Выбрать главу

– Teraz? Nigdy w życiu!

– Dobrze powiedziane – rzekła Tula lakonicznie. – Nigdy w życiu!

– Musimy się z nim zmierzyć, spróbować go pokonać.

– W jaki sposób? Nasi przodkowie nie mogą ci tu w niczym pomóc.

– Wiem. I alrauna też nic by nie pomogła. Tula, czy tobie to nie pochlebia? Że on nie chce nas dalej puścić?

– Tak, możemy czuć się wyróżnieni. Będę chyba musiała użyć całej swojej sztuki. Tym razem to naprawdę nie przelewki.

– Ja też użyję moich magicznych przedmiotów, zabrałem ze sobą wszystko, co może się przydać. Zobaczymy, jak daleko nas to zaprowadzi.

– Celem powinno chyba być unicestwienie jego astralnej postaci i złamanie siły jego myśli, prawda?

– Owszem, ale zdaje mi się, że nie mamy przed nim żadnych tajemnic. Spójrz na niego teraz!

I to właśnie w tym momencie na pustkowiu przed wejściem do Doliny Ludzi Lodu, alrauna poruszyła się na piersi Viljara, jakby prosiła o pomoc dla narażonych na niebezpieczeństwo.

Paskudna figura siedziała jak przedtem, skulona, z pochyloną głową, ale wokół niej unosiło się coś jakby obłok kurzu, wirujący, złowieszczy, ostrzegawczy. Istnienie w pobliżu jasnej wody najwyraźniej przyprawiało tę pokrakę o niepokój.

– Nie bardzo mogę mówić o tym stworze: „on” – powiedziała Tula. – On, to tak, jakbyśmy przyznawali temu osobowość, ludzkie cechy. To jest… po prostu: „To”.

Jej słowa widocznie uraziły złą istotę, bo nagle zaczęła się powiększać.

– Lepiej chyba uważać, co się mówi – rzekł Heike.

Kiedy tak rozmawiali, Heike wydobył skórzany woreczek z częścią skarbu Ludzi Lodu. Otwierał go powoli, a tymczasem Tula śpiewała jakąś osobliwą, magiczną pieśń, której nie rozumiał. Przypomniał sobie teraz inną księżycową noc na innej płaskiej skale. Pięćdziesiąt lat już minęło od czasu, kiedy Vinga i on, przy pomocy czarodziejskich run i prastarych magicznych przedmiotów swojego rodu, przywołali na świat szary ludek. Wtedy mieli przed sobą całe życie. Teraz przed nim nie było już niczego. Mógł jedynie podjąć próbę zmierzenia się ze złem, żeby pomóc swoim potomkom.

Nagle zastygł w bezruchu. Monotonna pieśń umilkła, domyślił się zatem, że Tula przeżywa to samo co on.

Tuż przed nimi pojawiła się jakaś postać. Mężczyzna, być może trzydziestoletni, ale nie starszy. O łagodnym, smutnym uśmiechu na bardzo interesującej twarzy, o ciemnych, miedzianorudych włosach i rozumnym spojrzeniu. Unosił ostrzegawczo rękę, jakby chciał zagrodzić im drogę.

– Kim jesteś? – zapytał Heike.

Przybyły odpowiedział melodyjnym głosem:

– Ja jestem tym wybranym, który miał być obdarzony taką siłą, jakiej nikt przedtem ani potem na świecie nie miał posiadać. Ale nić mojego życia została przerwana, mój czas nigdy nie nadszedł, nawet ja sam za życia nie wiedziałem, że jestem wybranym. Wiedział o tym tylko ten stary zły…

Ogarnęło ich głębokie rozczarowanie.

– Skoro ty byłeś tym wybranym, to czy to oznacza, że dla Ludzi Lodu nie istnieje już żadna nadzieja?

– Nie rozpaczajcie – pocieszał ich przybysz. – Ród musiał czekać tak długo właśnie dlatego, że moje życie zostało przerwane, a siły unicestwione. Ale bądźcie spokojni, narodzi się jeszcze jeden! Być może ja i tak bym nie zdążył się rozwinąć, by być wystarczająco silny, nie wiem. Ale ten prawdziwie silny przyjdzie…

Wtrąciła się Tula:

– Zawsze myślałam, że nasi opiekunowie z tamtego świata nie mają władzy nad doliną i w żaden sposób nie mogą nam tutaj pomóc. Że jego siła jest tutaj zbyt wielka. Ale jednak ty przyszedłeś?

Uśmiechnął się tym swoim bolesnym uśmiechem i potrząsnął głową.

– Ja też nie mogę wam pomóc. Mogę was jedynie przestrzec. I to właśnie czynię. Zawróćcie, proszę was. Tu naprawdę nic nie możecie zrobić.

– Teraz nie możemy już zawrócić – odparł Heike. – Ale dlaczego ty się tutaj pojawiłeś?

