– Przecież oni byli małżeństwem!
– Powinien pan wiedzieć, lensmanie, że wszystkie kobiety wabiły mego syna na diabelskie ścieżki – oświadczyła pani Tilda, po czym wraz z dzieckiem weszła do domu.
Lensman odwrócił się, żeby poprawić uprząż.
– Ciekaw jestem, kto to pierwszy mu pokazał, że ręce kobiety są delikatne i pieszczotliwe, jeśli nie ta cholerna mamuśka! – mruczał ze złością. – Ale rodzinka, nie ma co! Ukochany synek mamusi!
Belinda spoglądała na niego żałośnie. Jakoś tak dziwnie się wyrażał, że nie mogła zrozumieć.
Długo patrzyła w ślad za Lovisą, która też odwracała się do niej ponad ramieniem pani Tildy; w końcu drzwi domu zostały zamknięte. W tej chwili nic już nie można było zrobić, ale Belinda nie zamierzała dać za wygraną!
– Czy należy pozwolić, żeby dziecko dorastało w takim poczuciu winy? – zapytała, kiedy powóz ruszał w drogę.
– Oczywiście, że nie – odparł lensman, a zabrzmiało to tak, jakby miał już jakieś plany co do przyszłości małej. – Zdążyłem przeczytać dziennik – dodał ponuro. – Miałaś rację, że Herbert to był drań. Zaraz odszukam tę kobietę, która przychodziła do Signe z insynuacjami na temat jego kochanek. Z opisu jasno wynika, kto to. Ta baba ma wyjątkowo jadowity język i jeśli może komuś zatruć życie, robi to bez skrupułów.
– A co jest na tych dwóch ostatnich stronach? Coś ważnego?
– Owszem, myślę, że znaleźliśmy rozwiązanie wielu zagadek. Najpierw mowa jest o sprawach, którymi nie powinniśmy się raczej zajmować, że mianowicie przywiązanie Herbena do matki jest chyba trochę zbyt silne. Najważniejsze jest jednak to, że Lovisa nie była jedynym dzieckiem Herberta.
– Och, mój Boże! Biedna Signe!
– Tak! Tak trzeba powiedzieć! Jak się o tym dowiedziała, nie mówi, ale wspomina o dwojgu nieślubnych dzieciach. Właśnie jedno z nich było przyczyną przeprowadzki z Christianii tutaj, ściśle biorąc – ucieczki przed konsekwencjami romansu. Jeśli chodzi o drugie dziecko, to wszystko wskazuje na to, że urodziło się mniej więcej w tym samym czasie, co córeczka Signe. O ile dobrze zrozumiałem, to mieszkało ono w naszej parafii.
– Och, Signe! – jęknęła Belinda. – A ja myślałam, że ona jest taka szczęśliwa! Z nas dwu ona zawsze miała więcej powodzenia. To ona miała wszystko, urodę, inteligencję…
– To nie zawsze oznacza szczęście. Ale teraz wiem przynajmniej, kto jest matką tego drugiego dziecka. Pamiętam młodą dziewczynę, która urodziła dziecko mniej więcej rok temu. Stała się po tym jakaś dziwna, zamknęła się w sobie. A dziecko zmarło. Z dziennika Signe wynika jednak, że ojciec dziewczyny przychodził do Elistrand z poważnymi pogróżkami pod adresem Abrahamsena…
– Ale to musiało być dawno temu! Signe nie żyje przecież od roku!
– Tak. Myślę, że on musiał tu przychodzić zaraz po tym, jak jego córka urodziła dziecko.
– No, ale to chyba nie on… – rzekła Belinda w zamyśleniu.
– Nie, nie on – przyznał lensman. – Ten stary zresztą nie jest typem człowieka, który mógłby kogoś zabić. On był po prostu zrozpaczony. Nie myślę też, żeby to zrobił Viljar z Ludzi Lodu.
– Ach, tak! – wykrzyknęła Belinda radośnie.
Lensman uśmiechnął się:
– Tak uważam. Viljar po prostu solidnie potrząsnął Abrahamsenem i to mu wystarczyło, żeby dać upust złości. Nigdy nie wierzyłem, że on mógłby wrócić do Elistrand i zabić człowieka, którego dopiero co pobił. To do niego niepodobne.
– Ale mimo to trzyma go pan w areszcie?
– No, a co mam zrobić? Viljar jest jedynym podejrzanym. A poza tym asesor sobie tak życzy. Chce go zmusić, żeby się przyznał do czegoś innego.
Belinda skuliła się.
– A może ty coś o tym wiesz? – dodał lensman z łagodnym naciskiem.
Podskoczyła na siedzeniu.
– Ja? Ja nic nie wiem! Absolutnie nic!
