Выбрать главу

– Biedny – pogłaskała go po twarzy. – Czyżby naprawdę życie wasze zmieniło się do tego stopnia? A może to nie oni, a ty uległeś jakiejś wielkiej wewnętrznej przemianie? – Może? Sam nie wiem. Nie mogę się pogodzić z tym wszystkim, co się tam dzieje. Nikt nie myśli już o zwycięstwie. Szczerze mówiąc, wojna przestaje ludzi interesować. Co innego działo się jeszcze dwa lub trzy lata temu. Wszyscy, nawet moi Austriacy, byli otumanieni perspektywą panowania nad światem.

– A ty? – patrzyła mu w oczy z natężeniem – co o tym myślałeś wówczas?

– Ja? Myślałem to samo co wszyscy, z tą małą różnicą, że i teraz pragnę widzieć naszych wrogów pokonanych. Gdybyś wiedziała, jak straszne spustoszenia sieją te barbarzyńskie naloty wewnątrz kraju!

– Tak, wiem. Nigdy nie lubiłam Anglików. My Francuzi wolimy pokój od wojny. Nawet wtedy, gdyby miało nas to kosztować utratę imperium.

– Lecz my zwyciężymy – ożywił się odpowiadając własnym myślom – zwyciężymy i rzucimy całą tę kupiecką koalicję na kolana. Ofiary są coraz większe, ale wierzę, że Führer wie, co robi. Wie lepiej od tych wszystkich półgłówków, którzy są jego przeciwnikami.

– Daj Boże! Może wtedy będę mogła pozostać z tobą na zawsze.

– Nie powinienem ci o tym wszystkim mówić, Marianne, ale wiesz, że nie mam przed tobą żadnych tajemnic, poza służbowymi, które zresztą nie są moimi tajemnicami. Nie wiem, jak ci odpowiedzieć na to pytanie. W kraju nie jest za dobrze. Wiele nie widziałem, ale jeżeli chodzi o wycinek z życia narodu, jakim jest życie mego własnego miasta, mogę ci o nim mówić bez wewnętrznego przeświadczenia, że zdradzam słabostki swych bliskich przed kimś obcym, bo mimo wszystko, jesteś tak daleko od ludzi w Kapfenbergu, jak tylko jeden człowiek może być odległy od drugiego.

– Zacznijmy mówić o czym innym. Wiesz przecież, że wszystko to jest ważne dla mnie tylko ze względu na ciebie.

– Tak, wiem. Wierz mi, że rozmowa z tobą, to wielka, jedyna ulga. Jak wielka, sama tego nie rozumiesz. Jesteś przecież jedynym człowiekiem jakiego znam, który nie widzi we mnie wyłącznie kapitana armii niemieckiej, a tylko zwykłego, normalnego człowieka.

– Kochany! – Znów objęła go za szyję, Lecz po chwili zsunęła mu się zręcznie z kolan.

– Woda już się zagotowała. Zdejmij ten mundur.

Złapał w locie rzuconą mu piżamę i wszedł do przyległego pokoju. Kiedy powrócił, kolacja stała już na stole. Marianne przeglądała się w lustrze poprawiając włosy.

– Muszę się nieco upiększyć. Zdobywcy mają swoje prawa. Roześmiała się, kiedy niecierpliwie zawołał ją do stołu. Herbata i kilka kieliszków „calvadosu“ rozgrzały go i nadały myślom inną barwę. Łatwiej było opowiadać.