– Podobnie jak twój przyjaciel Wędrowiec w Mroku został wysłany na Południe, by strzec miejsca spoczynku naszego przodka, tak ja mam pilnować miejsca, w którym ukryte jest naczynie. Twój przyjaciel ze Słowenii nie może zrobić nic innego, jak tylko trzymać cię z daleka od punktu, w którym spoczywa Tengel Zły, podobnie i ja mogę was tylko prosić, byście się jeszcze raz bardzo dobrze zastanowili nad swoją decyzją. Jeśli wybierzecie złą drogę, nie będę mógł wam pomóc.

Stali bez słowa. Istota na skale ani drgnęła.

– Widzę, że nie zamierzacie posłuchać mojej rady – uśmiechnął się przybysz cierpko. – W takim razie mogę was już tylko prosić o jedno: Nie drażnijcie go! Jego władza jest większa, niż się wam wydaje. Żegnajcie! Albo raczej: Do zobaczenia!

Po czym zniknął.

Oni zaś stali jak sparaliżowani.

– No tak – westchnęła po chwili Tula. – To przynajmniej wiemy, jak wygląda Tarjei.

– Masz rację, to z pewnością on. Wszystko się zgadza do najdrobniejszego szczegółu. Ród wiązał z nim wyjątkowo wielkie nadzieje. Rozumiem, że nie zdążył rozwinąć swoich możliwości. Zamysł był taki, że Tarjei miał być przygotowany pod każdym względem, miał skończyć najlepsze szkoły, otrzymać gruntowne wykształcenie, miał wiedzieć wszystko i dopiero potem miała się ujawnić jego ponadnaturalna siła. Ale szalona wyprawa Kolgrima ściągnęła go do tej nieszczęsnej doliny, gdzie absolutnie nie powinien był przychodzić nieprzygotowany… bo stał się zbyt łatwą zdobyczą tego tam. Z powodu Kolgrima, przeklętego wyrzutka! Nie, nie ma żadnych wątpliwości, kto kierował nożem w ręce Kolgrima. Przed urodzeniem się Shiry Tarjei musiał być najstraszniejszym wrogiem tej pokraki.

– To nie lubi słowa „pokraka”, Heike – powiedziała Tula, spoglądając ukradkiem na skałę.

– Ach, to przecież tylko chimera! – prychnął Heike niecierpliwie. – Koncentracja myśli. Chodzi mi o to, że jego tu przecież nie ma, on tylko kieruje ruchami tego czegoś tam z miejsca swojego spoczynku. Tula, my oboje, i ty, i ja, byliśmy kiedyś wydani jego władzy i w każdym przypadku sprawą najważniejszą był flet! Teraz, kiedy w pobliżu nie ma żadnego fletu, on nie ma nijakiej mocy!

– Być może masz rację – rzekła z wahaniem.

Księżyc świecił teraz jakimś niesamowitym blaskiem; było jasno niczym w dzień. Żadne nie miało poczucia rzeczywistości, nie obciążała ich też jakakolwiek odpowiedzialność. To, co robili, nie dotyczyło ludzi poza tą doliną. Mieli do spełnienia zadanie, które sobie sami dobrowolnie wyznaczyli i zamierzali je wykonać, nie licząc się z kosztami.

Przyszli tu, żeby mu odebrać zdolność do materializowania się i kierowania wydarzeniami daleko od miejsca, gdzie spoczywa jego fizyczna osoba. Jeśli potrafią tego dokonać, droga do przeklętej wody stanie otworem i wtedy będzie można uwolnić Ludzi Lodu od strasznego dziedzictwa, a cały świat od wielkiego niebezpieczeństwa: Że złe moce obejmą panowanie na ziemi.

Ale o tym niebezpieczeństwie wiedzą tylko Ludzie Lodu.

Zatem podjęli swoją pracę. Zaklinali złą moc i starali się ją obezwładnić za pomocą czarów. Skoro jednak pierwsze próby nie przynosiły żadnego rezultatu, zastanawiali się, co dalej. Heike rzucał na drogę, którą mieli iść, małe kulki z czarodziejskich ziół i innych magicznych remediów, by ograniczyć w tym miejscu oddziaływanie złego ducha. Najlepsze zaklęcia Tuli nie skutkowały – chwilami wydawało im się, że Tengel Zły siedzi i bawi się tymi ich nieporadnymi wysiłkami.

– Czy nie powinniśmy wylać paru kropel magicznej wody? – zapytała Tula szeptem, nie mając odwagi spojrzeć w górę na skuloną tam postać.

– Oszalałaś? – oburzył się Heike, także szeptem. – Wody musimy strzec, jakby była ze złota! Pomyśl, co by się stało, gdyby dostała się w jego pazury! Zniszczyłby ją, a w każdym razie my już byśmy jej nie zobaczyli.