Выбрать главу

– O obiekcie I43 łamane przez GW.

– Jacek, nie wydurniaj się! Nazwisko mi podaj! Myślisz, że jestem w stanie wszystko spamiętać? Personalia każdego, kto pozostaje w naszym operacyjnym zainteresowaniu?

– Komisarz Michał Wroński.

– Ach, ten! To przez niego dusimy się w tej klitce? Mam nadzieję, że w tej Oleśnicy mamy wygodniejsze punkty. Gdybym musiał tam kiedyś dotrzeć, wolałbym spędzić noc w bardziej komfortowych warunkach.

Kapitan przypomniał sobie ciasny pokój w hotelu „Perła”.

– Nie liczyłbym nazbyt wiele – odparł.

– Trudno. Mów. Co z tym gliną.

– Okazał się wyjątkowo bystry. Byliśmy przekonani, że to zwyczajny policjant, z tych co prochu nie wymyślą, ale gość jest bardzo inteligentny i operatywny. Idzie we właściwym kierunku, niewykluczone, że może dojść za daleko.

Generał odetchnął głębiej. Duszne powietrze wypełniło płuca, by uciec ze świstem. Przeklęta astma. Sięgnął do kieszeni, wyjął aplikator, przyjął dawkę leku.

– Stanowi zagrożenie dla twojej misji?

– Nie mam pojęcia tak naprawdę – Kapitan wzruszył ramionami. – Ale nie dał się nikomu zepchnąć z właściwych torów, chodzi w miejsca, które pozostają pod obserwacją, rozmawia z ludźmi, którymi się interesujemy.

– Co proponujesz? Eliminację?

– W żadnym razie! – zaprotestował gorąco kapitan. – Na pewno nie w tej chwili. Mam co do niego swoje plany. Potem, po całej sprawie. Poza tym, może się jeszcze okazać przydatny. Wie pan jak to jest. Miejscowy zawsze więcej wyciągnie od ludzi niż obcy.

– Zamierzasz go wtajemniczyć? – Generał zmarszczył brwi. – To chyba nierozsądne.

– Absolutnie! Zamierzam go nadal obserwować, przycisnąć jeśli będzie okazja, oczywiście nie ujawniając tożsamości. Jednak, na wszelki wypadek, muszę prosić o pozwolenie na eliminację.

– Na wszelki wypadek? O czym, myślisz?

– Wkoło tego człowieka zrobiło się ciasno. Sam pan wie, że nasza operacja jest jedną z wielu, że mamy do czynienia z kilkoma jeśli nie kilkunastoma konkurencyjnymi agenturami. Nie mogę mieć stuprocentowej pewności, że Wroński nie został zwerbowany. Nie teraz oczywiście, ale lata temu! Jego partner z pracy, niejaki Jerzy Majer jest na pewno umoczony. Niedawno spotkał się z Philipem Descardier. To oczywiście może być przypadek, bo Phil siedzi w Polsce od czterdziestu lat i mogą się znać od lat, ale bardziej prawdopodobne, że komisarz Majer był dotąd po prostu mało czynnym agentem i nie rzucił się w oczy albo pełnił rolę zwyczajnego śpiocha, który zaczął być do czegoś potrzebny.

– Do czego? – Generał znów zmarszczył brwi. – Mów jak należy.

No tak, kapitan pokiwał w duchu głową. Szef lubi być precyzyjny i tego samego wymaga od podwładnych. To może irytujące, że trzeba mówić wszystko, ale z drugiej strony w tym szaleństwie jest metoda. Unika się niedomówień i nieporozumień.

– Uważam, że ma za zadanie obserwować Wrońskiego – zamyślił się. – Wie pan – powiedział po chwili cichym głosem – szkoda mi trochę komisarza. Wpadł w sam środek afery, o której pewnie nie ma pojęcia. Działa na ślepo, ale trafnie. Lepiej dla niego, żeby był głupszy. Wtedy nie zastanawiałby się nad tymi wszystkimi dziwnymi rzeczami, jakie dzieją się wokół jego dochodzenia. Gdyby szef kazał pracować nad sprawą tylko jednego trupa, to robiłby tylko to, nie patrząc na boki. Oczywiście zakładam, że faktycznie nie jest powiązany z naszymi przeciwnikami.

– Nie bądź taki litościwy. W naszej pracy to może być spora przeszkoda. Dobrze, masz zgodę na likwidację policjanta jeżeli zacznie zagrażać bezpieczeństwu naszej misji. A na razie obserwuj. Chłopcy jak sobie radzą?

– Janusz z Wieśkiem nie spuszczają go z oka. Oczywiście prowokacyjnie, żeby czuł oddech na karku. Liczymy, że jeśli jest powiązany z zagranicznym wywiadem, sam się sypnie, popełni błąd albo rozdrażnimy jego mocodawców. Na razie wygląda to na jałową robotę. Wroński jest raczej czysty. A Darek z kolei sprawdza go operacyjnie, dyskretnie, bez zostawiania śladów.

