Выбрать главу

– Jasne. Bardzo się boję. Jeżeli nie napiszę – przedrzeźniał ton mniejszego – to nie dlatego, że szantażuje mnie pan konsekwencjami. Po prostu wiem, że to bez sensu. Stanowicie państwo w państwie i na wiele możecie sobie pozwolić. Jednak ostrzegam, mogę stracić pewnego dnia cierpliwość. A wtedy zwrócę się tam, gdzie wasze rączki nie sięgają.

– To znaczy?

– To znaczy wytoczę wam proces o nękanie. Nie jako funkcjonariuszom państwowym, ale dwóm zwykłym dupkom. Powiedzmy, że zupełnie nie wiem, o co wam chodzi. Jesteście podejrzanymi typami dostaję od was dziwne, dwuznaczne propozycje. Może się z tego wygrzebiecie, ale krzyk będzie w prasie i telewizji. Ludzie chętnie uwierzą w podobną historię. Mieliście przedsmak na siłowni.

– Nie bądź za cwany – odezwał się Flap.

Wroński obrzucił go tylko pogardliwym spojrzeniem, nie odpowiedział na zaczepkę.

– To jak? – zwrócił się do Flipa. – Możemy jechać?

* * *

– Późno jesteś. Dzwonił pan profesor Walberg – przywitała go w progu Magda. – Prosił, żebyś się do niego odezwał.

Dopiero po dłuższej chwili Michał skojarzył, że powiedziała do niego i nie jest to kolejny wyrzut. Był potwornie zmęczony.

Profesor Krzysztof Walberg, nauczyciel historii w liceum. Nie widzieli się od dłuższego czasu. Profesor był czynnym członkiem Towarzystwa Przyjaciół Oleśnicy, prawdziwym miłośnikiem dziejów tego regionu Dolnego Śląska.

– Jutro zatelefonuję.

– Prosił, żebyś to zrobił dzisiaj. Był chyba bardzo zdenerwowany – Podała mu karteczkę z numerem.

Z ciężkim westchnieniem wystukał kombinację liczb. To na pewno może poczekać, ale żona nie daruje. Gotowa marudzić cały wieczór.

– Halo. Dzień dobry, panie profesorze. Z tej strony Wroński.

– Witaj, Michale – profesor miał fenomenalną pamięć.

Znał imiona swoich uczniów przez wszystkie pokolenia, które uczył. Ktoś taki powinien pracować w policji, może byłby w stanie ogarnąć cały ten burdel. I pewnie z racji tej swojej fotograficznej pamięci był znakomitym historykiem. Publikował w różnych biuletynach, ale także w dużych czasopismach, takich jak „Wiedza i Życie” czy „Mówią Wieki”.

– Chciałbym cię prosić o spotkanie. Ale nie u mnie w domu.

– Kiedy?

– Zaraz, mój drogi, za pół godziny.

Michał o mało głośno nie jęknął. Marzył, żeby coś zjeść i położyć się na kanapie przed telewizorem, przemyśleć dzisiejszą pogawędkę z wewnętrznymi. A przecież było o czym myśleć.

– Czy to nie może poczekać?

– Nie powinno. Czy mówi ci coś nazwisko Ramiszewski? Adam Ramiszewski.

We Wrońskiego jakby piorun strzelił.

– Gdzie mam się zjawić?

– W jakimś neutralnym miejscu. Możesz skoczyć do „Iwony”?

– Dlaczego nie chce pan, żebym przyszedł do pana domu?

– Mam powody. Mogę na ciebie liczyć?

– Oczywiście. Zaraz się zbieram.

Zmęczonym gestem odłożył słuchawkę. A potem zerwał się z fotela.

– Wychodzisz? – Magda zmarszczyła brwi.

– Wychodzę. Ale nie do kochanki. Nie tym razem. Chyba że uważasz, że profesor Walberg może mnie podniecać.

– Tajemnice, tajemnice – odparła z przekąsem. – Dużo tego ostatnio. Czy to jakoś wiąże się z tym listem, który dałam do wysłania Hance? Zachowywałeś się wtedy jak jakiś James Bond.

– Nie wiem – wzruszył ramionami. – Być może, chociaż mam nadzieję, że jednak nie. A Hance kup ode mnie dobrą czekoladę.

Po chwili szedł ulicą Trzeciego Maja w stronę Rynku. Stamtąd do kawiarni „Iwona” jest już tylko parę kroków. W głowie przewijała się rozmowa z Flipem i Flapem. Postanowili go zaszczuć, zastraszyć, a może po prostu unieruchomić? Cholera ich wie.

