– Albo podeszwa jest uszkodzona – mówił dalej Sejer. – Jeszcze coś: jeden ślad jest słabszy od drugiego. Jakby ta druga była bardziej wytarta.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał Skarre.
– Kto wie, czy nie było ich dwóch.
– Zabójców?
– Tak.
– I obaj nosili takie same sportowe buty z falistym bieżnikiem?
– Właśnie takie buty teraz się nosi. Zwłaszcza wśród młodych ludzi.
– W takim razie to raczej nie był Errki – wyrzekł powoli. – On zawsze chodzi sam.
– Skok ze spadochronem jest coraz bliżej – oznajmił wesoło Sejer. – Myślę, że powinniśmy spróbować z pięciu tysięcy stóp. Wtedy na pewno będziesz zadowolony.
Skarre czuł, jak ogarnia go fala niepokoju. Odetchnął głęboko, żeby uporządkować myśli.
– Najgorsza chwila przychodzi wtedy, kiedy otwierają drzwi – dodał Sejer. – Ryk wiatru i lodowate powietrze. Zdziwisz się, jak zimno może być na takiej wysokości.
– Coś ci pokażę – zagadał Skarre, szybko zmieniając temat.
Otworzył notatnik i wskazał palcem. Sejer czytał ze zmarszczonymi brwiami, a potem powoli skinął głową.
– Znalazłeś go?
– Zdaniem Kristoffera, Tommy wyjechał, ale mówi, że nie wie dokąd. Poszedłem pod wskazany adres, ale ojca nie zastałem. Sąsiad powiedział, że wybrał się gdzieś na weekend.
– W takim razie spróbujemy jeszcze raz w niedzielę wieczorem. Może kogoś zastaniemy. A skoro już o tym mówimy, może powinieneś wykupić jakieś ubezpieczenie na życie? Polecam Duo Insurance. Znajdę ci numer telefonu.
– Niepokoi mnie trochę, że syn wyjechał, a kiedy chcę znaleźć ojca, on też znika.
– Pewnie ma chatę w górach. Masz narty albo coś w tym rodzaju? Nie ma po co kupować kombinezonu do skoków ze spadochronem tylko na jeden raz. Ale buty są ważne. Na wszelki wypadek dokup w aptece ochraniacze na kolana.
Sejer, siedząc w fotelu, przechylił się do tylu i uśmiechnął wesoło do podwładnego.
– Wiedziałeś, że w „King's Arms" jest pięćdziesiąt różnych gatunków piwa? – odgryzł się Skarre. – Mają otwarte do drugiej w nocy, więc jak zaczniemy o ósmej wieczorem, może nam się udać posmakować większości z nich. Na wszelki wypadek zarezerwuję stolik blisko toalety.
– Ciśnienie wiatru jest tak olbrzymie, że gdybyś otworzył usta podczas spadania, nie dasz rady ich zamknąć. Wywracają się na lewą stronę i masz wtedy uśmiech jak ropucha.
– W barze powiedzieli mi, że mają Famous Grouse, twoją ulubioną whisky.
– Lepiej skup się na skoku. Ale wracając do tematu, może w całej tej sprawie nie chodzi wcale o to, co nam się wydaje. Ktoś musiał bardzo potrzebować tych pieniędzy. Jeżeli Tommy Rein się ukrywa, prawdopodobnie ma swoje powody. Może wszedł z kimś w zmowę?
– W takim razie napadliby ją wieczorem, a nie wcześnie rano. Poza tym przyjechaliby samochodem, żeby szybciej uciec – Skarre wstał. – Nie zapomnij załadować lodówki piwem. Nie znam nic lepszego na kaca.
Sejer nie usłyszał pukania. Nagle w drzwiach pojawiła się Sara z torebką w ręku. Zdążyła wpaść do domu i się przebrać. Do domu i do Gerharda, pomyślał.
Zrobiła kilka kroków naprzód i zatrzymała się przed biurkiem głównego inspektora, a on próbował ukryć zaskoczenie i emocje, które nim zawładnęły.
Sara Struel wpatrywała się w niego. Sejer wyglądał na zaskoczonego, jednak robił wszystko, żeby się opanować.
– Czym mogę pani służyć? – wyjąkał.
– Jeszcze nie wiem – powiedziała wesoło.
Zaległa kompletna cisza. Oczy jej się śmiały. Sejer odpowiedział speszonym uśmiechem, czując, że zastyga mu on na twarzy.
– Nie zapyta mnie pan, dlaczego jestem tutaj? – mówiła, nadal się uśmiechając.
Wybierasz się z Gerhardem w podróż do Izraela i potrzebujesz nowych dokumentów, a biuro paszportowe jest na pierwszym piętrze, więc pomyślałaś, że załatwisz obie sprawy naraz.
– Nie jest pan ciekawy?
Raczej przestraszony.
– W tej chwili jest pan tak samo bezradny, jak tamta ropucha – zauważyła bez cienia złośliwości. – Przyszłam tutaj, bo chciałam znów pana zobaczyć.
Za chwilę nie będę w stanie odróżnić snu od jawy.
– Zaschło mi w gardle. – Rozejrzała się po gabinecie. – Czy ma pan coś do picia?
Wstał, jak we śnie, i podał szklankę wody.
