do czasu, odpowiedź brzmi: tak.

Skarre spróbował złagodzić uśmiechem sugestię, kryjącą się za następnym pytaniem.

– Kiedy był pan u niej ostatni raz?

Mai zerknął przez okno i wzruszył ramionami.

– Jakieś trzy miesiące temu. Czy to dawno, czy nie, zależy od pana interpretacji.

– Wysiał jej pan list? Nadany sześć dni temu?

Pokręcił się na krześle nieswojo.

– Właśnie o tym myślałem. Że w ostatnich dniach życia czekała na kogoś, kto nie przyjechał.

– Dlaczego nie przyjechał pan, tak jak obiecywał?

– Duża część personelu poszła na chorobowe i musiałem brać nadgodziny.

– Czy zatelefonował pan do niej, żeby uprzedzić, że przyjedzie pan później?

– Niestety nie – wymamrotał. – Jestem taki sam jak większość ludzi. Zajęty swoim własnym życiem. Przynajmniej teraz to zrozumiałem.

Skarre znał ten rodzaj poczucia winy, który pojawiał się zawsze, gdy ktoś umierał. W takich okolicznościach, nawet jeżeli ludzie nie mieli powodu, czuli się winni.

– Lubi pan swoją pracę? – zapytał. Miał wrażenie, że traci tu czas, siedząc i wypytując jednego z niewielu krewnych zamordowanej kobiety, jedną z nielicznych osób, które od czasu do czasu ją odwiedzały. Równocześnie nie mógł zrozumieć własnego skrępowania. Przecież po to tu przyjechał. Może jestem przepracowany, pomyślał, a to znak, że przydałby się urlop. – Od kogo wynajmuje pan mieszkanie? – zapytał. – Bo nie ma pan swojego, prawda?

– Tak, wynajmuję małe mieszkanie z osobnym wejściem i łazienką. Płacę dwa i pół tysiąca miesięcznie. Jest zupełnie w porządku, a i na właściciela nie mogę narzekać. Czasami robi gofry, wtedy puka do mnie, żeby mnie poczęstować. Chyba czuje się samotny. Może mieć około siedemdziesiątki. Wspominam panu o jego wieku tak na wszelki wypadek. Nawet jeżeli coś mi się przy nim wyrwało o pieniądzach Halldis, nie dalby rady pojechać tak wysoko do lasu, żeby je ukraść.