– Gdybyś wiedziała, ile przeżyłem podczas ostatnich czternastu dni. Te amerykańskie świnie mają dobre lotnictwo. Zaraz pierwszego dnia po przyjeździe, kiedy siadaliśmy do obiadu, nadlecieli. Pomiędzy ogłoszeniem alarmu, a ich ukazaniem się przeszło najwyżej trzy minuty. Oczywiście przy pierwszych dźwiękach syreny zerwaliśmy się z krzeseł i w nogi. Schrony w naszym mieście umieszczone są w sztolniach górskich. Góry spływają prostopadle do miasteczka. Po minucie znajdowaliśmy się wszyscy pod skałą. Weszliśmy może sto metrów w głąb, kiedy nagle wszystkie światła pogasły i cała góra zakołysała się jak okręt. Kobiety zaczęły płakać, wybuchła panika. Wielu ludzi pozostawiło cały swój dobytek na zewnątrz. Po dwóch godzinach alarm został odwołany. Wyszliśmy. Miasteczko stało nienaruszone, ale fabryka „Bohlera“ – fabryka, w której spędziłem osiem lat życia jako inżynier i którą znam lepiej, niż niektórzy znają własny dom, leżała w gruzach. Przyznaję, że fakt ten zastanowił mnie nieco. Ostatecznie, nie jest to jakaś tam sobie fabryczka, ale zakłady zbrojeniowe zatrudniające piętnaście tysięcy ludzi i ciągnące się na przestrzeni wielu kilometrów kwadratowych. Nie została ona całkowicie zburzona, ale serce jej: hala obrabiarek, biuro konstrukcji technicznych, montaż i hala młotów nie istnieją. Wyglądało to tak, jak gdyby ludzie rzucający bomby znali jej punkty newralgiczne tak dobrze, jak ci, którzy w niej pracują. Remont wymagać będzie, co najmniej sześciu do ośmiu miesięcy. Cały mój urlop upłynął pod znakiem tego rodzaju rozważań. Co jeszcze można dodać? Ludzie są zmęczeni latami wojny. Transport, żywność, warunki życia – wszystko to szwankuje w dużym stopniu. Prusacy pewnie wytrzymują te przeciwności o wiele lepiej, ale my Austriacy nie potrafimy nigdy skoncentrować się na jednej idei. Jesteśmy weselsi i mniej odporni niż oni i dlatego stoimy na niższym poziomie.

– Nie rozumiem? – uniosła piękne brwi.

– Wiem, że nie rozumiesz. Ja sam nie bardzo rozumiem. Tak jednak jest. Ale skończmy mówić o tych ohydnych sprawach. Życie nie jest tylko po to, aby je brać z najgorszej strony.

Wstał od stołu i podszedł do niej. Pochylił się i objął ją. Przymknęła oczy i oparła głowę na jego piersi. Wpił się ustami w jej usta. Szlafroczek osunął się z ramionn. Wziął ją na ręce i zaniósł na łóżko...

Kiedy rano, drzwi zamknęły się za nim, stanęła przy framudze okna, czekając aż zarys jego sylwetki wsiąknie w firankę deszczu, po czym szybko podeszła do tego samego łóżka, na którym spędzili noc. Odkręciła poręcz i wyjęła mały, zielony zeszyt. Raz jeszcze podeszła do okna i sprawdziwszy, że na uliczce nie ma nikogo, usiadła przy stole. Przez dłuższą chwilę zajęta była pisaniem. Kiedy skończyła, powiodła wzrokiem po pokrytej drobnym, energicznym kobiecym pismem, kartce. List brzmiał:

„Agent CD–5 do „Czwartego Albatrosa“ w „H 111“.

„Kontakt pomiędzy mną, a wspomnianym uprzednio oficerem, na mym sektorze, został ponownie nawiązany. Jeżeli chodzi o jakieś konkretne wiadomości, to powiedzieć muszę, że na razie nie uzyskałam prawie żadnych. Jeżeli chodzi o nasz sektor: zauważyłam wczoraj rano, jak saperzy zakładali miny typu talerzowatego na przedpolu pozycji karabinów maszynowych (Odcinek CD, a2 – CD, a3). Dokładne rozmieszczenie tego nowego pola i jego plan postaram się przesłać po uzyskaniu wiarygodnych informacji. Poza tym, mam jeszcze jedną wiadomość. Od wyżej wzmiankowanego oficera, będącego dawniej inżynierem w zakładach zbrojeniowych „Bohler AG“ w Kapfenbergu, Steiermark, południowo–wschodnia Austria, dowiedziałam się, że zakłady te, podczas pobytu jego na urlopie, zostały gruntownie zbombardowane. Działo się to czternaście lub piętnaście dni temu w porze obiadowej. Twierdzi on, że zniszczenie obejmuje halę obrabiarek, biuro konstrukcji technicznych, montaż i halę młotów. W praktyce nie istnieją one podobno. Jako fachowiec pracujący kilka lat na tym terenie określa on czas trwania remontu na około osiem miesięcy. Nie wiem, oczywiście, ile jest prawdy w tym opowiadaniu i nie wiem, czy raport o tym ma jakąkolwiek wartość praktyczną. Podaję to wszystko z punktu widzenia przydatności wszystkich informacji, gdziekolwiek by one nie zostały zebrane. Pozdrawiam Was serdecznie. Napiszę, mniej więcej, pojutrze. Szczerze oddany „CD–5“