Może Gerhard ją bije, więc Sara chce od niego odejść?
– Przepraszam – powiedziała miękko. – Postawiłam pana w kłopotliwej sytuacji, ale uważam, że dobrze być szczerym.
– Tak, oczywiście – odpowiedział z powagą, jakby była świadkiem, który poinformował go o czymś tak ważnym, że natychmiast musiał zająć się sprawą.
– Wiem, że uczucia innych ludzi mogą być zupełnie odmienne. Ale przecież jesteśmy dorośli.
– Nie ma w tym nic złego.
Jednym haustem opróżnił całą szklankę wody i wlepił wzrok w podkładkę leżącą na biurku, w targany wojnami kontynent afrykański. Jakieś uczucia wzbierały także w jego wnętrzu. Czuł się łatwopalny jak beczka z benzyną. Gdyby jej dłoń – drobna iskra – zbliżyła się do niego, wznieciłaby pożar. Leżała na biurku, miękka i smukła, niedaleko jego ręki.
– Nie groziłam panu śmiercią – powiedziała, uśmiechając się łagodnie i poklepując go po dłoni.
– Śmiercią? – zapytał.
– Powiedziałam tylko, że chciałam pana znów zobaczyć. Nic więcej.
– Jesteśmy wdzięczni za każdą pomoc – wyjąkał nieskładnie. Na pewno przypomniała sobie o jakimś ważnym dla sprawy szczególe.
– W takim razie pomogę panu trochę – powiedziała, spoglądając mu głęboko w oczy. – Proszę tylko odpowiedzieć na jedno pytanie.
Skinął głową ulegle i uprzejmie, ściskając w dłoni szklankę.
– Cieszy się pan, że mnie widzi?
Główny inspektor Konrad Sejer, waga – osiemdziesiąt trzy kilogramy, wzrost – metr dziewięćdziesiąt sześć centymetrów, wstał i podszedł do okna. Przez chwilę przyglądał się rzece i łodziom. Nie sądził, że coś takiego będzie możliwe.
Mój system obronny załamuje się, pomyślał. Odsłaniam się aż po zakamarki mojej duszy. I nie mam się gdzie ukryć.
– Mam dużo czasu – mówiła łagodnie. – Zaczekam na odpowiedź.
Czy coś zacznę, jeżeli odpowiem? Weź się w garść, człowieku, pomyślał. Przecież nie przyznajesz się do zabójstwa. Wystarczy, że powiesz tak.
Powoli odwrócił się i spojrzał jej w oczy.
Zgłoszenia od osób utrzymujących, że widziały Errkiego, zasypywały centralę telefoniczną komisariatu policji. Miał przebywać w czterech miejscach odległych od siebie tak bardzo, że fizyczną niemożliwością było pokonanie dzielących je dystansów w tak krótkim czasie. Młoda kobieta z wózkiem spacerowym spotkała go na drodze numer 285 i zapamiętała napis na jego koszulce. W tym samym czasie kasjerka na stacji benzynowej Shella pod Oslo stwierdziła, że coś u niej kupował. Przyszedł pieszo i tak samo odszedł. Kierowca ciężarówki przewiózł go przez szwedzką granicę w Orje.
Niestety, tylko ta ostatnia informacja dotarła do Kannicka Snellingena. Powtórzył ją Palte.
– Przed chwilą mówili w radiu, że jedzie teraz do Szwecji. Pomyśl o tym biednym kierowcy, Kannick. Gość nie ma pojęcia, kogo wiezie w kabinie!
Przerażony? Nie on. Kannick zgubił w lesie dwie strzały. Dwie strzały z włókna węglowego marki Green Eagle, z prawdziwymi piórami, po sto dwadzieścia koron sztuka. Perspektywa czekania choć chwilę dłużej była nieznośna. Musiał je odnaleźć. W lesie są zwierzęta i mogą je stratować. Albo zacznie padać, i powoli, ale systematycznie będą się zapadać w ziemię, aż wreszcie znikną. Dokładnie pamiętał miejsce, w którym stał, gdy je wystrzelił, i w myślach potrafił odtworzyć tor ich lotu poprzez korony drzew, do miejsca, w którym powinny były spaść. Kiedy tylko usłyszał o Errkim, postanowił wyruszyć na poszukiwania, ale robiło się późno, a na jego wyprawę nie wyraził zgody żaden z wychowawców. Teraz siedział w swoim pokoju i wyglądał na podwórze. Udało mu się wywołać długie i satysfakcjonujące beknięcie. W ustach poczuł smak pora i brukwi z potrawki, którą jedli na obiad. Dzisiaj nie wybierali się na pływalnię, a Margunn jak zwykle była pochłonięta papierkową robotą i podobnymi rzeczami. Łuk schowała w swoim gabinecie, w dużej metalowej szafce, gdzie trzymała tych kilka wartościowych przedmiotów, które posiadali. Karsten miał aparat fotograficzny, a Philip – scyzoryk, którego wolno mu było używać tylko w obecności kogoś dorosłego. Szafka była zamykana na klucz, który Margunn przechowywała w szufladzie swojego biurka w małym plastikowym pudelku, razem z innymi ważnymi kluczami. Wszyscy o tym wiedzieli.