A potem pomyślał o Balińskim. Pogawędka na temat narkotyków wracała niczym płyta nastawiona na ciągłe odtwarzanie. Inspektor wydawał się zadowolony, a nawet zachwycony wnioskowaniem Michała. Za bardzo go chwalił. Jakby od samego początku rozmowy chodziło mu właśnie o to, żeby komisarz tak a nie inaczej prowadził tok rozumowania.

Ale jednego nie wziął pod uwagę.

Nie po to Wroński wysłał chustkę ze śladami cegły i wapna do analizy, żeby dać się wpuścić w trop narkotykowy. Nie po to grzebał w archiwum. Co bowiem miałaby wojna gangów do zabijania niezidentyfikowanych ludzi w tym samym lub podobnym miejscu?

Wszyscy zainteresowani zdawali się jakoś o tym dziwnie nie pamiętać, ale Michał wiedział, czuł przez skórę, że właśnie pył ceglano-wapienny i stara sprawa sprzed lat są bardzo cennymi wskazówkami. A jeżeli wyższy oficer udaje, iż tego nie zauważa, to znaczy, że może sobie lekceważyć koncepcyjne myślenie, a chce tylko zmylić trop, skierować komisarza w ślepą uliczkę.

Poczekaj, panie nadzorco, obiecał w myślach, nie wpuścisz mnie w maliny. Już ja wywęszę, co trzeba. Ciekawe, czy chociaż przez minutę wierzyłeś w skuteczność swoich poczynań.

Profesor nie wyglądał dobrze. Oczy podkrążone, cera ziemista, jakby ostatnio mało spał albo dręczyła go poważna choroba.

– Mój dobry znajomy, doktor Ramiszewski został zamordowany – szepnął, kiedy tylko Michał usiadł przy stoliku. Zamilkł, bo podeszła kelnerka. Wroński zamówił po szklaneczce whisky.

– Wiesz coś o tej sprawie?

– Wiem, panie profesorze. Widziałem ciało lekarza. i jego bratanicy. To bardzo tajemnicza i przerażająca historia.

– Straszne. Dowiedziałem się dopiero przed kilkoma godzinami. Próbowałem się dodzwonić do Adama, ale nikt nie odbierał, więc wykonałem telefon do niego do pracy. Tam mi powiedzieli, że nie żyje. Od razu połączyłem to z wiadomością ze „Słowa Polskiego”o okrutnym zabójstwie przy Wyspiańskiego. Z miejsca pomyślałem o tobie. Pracujesz w policji, możesz się lepiej w tym zorientować, a ja mogę pomóc. Bo chyba wiem, dlaczego zabito Adama.

– Dobrze go pan znał?

– Czy dobrze? Nie wiem. Ale na pewno długo. To nie był zbyt towarzyski człowiek. Łączyły nas jednak zainteresowania. Konkretnie historią powojenną Wrocławia i okolic. No i Oleśnicy, rzecz jasna.

– Rozumiem. Ale co to ma do rzeczy?

– Może sporo, a może nic. Jeżeli to był tylko napad rabunkowy, jak podali w notatce.

Michał myślał błyskawicznie. Z jednej strony nie powinien ujawniać szczegółów sprawy postronnej osobie, z drugiej wiedział już, że jeśli powie prawdę, może usłyszeć coś naprawdę interesującego. Wreszcie się zdecydował.

– W gazecie nie napisali prawdy. Nie stwierdzono motywu rabunkowego. Dokładnie przeszukano jedynie pracownię doktora – widział, jak Walberg przełyka nerwowo ślinę. – Czy to coś panu mówi?

– Obawiam się, że tak, mój chłopcze.

– Powie mi pan?

Na czole profesora pojawiła się pionowa zmarszczka, znak poważnego namysłu. Wahał się wyraźnie, walczył zeso bą. Czy może zaufać dawnemu wychowankowi? Czy ten chłopiec, zawsze krnąbrny, ale nieodmiennie uczciwy nadal jest tym samym człowiekiem? Czy nie wszedł w miejscowe układy, nie zabrudziła mu duszy szara codzienność?

Wroński doskonale zdawał sobie sprawę z wątpliwości nauczyciela. Sam czasem zadawał sobie podobne pytania. To dlatego Walberg chciał się spotkać w publicznym miejscu. Nie wiedział, czy może mu do końca zawierzyć.

– Dobrze, ja zacznę – Michał przerwał wreszcie kłopotliwą ciszę. – Byłem dwa razy u Ramiszewskiego. Raz chciałem się dowiedzieć pozasłużbowo pewnych rzeczy. Oczywiście informacji uzyskałem niewiele. Drugi raz zjawiłem się na jego wyraźną prośbę. Ale kiedy przyjechałem, odprawił mnie. Ktoś go przestraszył.

– Wiem. Dzwonił potem do mnie. Domyślasz się, o co chodziło?

Wroński rozłożył bezradnie ręce.