Lensman posłał jej wymowne spojrzenie. Mógłby bardziej stanowczo przycisnąć do muru tę małą kłamczuchę, ale czuł w głębi duszy, że nie powinien tego robić. Była tak bezgranicznie lojalna, a zarazem stanowiła najsłabszy punkt obrony Viljara z Ludzi Lodu. Wymuszać na niej zeznania to tak, jakby strzelać do młodego zajączka. Lensman zaś nie mógł nic poradzić na to, że lubił zarówno Viljara, jak i tę małą ufną istotę, nie cierpiał natomiast Herberta Abrahamsena i jego okropnej matki. Musiał jednak trzymać na wodzy osobiste uczucia.
– A więc pan uważa, że to krewni tamtej dziewczyny z Christianii zemścili się na Abrahamsenie? – zapytała Belinda, by odsunąć jak najdalej niebezpieczny temat Drammen i Marcusa Thrane.
– Ktoś taki jak Abrahamsen miał z pewnością wielu wrogów, ale jest bardzo prawdopodobne, że w tym przypadku chodziło o dziecko – przyznał lensman. – Z tego, co pisze Signe, wynika, że matka tamtego dziecka była kobietą zamężną. Można więc sobie wyobrazić, że jej mąż nie miał specjalnych powodów do radości.
– Ale jego nazwisko nie jest znane?
– Owszem. To znaczy nazwisko nie, ale muszę tylko sprawdzić zawód i powiązania z Abrahamsenem, to nie będzie trudne.
– I wtedy… Wypuści pan Viljara?
– Myślę, że on wyjdzie na wolność lada dzień. Będziecie go mieli z powrotem w Grastensholm jeszcze przed niedzielą.
Belinda usiadła wygodniej, prosta jak świeca, ręce złożyła na kolanach i uśmiechała się z radości.
Nie chciała nawet myśleć o tym, co by się stało, gdyby wtedy nie znalazła tego dziennika. Albo gdyby Kari nie przyznała się, że kłamie.
Tymczasem w Grastensholm Heike postanowił odbyć poważną rozmowę z Vingą.
– Och, mój kochany, naprawdę nie ma o czym mówić – próbowała bagatelizować sprawę Vinga.
Heike uderzył pięścią w stół, aż jęknęło, i zawołał:
– Nie życzę tu sobie żadnego fałszywego heroizmu! Jestem lekarzem i żądam, by moi najbliżsi okazywali mi trochę zaufania! Jak ja się czuję, twoim zdaniem, w takiej sytuacji? Od dawna masz bóle?
Vinga wzruszyła ramionami.
– Ależ zapewniam cię, to naprawdę nic poważnego. Czasami jakieś bóle w piersi. Zmęczenie. Nic, czym można by ci zaprzątać głowę.
Lęk sprawił, że Heike wpadł we wściekłość:
– To już chyba nadmiar szacunku dla lekarza! Nie życzę sobie tego! Nie spodziewałem się, że z twojej strony mnie to spotka, Vingo. Dlaczego nic mi nie mówiłaś?
– E tam! – bąknęła, patrząc zakłopotana na stół. – Wiesz, jak to jest. To nie przed tobą chcę ukryć chorobę, ale przed sobą.
– Tak. To rozumiem. Ale teraz opowiadaj!
– To wszystko naprawdę nie jest dokuczliwe. Miewam od czasu do czasu ostry ból, ale zawsze sobie to jakoś tłumaczyłam, albo że naciągnięty mięsień, albo że jedzenie mi zaszkodziło, no nie wiem, Heike, ale jestem przekonana, że to nic takiego.
– Ja też mam taką nadzieję – powiedział niemal brutalnie. – Ale zbadać cię muszę. Na wszelki wypadek.
W gruncie rzeczy Vinga też tego chciała.
– Jak to miło zrzucić odpowiedzialność na kogoś innego – powiedziała z uśmiechem.
Kiedy Heike badał ją bardzo gruntownie, zapytała:
– Jak ci się zdaje, co Viljar robi w tym Drammen?
Żadne z nich bowiem nie miało wątpliwości, że Viljar i Belinda tam właśnie spędzili wczorajszy wieczór.
– Nie wiem. Ja nic z tego nie rozumiem. I trzeba chyba przyjąć, że od dawna tam jeździ, zawsze kiedy na tak długo opuszcza dom…
– Nie zawsze. Czasami trwa to znacznie krócej, nie zdążyłby tam dojechać i wrócić.
– Masz rację. No cóż, nic specjalnego u ciebie nie wykryłem, ale pozwól, że przeprowadzimy poważną kurację wzmacniającą. To ci naprawdę potrzebne.
– A w każdym razie nie zaszkodzi – odparła równie obojętnie jak przedtem. – Ile kosztuje wizyta?