– Tak trzymać. Co dwa dni składasz meldunek pułkownikowi, jak dotychczas.

* * *

Jerzy nie wiedział, czy Michał jest taki twardy, czy mu po prostu nie zależy. Nie zareagował w żaden sposób na rewelacje.

– Wyglądasz, jakby cię to nie zaskoczyło.

Wroński uśmiechnął się smutno.

– Bo nie zaskoczyło. W żaden sposób. Domyślałem się, jak stoją sprawy. Ty mi tylko dopowiedziałeś kilka szczegółów.

– Masz do mnie żal?

– O co? Że mnie szpiegujesz czy o te informacje rodzinne?

– Jedno i drugie.

Michał miał na końcu języka ostrą odpowiedź, otworzył nawet usta, ale zmienił zdanie.

– Nie, Jurek. Mam to wszystko w dupie. Przy takich okazjach najpierw jest zaskoczenie, potem wściekłość, aż wreszcie robi się wszystko jedno. Wiesz, jak to jest?

– Orientuję się. Miałem w życiu kilka razy pod górę.

– Dobra. To w takim razie powodzenia. Idę do domu.

Jerzy namyślał się chwilę.

Wreszcie podjął decyzję.

– A może przyjdziesz dzisiaj do mnie? Nachlamy się jak za dawnych dobrych czasów.

– Nie gniewaj się, ale nie. Przyszedłbyś wiedząc, że kumpel pisze na ciebie donosy? Nieważne, szkodliwe czy nie, ale pisze. Obaj byśmy się źle czuli.

Wziął z blatu teczkę z aktami, wrzucił ją do szuflady.

– Chciałem to przejrzeć w domu, ale dam sobie jednak spokój. Czasem trzeba odpocząć.

– Uważaj na siebie.

Wroński odwrócił się w drzwiach.

– Co mam przez to rozumieć?

– Nie wiem. Naprawdę. Ale czuję, że powinieneś być ostrożny.

Michał tylko podniósł rękę na pożegnanie.

Jerzy kilka minut siedział bezruchu, przerzucał bezmyślnie między palcami duży spinacz do papieru. Nie wiedząc kiedy, rozgiął drut, zaczął go rozprostowywać.

Wreszcie podjął decyzję.

Poderwał się, usiadł do komputera Wrońskiego.

Przeczytał raport, przeleciał wzrokiem jeszcze raz rzędy liter, poprawił kilka błędów, zamknął dokument, a potem zdecydowanym ruchem przeniósł plik do kosza.

– Niech was wszyscy diabli – warknął. – Niech was wszystkich szlag trafi, psy cholerne.

Opróżnił kosz. Filip będzie wściekły. Bardzo dobrze!

Najlepiej, żeby mu ze złości żyłka pękła. Może byłoby trochę spokoju.

* * *

Padł wyczerpany na ławeczkę. Trzydzieści powtórzeń przy dużym obciążeniu może wykończyć. Czuł pulsowanie w piersiach, mięśnie drżały. W zasadzie powinien pójść do domu, ale w duszy narastał trudny do przełamania opór.

Bał się, że jeśli Magda znów zacznie codzienne już wymówki, wykrzyczy jej wtwarz swoje żale i wszystko się skończy. Cóż, pewnie kiedyś trzeba będzie to wreszcie zrobić, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze odwlec tę chwilę.

Miał nadzieję, że wycisk na siłowni uspokoi chociaż trochę skołatane nerwy. Nic podobnego. Zamiast zapomnieć, rozmyślał o ostatnich wydarzeniach. Co się stało w pięćdziesiątym siódmym roku, że dochodzenia zostały przejęte najpierw przez lokalną komórkę UB a potem centralę kontrwywiadu i zostały utajnione?

Podobieństwa między tamtymi wydarzeniami, a obecną sytuacją były aż nazbyt widoczne. Oczywiście różnice w podejściu do samej pracy musiały być. W czasach głębokiej komuny milicjanci mieli jeszcze mniej swobody niż dzisiaj. Pewnie nie do pomyślenia było jakiekolwiek prywatne śledztwo, działanie na własną rękę musiało się skończyć surowymi konsekwencjami. No i gromadzenie materiałów było trudniejsze, a przede wszystkim ich sprawdzanie bez ingerencji wszechwiedzącej bezpieki.

On może sobie pozwolić na korzystanie z bazy danych na własną rękę, sprawdzić czy denaci zostali umieszczeni w katalogach osób poszukiwanych. Dawniej musieli wysyłać pisemne zapytania, ewentualnie ustalać telefonicznie, co wiązało się z totalną inwigilacją. Jeśli ktoś z samej góry chciał uciąć łeb sprawie, robił to szybko i sprawnie. Co nie znaczy, że dzisiaj tak być nie może – nadeszła natychmiast refleksja – władza także usprawniła metody nacisku.